Niger - życiodajna woda
Geozeta nr 6
artykuł czytany
3256
razy
Ręka Jusufa błądzi po mapie. - Timbuktu... to będzie gdzieś tu - czarny palec wskazuje na północne rubieże Mali. Dopiero po chwili, z niejakim zdziwieniem, Jusuf odnajduje poszukiwane miasto w samym środku swojego kraju. Ale to właśnie on, a nie politycy mają słuszność. Faktyczna granica Mali przebiega zaraz na północ od Timbuktu. Dalej rozciąga się pustynia - bezludna, sucha i obca. Bo życie to przecież woda - a woda w Mali to przede wszystkim Niger.
Poranek nad wodą
Słońce niczym czerwona piłka wyskakuje zza widnokręgu krótko po szóstej. Gliniane lepianki w centrum Ségou powoli budzą się do życia. Kopyta pierwszych osiołków wzniecają tumany kurzu. Kilka kobiet z wiadrami na głowach podąża w stronę studni, mężczyźni odziani w luźne szaty przysiedli na rogu ulicy. Widok przesłania mgiełka czerwonego pyłu, wszystkie ruchy mają zwolnione tempo. Wąskie uliczki prowadzą ku widocznej w oddali rzece. Jej brzeg to zupełnie inny świat, pełen kolorów i życia.
Wody Nigru rozlewają się na szerokość kilku kilometrów. Rześki, silny wiatr pędzi całkiem spore fale. Pirogi, które uwijają się po wodzie, nieraz całkiem giną między ich grzbietami. Te wąskie czółna, sklecone z trzech desek, wypełnione są mocno ponad granice rozsądku - wielopokoleniowa rodzina, sterta arbuzów, pęki trzciny i kilka sporych sprzętów gospodarskich to zupełnie przeciętny ładunek. Chociaż burta takiego „okrętu” wystaje nieraz tylko kilka centymetrów nad poziom wody, nikt z pasażerów nie okazuje emocji. Na krzyki i teatralne gesty jest miejsce dopiero na brzegu. Kolorowo ubrane kobiety dyskutują zawzięcie i pomagają sobie w załadowaniu na głowy misek wypełnionych warzywami. Niemal każda z nich ma na plecach przywiązane niemowlę, zazwyczaj pogrążone w słodkim śnie. Towary tańczące na głowach kobiet wydają się przeczyć prawu grawitacji, maluchy przyczepione na ich plecach przybierają często zupełnie karkołomne pozycje. Cała ta szalona konstrukcja jest jednak zaskakująco stabilna i nie dochodzi do żadnych wypadków.
Tuż obok grupa mężczyzn załadowuje rozklekotaną ciężarówkę rzecznym piaskiem, inni naprawiają porwane sieci. Wokół rozłożono kolorowe płachty prania. Praczki uwijające się po kolana w wodzie wzbudzają wokół białą chmurę piany. Pranie to jednocześnie okazja do kąpieli. Nikomu nie przeszkadza, że tuż obok ktoś nabiera wodę najwyraźniej przeznaczoną do celów spożywczych...
Ryby...
Niger jest krwioobiegiem Mali. W państwie, którego połowę stanowi Sahara, a resztę półpustynne tereny Sahelu, woda ma wartość złota. Nie chodzi tu tylko o płyn do picia, ale przede wszystkim o pożywienie. Plemię Bozo zasiedlające brzegi Nigru pomiędzy Bamako a Timbuktu żyje przed wszystkim z ryb. Gliniane chatki rybaków niemal dotykają wody. Zastanawiające, co dzieje się domostwami, kiedy przybierze rzeka? Zielonkawe wody Nigru oferują obfitość ryb. Niemal każde zarzucenie okrągłej sieci przynosi wymierny efekt w postaci srebrnych kształtów trzepoczących się w okach siatki. Rybki mają często zaledwie po dziesięć centymetrów długości, ale za to jest ich dużo. W eleganckich restauracjach można wprawdzie spróbować potwora z wód Nigru - ważącego przynajmniej kilkanaście kilogramów kapitana, ale tak wielką rybę trudno złapać w wątłe sieci rybaków Bozo. Złowione rybki są suszone w intensywnych promieniach afrykańskiego słońca. Spreparowane w ten sposób pożywienie o szalenie specyficznym smaku i zapachu jest dla wielu Malijczyków podstawowym źródłem białka.
...i ryż
W wielu miejscach wzdłuż brzegów Nigru ciągnie się wąski pasek uprawnych poletek. Przypominające duże doniczki inspekty wykorzystują najżyźniejsze ziemie w całym kraju. Uprawia się na nich przede wszystkim ryż, warzywa, a dalej od nurtu rzeki - sorgo. Gdyby w pełni wykorzystać aluwialne gleby Nigru i jego potencjał nawadniający, nie byłoby w Mali problemów z niedożywieniem.
Możliwości, jakie oferuje dolina Nigru, doceniono już latach dwudziestych, kiedy dzisiejsze Mali stanowiło część Francuskiej Afryki Zachodniej. Francuzi powołali do życia organizację Office du Niger, mającą zajmować się nawodnieniami i rozwojem rolnictwa w dolinie Nigru. Początkowo próbowano uprawiać orzeszki ziemne i bawełnę, ale ze względów glebowych skoncentrowano się na produkcji ryżu. Obliczano, że dolina Nigru wyżywi całą Afrykę Zachodnią, a nawet umożliwi eksport ryżu do Francji. Niechęć miejscowej ludności, trudności organizacyjne, a potem zamieszanie związane z upadkiem kolonii zniweczyły ambitne plany.
Office du Niger istnieje nadal, ale jego działalność nie przynosi wymiernych efektów. Podobnie, jak prace wielu organizacji międzynarodowych, powołujących specjalne projekty mające usprawnić malijskie rolnictwo. Wielkie plany kończą się z reguły klęską; przede wszystkim dlatego, że sami Malijczycy nie zauważają potrzeby jakichkolwiek zmian. Znakomita większość ryżu, jaki kupić można na malijskich targach, opakowana jest w worki z emblematami FAO, Europejskiej Akcji Charytatywnej i innych, podobnych organizacji. - Dostajemy jedzenie, więc po co uprawiać ziemię? Pytają Malijczycy. No właśnie, po co?
Przeczytaj podobne artykuły