Rejs po najdłuższej rzece świata
artykuł czytany
9217
razy
Wygrzewając się w słońcu na pokładzie statku oglądałam pola uprawne, wiejskie chaty i zielone palmy daktylowe porastające brzegi. Gdy dobijaliśmy do portów, wystarczyło niekiedy przejść zaledwie kilkaset metrów, by znaleźć się w świecie sprzed kilku tysięcy lat. Nocą gwiazdy na bezchmurnym niebie tworzyły bajkowy spektakl. To wszystko sprawiło, że kilkudniowy rejs po Nilu był jedną z najpiękniejszych moich podróży.
Przy brzegu rzeki, w Asuanie, na turystów oczekują statki wycieczkowe. Którymś z nich za kilka godzin popłyniemy na północ. Na razie jednak przejeżdżamy przez miasto, w którym starożytne ruiny prawie ocierają się o nowoczesne tamy, dzięki którym okoliczne wioski mają energię elektryczną, ale zamieszkujący teren obecnego sztucznego jeziora Nasera Nubijczycy stracili dach nad głową. Woda z jeziora zapewnia wodę nawet w okresach największej suszy, ale Nil już nie wylewa i nie nanosi na pola żyznego mułu, który należało zamienić na nawozy sztuczne. Można by tak wymieniać bez końca zalety i wady tamy asuańskiej, najlepiej stojąc na jej szczycie, skąd roztacza się piękny widok na jezioro i koryto rzeki.
Małymi łódkami udajemy się na wyspę Aglika, która także odczuła skutki budowy tamy. Poziom wody w rzece tak się podniósł, że trzeba było całą świątynię Izydy stojącą kilkadziesiąt wieków na wyspie File przenieść w inne miejsce, gdyż budowla znalazła się w wodzie. Ogromny kompleks, kamień po kamieniu, dzięki pieniądzom UNESCO i EAO przetransportowano w latach 70. na sąsiednią wyspę.
Po raz pierwszy staję przed egipską świątynią i nie mogę wyjść z podziwu nad jej ogromem i majestatem. Kawałek ziemi, na której znajdują się dziedzińce, kolumnady i świątynie uznawany był za pierwszy, jaki wynurzył się z wód Chaosu. Świątynię Izydy budowano przez osiemset lat, w czasach ptolemejskich i rzymskich. Łączy ona elementy architektury starożytnego Egiptu z architekturą grecko - rzymską i doskonale harmonizuje z otoczeniem.
Kwaterujemy się na statku, w ładnych kabinach i zaraz wybiegamy na pokład. Żegnamy Asuan, z jego portem małych łódek - feluk, których żagle dodają rzece tak wiele uroku. Gwiazdy zastępują powoli światła miasta.
Niezwykle ciekawa wschodu słońca wstaję na kilkanaście minut przed nim. Nie żałuję snu. Zza wzgórza powoli wyłania się jasna kula, na której tle widnieją wysokie palmy. Po chwili robi się widno i w całej już krasie można oglądać żyzne brzegi Nilu z polami kukurydzy, zbóż, warzyw, sadami owocowymi. Chaty z nie wypalanej cegły, oblepione wyschniętym mułem, wyglądają bardzo biednie. Po podwórku razem biegają zwierzęta i dzieciaki, kobiety robią pranie w rzece, mężczyźni jadą w pole na wózkach ciągniętych przez osły. Amir Ismail, w połowie Polak, w połowie Egipcjanin, pilot biura Exim Tours, wyjaśnia mi, że tu, nad brzegiem Nilu ludzie żyją dostatnio. A to, że ich domostwa wyglądają tak, jak przed dziesiątkami lat, wynika z ich mentalności. - Egipscy chłopi nie lubią zmian - mówi Amir. - Nie zdziwiłbym się, gdyby za tą "lepianką" stał dobry samochód, a na koncie bankowym właściciela znajdowało się sporo kasy. Jednak on, i jego liczna zapewne rodzina nie potrzebuje innego domu.
Na brzegu w mieście Edfu czekają na nas kolorowe dorożki, którymi pędzimy do najlepiej zachowanej świątyni kultowej poświęconej bogu Horusowi z głową sokoła. Choć wzniesiono ją w czasach ptolemejskich, ta olbrzymia budowla zachowuje wszelkie kanony architektury faraonów, dając możliwość ujrzenia, jak wyglądała niegdyś większość egipskich świątyń. Aż trudno uwierzyć, że ten wielki kompleks do lat 60. XIX wieku był prawie cały przykryty piaskiem, na którym stały domy...
Do dorożek trzeba przejść przez bazar. Sprzedawcy natychmiast atakują nas używając różnych sztuczek. Gdy zauważają, że patrzymy dłużej na jakiś przedmiot, natychmiast podbiegają i mówią, że u nich kosztuje to jedynie pięć funtów egipskich (około 5 złotych). Zwabieni niską ceną wchodzimy do środka, a tam okazuje się, że za szal, chustę czy galabiję (egipską suknię) wołają 145, a nie pięć funtów. Gdy pytamy o magiczną piątkę, sprzedawca wmawia nam, że musieliśmy źle usłyszeć. Oczywiście po targowaniu można dojść do 30 czy nawet 20 funtów, ale trzeba na to przynajmniej kilkudziesięciu minut.
Przeczytaj podobne artykuły