Wyszogród - Rzeczpospolita Obojga Mostów
Geozeta nr 3
artykuł czytany
3531
razy
Niewiele jest trzytysięcznych miasteczek w Polsce, które mogłyby pochwalić się posiadaniem dwóch mostów. Taka miejscowość znajduje się około 70 km od Warszawy. Jadąc w kierunku Gdańska, tuż za mostem na Wiśle w Modlinie, zjazdem z autostrady przez wiadukt, trafia się na drogę prowadzącą do Płocka.
Informuje o tym znak drogowy. Zaraz za nim kolejny znak ostrzega o ograniczeniach w ruchu na moście przez Wisłę w Wyszogrodzie. Ów most znajduje się w miejscu, w którym Bzura wlewa swoje wody do Wisły. Ma on ponad 1200 metrów i praktycznie w całości zbudowany jest z drewna. Jest to jedyny tak długi drewniany most w Europie.
Zaniedbana mieścina
To niewielkie miasteczko, na mapach topograficznych 2,7 tysiąca mieszkańców, większość osób na pewno nazwałaby zapadłą dziurą. Główna ulica nie przyciąga swoim wyglądem. Odrapane budynki, niemalże popadające w ruinę straszą z jej obu stron. Po wykrzywionych chodnikach przechodzi niewiele osób. W większości emeryci. Wydaje się, że mało osób tutaj mieszka. Dwieście metrów dalej na końcu ulicy Rębowskiej znajduje się mały plac. Stoi tam, absolutnie kontrastując ze starymi, nowoczesny budynek poczty i centrali telefonicznej. Świeże tynki oraz elewacja dają wrażenie powiewu nowej ery dla miasta. Napis na budynku "Rozmównica" - jednak centrala telefoniczna nadal pozostaje ręczna. Codziennie przychodzą tam dwie panie, które wykonują pracę tarczy telefonicznej w nowoczesnych centralach automatycznych. Gdy chcę zrobić zdjęcie, jedna z nich protestuje.
- Nie wolno robić tutaj zdjęć, niech pan nic nie kombinuje. Trzeba jechać po zezwolenie do wydziału telekomunikacji w Płocku! - krzyczy i patrzy na mnie jak na bandytę. Wzruszam więc ramionami i chowam aparat. Zupełnie jakby panował komunizm, wszystko tajne. Maszyny, które tam stoją muszą przynajmniej pamiętać czasy wydarzeń grudniowych (1970) jeśli nie są starsze.
Otaczające budynki wyglądają jak oddane do wyburzenia. W bramie stoją dwaj starsi panowie i popijają jakieś tanie winko. Na "zapleczu" budynków stoją poprzyklejane do siebie niczym slumsy komórki, całe mrowie ohydnych drewnianych szałasów. Brudno. Widzę zaniedbany ptasznik.
- Co pan fotografuje? - dziwi się jakaś pani, gdy robię zdjęcie budynku starej poczty. - Niech pan poszuka czegoś ładnego a nie tego śmietnika.
Rozmawiam z nią długo. Narzeka na brak kultury. Opowiada o tym, jak niegdyś była remiza i ludzie chodzili się bawić, ale odkąd remiza "spadła" do rzeki to nikt już nic nie organizuje. Młodzi klną i piją. Turystów mało.
- Nikt nie chce tutaj przyjeżdżać. Brudno i ubogo. Za komunistów było lepiej - narzeka, po czym podpytuje mnie co ciekawego grają w teatrach i kinach w Warszawie. Pytam, czy nie chce się przeprowadzić. Odpowiada że to nie dla niej, nie ma sposobu ani pieniędzy i znajomości.
Pewnego dnia spotkałem młodego mężczyznę na starym moście. Okazał się być fotografem. Dowiedziałem się, że jest rodowitym Wyszogrodzianinem, ale przeprowadził się do Płocka. Tam miał warunki rozwoju, w rodzinnym mieście żadnych.
W barze siedzi kilku mężczyzn. Rozmawiają przy kufelku. W rogu grupka młodzieży. Pytam o obiad. Menu bardzo skromniutkie. - Czy naprawdę nie ma nic innego?
- Jest, ale mamy zarezerwowane dla robotników z budowy - mówi kelnerka.
W Urzędzie Gminy i Miasta szukałem noclegu. Panie tam pracujące z dużymi chęciami wydzwaniały po znajomych domach (hotel nie dysponował wolnymi pokojami). - Wszystko zajmują robotnicy z budowy - pada odpowiedź. Miałem szczęście, że znalazłem nocleg. Jedno łóżko w całym mieście i to też tylko dlatego, że jeden z inżynierów wyjechał do domu.
Przeczytaj podobne artykuły