Chorwacja 2001
artykuł czytany
9752
razy
Niestety do Dubrownika musieliśmy jechać bardzo wcześnie rano. Pomimo odległości 200 kilometrów podróż w jedną stronę trwała ponad 3 godziny - znów kręte drogi wzdłuż morza. Wyjechaliśmy bardzo wcześnie by zdążyć zobaczyć miasto przed upałem. Na miejscu byliśmy o 8.00 i tu zaskoczenie deszcz, a właściwie ulewa. Chorwaci mówili nam, że nie pada tu przez kilka miesięcy w roku, a tu taka niespodzianka. Trochę zmartwiliśmy się, ale zupełnie niepotrzebnie - po pół godzince było po deszczu i po chmurach, a problemem stało się słońce.
Najpierw wjechaliśmy na drogę wiodącą z Dubrownika do Czarnogóry, by wykonać fotografie Starego Miasta najlepiej prezentującego się z tej strony. Jest co fotografować. Czworoboczna starówka otoczona murem z basztami, pałace i kościoły na tle idealnie czystego, niebieskiego morza, po którym pływają liczne stateczki i jachty to widok którym zachwyci się każdy.
Już sam spacer po wąskich uliczkach Dubrownika jest atrakcją samą w sobie. Tutaj naprawdę czas zatrzymał się i tylko tłumy turystów pozawalają na zlokalizowanie się w czasie. Niesamowite widoki roztaczają się z XV-wiecznych murów miejskich. Trzeba mieć trochę kondycji, by obejść je dookoła. Przepiękne morze, zatoczki z jachtami kołyszącymi się na falach, port, dachówki na podniszczonych historią kamienicach, wieże kościołów powodują, że każdemu brakuje filmu w aparacie. Gdyby nie upał spacerowalibyśmy wokół miasta do wieczora. Pewną ciekawostką architektoniczną Dubrownika są schody odchodzące od głównej ulicy w kierunku północnym równolegle do siebie na szerokości całego Starego Miasta zamiast uliczek. Oprócz zwiedzania koniecznie trzeba wykąpać się dla ochłody na plaży położonej w pobliżu starówki w kryształowo czystej wodzie.
W drodze powrotnej po raz kolejny przekraczaliśmy granicę chorwacko-bośniacką, ale podobnie jak rano nawet nie zobaczyliśmy celników na obydwóch granicach.
Również całodniową wycieczkę urządziliśmy na północ Dalmacji. Pierwszym jej punktem, aczkolwiek bardzo krótkim był Śybenik. Miasteczko podobne w swym uroku do większości chorwackich miasteczek. Deptak przy porcie, urokliwa starówka i katedra św. Jakuba to krótki program naszego pobytu. Zachwyciła nas katedra. Jakże inna od katedr weneckich. Zbudowano ją w XVI wieku z marmuru i kamiennych bloków. Niepozorna z zewnątrz, w środku zaskakuje swą surowością tworząc odpowiedni klimat do modlitwy.
Głównym punktem naszej wyprawy był jednak park narodowy Krka. Jadąc z Śybenika na Drniś po kilku kilometrach odbijamy w lewo i tutaj na kolejnym skrzyżowaniu już musimy się zdecydować, czy jedziemy w lewo 8 kilometrów do Skriadina by do wodospadów dopłynąć stateczkiem, czy też w prawo około 2 kilometrów aby być dowiezionym autobusem. My pojechaliśmy w lewo. Ponieważ stateczki odpływają o określonych godzinach nie mieliśmy czasu zapytać w informacji o szczegóły i wsiedliśmy na pokład bez biletów, o które zresztą nikt nie pytał. Okazało się, że transport jest wliczony w cenę biletu wstępu do parku (45kun), które kupić można przed samym wodospadem Skriadinski.
Niestety tylko niewielka część parku jest udostępniona dla turystów, ale i tak wystarczy by zrobić na nas ogromne wrażenie. Najpierw rzuca się w oczy tłum ludzi, kąpiących się w pobliżu spadających z wodospadów strug kryształowo czystej i bardzo ciepłej, słodkiej wody. Pomimo dużej ilości ludzi obszar wydzielony do kąpieli jest wystarczająco duży by bez najmniejszych problemów popływać. Skusiliśmy się na kąpiel dopiero po dłuższym spacerku specjalnie wytyczoną ścieżką przebiegającą przez las, muzeum archeologiczne, praktycznie wokół wodospadów i odrobinę nad nimi. Nie ma najmniejszych problemów ze znalezieniem wielu wspaniałych widoków, godnych uwiecznienia na fotografiach. Gdyby nie tłumy ludzi i dość drogie bilety, mógłbym przyjeżdżać tu codziennie.
Przeczytaj podobne artykuły