Malijski Raptularz
Geozeta nr 6
artykuł czytany
2298
razy
"Czym różni się turysta od podróżnika? - Ten pierwszy, gdy wyjeżdża myśli o powrocie" -- Bernardo Bertolucci
Powitanie z Afryką
9 listopada, Paryż
Straszny tłok. Wokół dziesiątki dziwnie pachnących ciał. Każdy się rozpycha, kręci nerwowo, przekłada zmiętoszone papiery z jednej do drugiej ręki. Niewprawne dłonie kreślą jakieś dziwaczne wyrazy. Języki krzyżują się egzotycznie. urzędnicy są znudzeni, ale z pełnym zrozumieniem wysłuchują zawiłych wywodów czarnych petentów. Łamane zdania kreślą losy poszarpanych historią rodzin. Kilku białych, którym udało się trafić do tej przybudówki ma pełne zwątpienia miny. Dajemy paszporty człowiekowi zawiniętemu w coś jakby włosienicę w maskujące plamy. Słysząc ‘Pologne’ podnosi brwi i zmienia długopis na czerwony. Wizy będą jutro-oświadcza i rzuca nasze paszporty na podłogę.
12 listopada, Bamako
Samolot leci bokiem. Raz lewym, raz prawym. W ostatniej chwili prostuje i koła uderzają o ziemię. Jakieś pięćset metrów dalej barak, który na Gdańsku-Wrzeszczu uchodziłby za magazyn. W środku kiedyś była klimatyzacja. Kiedyś kręciły się wiatraki wentylatorów. Teraz wszędzie zalega pył. Rozgardiasz zalany falą powitalnych emocji jak po podróży dziewiętnasto wieczną koleją żelazną. Prześwietlanie bagaży to radosna ceremonia, nikt się nie patrzy w monitor. Wśród tego świątecznego podniecenia to chyba nietakt - zresztą co prześwietli blaszane kufry tubylców?
Zawsze uważałem, że problemy kończą się wraz z początkiem podróży. - Musisz wziąć taksówkę! Musisz! Daj dolary! Musisz! - nasz bierny opór doprowadza natrętów do szału - nie chcesz?! Pójdziemy na Policję! W Mali nie lubią niegrzecznych! Uważaj! Ktoś może cię pobić! Pieniądze albo...Rozglądamy się dookoła. Biali współpasażerowie odpłynęli w najeżonych antenami ONZ-owskich Dodge’ach. Wokół pustynia i rozzłoszczone twarze. Czuję jak krew uderza mi do głowy. W Mali jest dużo psów. Musicie uważać - powiedział nam później Mohamed. Wiem - odpowiedziałem przypominając sobie tę chwilę.
"Gourma Elephant" to hotelik z trzema pokojami i chmurą moskitów w toalecie. Już po godzinie udało się zainteresować nami recepcjonistę i wyrzucić naganiaczy z pokoju. Oni nie mają pieniędzy - mówi z pogardą jeden z nich i odchodzi znieważając nas spojrzeniem. Oddycham głęboko. Dzień jakby ktoś dał mi po twarzy. Trzeba się nauczyć tu żyć. A na razie napijmy się wina.
13 listopada , Koulikoro
Nitowany autobus trzęsie się na wybojach. Huk kaleczy uszy, starzec obok kaleczy mnie swymi kośćmi. Jednak najgorsze jest co innego. Parafrazując zdanie Neilly’a o Polsce: ‘W Mali poznałem piąty żywioł-kurz’. Czerwonemu pyłowi nie oprze się nic. Przed nami było wiele batalii z użyciem coraz bardziej wyrafinowanych broni. Mydło, Persil, szampon i tarka - wszystkie mieliśmy przegrać po to, by móc docenić potęgę afrykańskiej sławy mydła z Koulikoro. Ręcznej roboty żrąca kostka sody rozpuszcza wszystko; od sadzy po dżins. Odporna na nie zdaje się być tylko skóra tubylców.
Autobus wjeżdża między jakieś cienie, które wyczuwamy raczej niż widzimy. Gramy va bank - Kto nas przenocuje?! - ryczę na cały głos - Przenocujcie nas- szturcham siedzące obok kształty - Musimy gdzieś spać, kobieto! Robi się zamieszanie. Ci z tyłu też chcą wiedzieć o co chodzi. Kolejne mumie włączają się w panujący rozgardiasz. Ciasne wnętrze zamienia się w wielkie targowisko - Czego ci biali chcą? Ciekawe, że my wydajemy się zbędni. Kilometr dalej nachyla się nad nami jakaś twarz. Czy macie coś przeciw muzułmaninom?
Jestem Mohamed. Jestem Najstarszym Synem. Mój ojciec powiedział, że jestem Najstarszym Synem. Odkąd umarł to wszystko jest moje. Wszystko - subtelny gest pokazuje wyschnięty dziedziniec - wszyscy muszą mnie słuchać. Wszyscy bracia. Jesteście moimi gośćmi i możecie tu zostać jak długo chcecie. Dzień, tydzień, rok. Jesteśmy bogaci. - Przekładam Sylwii słowa zerkając na lepiankę za JEGO plecami - Nie potrzebujemy niczego. Teraz zostawcie bagaże, pokażę wam miasto.
Przeczytaj podobne artykuły