Śladami dawnych Mongołów
Geozeta nr 2
artykuł czytany
5151
razy
Dalsza historia jego narodu jest nam wszystkim bardzo dobrze znana. To on założył stolicę w dzisiejszym Karakorum i rozpoczął wielkie podboje. Dzieło zapoczątkowane przez wielkiego wodza kontynuowali jego synowie i ich następcy. "Wszystkie królestwa, od wschodu do zachodu, zostały dane nam i do nas należą" - powiedział Gujuk, trzeci wielki chan Mongołów.
Potomkowie Czengis-chana stworzyli największe imperium w dziejach ludzkości. Podbili bogate państwo Chorezmu i dotarli do Morza Arabskiego, Bagdadu i Palestyny. Tu dopiero zostali zatrzymani przez egipskich Mameluków. Po zdobyciu Moskwy, miast Buda i Peszt na Węgrzech, dotarli w okolice Wiednia. Kublaj-chan, wnuk Czengisa, ten który założył stolicę swojej prowincji w małym mieście Dajdu (1267 r.) - późniejszym Pekinie, wysłał również flotyllę 1000 statków na podbój Jawy. Mongołowie podbili Koreę i Wietnam oraz nękali atakami, choć bezskutecznie, wyspy japońskie.
Ekspansja tego narodu była bardzo dynamiczna. W ciągu zaledwie jednego wieku opanowali oni prawie cały kontynent. Zmienili życie tysięcy ludzi i wielu narodów. Szybko poruszali się odważni wojownicy. Lekkozbrojna mongolska armia mogła pokonać dziennie dystans nawet do 90 km.
Prędkość i warunki podróży lądem nie zmieniły się diametralnie od tamtych odległych czasów. O ile cel naszej wyprawy nie leży w pobliżu jedynej w kraju linii kolejowej, jesteśmy skazani na długą i męczącą, ale niezwykle ciekawą jazdę, rozpadającym się, radzieckim autobusem lub jeepem. Mongolskie drogi przypominają wyglądem nasze polne trakty. Biegną środkiem stepu, przez rozległe doliny i góry. Wiemy doskonale, że w następnym sezonie możemy ich już w tym samym miejscu nie znaleźć. Zostaną rozmyte i wyjeżdżone w innym miejscu.
Tłoczą się i gniotą podróżni w ciasnych autobusikach, które jadąc z prędkością 20 km/h, trzęsą się niemiłosiernie i wzbijają, dobrze widoczne z daleka, tumany pyłu. Kilkudniowa często podróż odbywa się bez przerwy, tylko z krótkimi postojami na posiłek, który składa się prawie zawsze z baranich pierożków i solonej herbaty z mlekiem. Mimo, że nie należy ona do najsmaczniejszych, ma jedną niekwestionowaną zaletę - skutecznie gasi pragnienie. Na tych kilkadziesiąt godzin autobus staje się nowym domem podróżujących Mongołów, pełnym rozmów, śmiechu i śpiewów. Pękają bariery i uprzedzenia. Pełne radości spojrzenia kierują się w naszą stronę gdy śpiewamy obozowe piosenki.
W czasie takiej podróży czas przestaje się liczyć. Każda okazja aby się zatrzymać, porozmawiać i rozprostować kości jest dobra. Nie ma już znaczenia czy na miejsce dojedziemy według rozkładu czy z kilkugodzinnym opóźnieniem. Nikt tu się o to nie martwi. Dlatego też wszyscy nalegają aby się zatrzymać przy każdym mijanym autobusie. Mongołowie wysiadają, witają się jak starzy znajomi i rozmawiają - nigdzie im się przecież nie spieszy.
Czasy glorii mongolskiego imperium nie trwały długo. Wewnętrzne spory, walka o władzę i ogrom państwa, utrudniający zarządzanie, znacznie je osłabiły. Już w 1350 roku Mongołowie zostali wyparci z Pekinu, a na zachodzie powstało nowe, niezależne od chanów, imperium Tamerlana ze stolicą w Samarkandzie.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż