Nie tylko dingacz i langusty
artykuł czytany
3236
razy
Jest późne popołudnie. Po jasnych kamiennych ścianach sąsiedniego domostwa pełzają seledynowe jaszczurki. Kosy w ogrodowych chaszczach żegnają dzień swoim wielowątkowym wyrazistym pieniem i walczą z sójkami o strefy wpływów. Pod potężną czereśnią, zajmującą większą część ogrodu innych sąsiadów, postawny młodzieniec wykonuje jakieś skomplikowane lecz płynne ruchy. Przez zbyt gęsty żywopłot z winorośli widzę jedynie fragmenty tej zagadkowej gimnastyki. Co robi ten młody Chorwat od ponad godziny? Pojawiająca się od czasu do czasu Borislava tłumaczy mi, że syn sąsiadów jest członkiem folklorystycznego zespołu tanecznego i przygotowuje się do kolejnego występu.
Bogactwo folkloru narodów bałkańskich jest jednym z fenomenów ich kultury a stroje, muzyka i południowosłowiańskie tańce rozpoznawane są nie tylko przez koneserów. Niemałą zasługą w popularyzacji folkloru Bałkanów jest muzyczna działalność Gorana Bregovicza, który kilka lat temu także nam przybliżył koloryt swoich stron rodzinnych. W Chorwacji najpopularniejsze są ludowe tańce zespołowe o prastarej nazwie kolo. W odróżnieniu od pląsów bośniackich czy macedońskich tutaj kobiety i mężczyźni są równorzędnymi partnerami na parkiecie. Występy ludowych tancerzy odbywają się często przy akompaniamencie strunowej tamburicy, przyśpiewkach a nawet recytacji poezji ludowej. W trakcie innych odmian kola usłyszeć możemy tupot kierpców, dźwięki lutni, cymbałów i fletni pana a także pobrzękiwanie metalowych cekinów, stanowiących część stroju tancerek. Oryginalna melodyka utworów z Istrii związana jest ze stosowaną tutaj specyficzną skalą muzyczną, zwaną sopele. W Chorwacji, tak jak w pozostałych bałkańskich krajach, turyści mają nieograniczone możliwości posmakowania regionalnego folkloru i cenią to sobie od dziesiątków lat.
Podobnie jest z tutejszą kuchnią. Pomimo wyraźnych wpływów węgierskich, włoskich, austriackich i tureckich, na stołach możemy znaleźć całkiem bogate menu rodzimego pochodzenia. Dziesiątki oryginalnych gatunków sera, dalmatyński prszut - pyszna wędzona szynka, kulen - ostra sławońska kiełbasa czy indyk z mlinci, bałkańską odmianą blinów. Wielkie tradycje mają południowi Słowianie w przyrządzaniu mięsa jagnięcego, koziego i dziczyzny. Osobną dziedziną kulinarnych doświadczeń nie tylko Chorwatów, są potrawy z ryb i innych morskich stworzeń. Szczególnie dotyczy to obszarów wzdłuż adriatyckiego wybrzeża. O ile większość dań z owoców morza przyrządza się i smakują podobnie jak we Włoszech, Grecji czy Hiszpanii, to sałatkę z sipy odebrałem jako coś bardzo oryginalnego.
Wyłowioną harpunem lub na specjalną błystkę kałamarnicę oczyszczamy wstępnie z ciemnego barwnika i myjemy. Siekamy na średniej grubości paseczki i smażymy na kilku łyżkach oliwy z oliwek do uzyskania wymaganej twardości. Drobno siekamy dwie małe ostre papryczki, nieco marchewki i brokułów, blanszując je. Mieszamy wszystko, dodając dwa zmiażdżone ząbki czosnku, dobrą łyżkę soku z cytryny i przyprawy do smaku. Podajemy z pieczywem jako przystawkę lub jako danie główne z kluskami z polenty /to taka włoska mamałyga/. Lekko schłodzona malwazija ugruntuje nam z pewnością całe kulinarne doznanie.
Moja druga wizyta w Bazylice owocuje kolejnym, tym razem nieoczekiwanym, duchowym przeżyciem. Pod łukiem wejściowym do apsydy, na skromnym przenośnym podium, trwa występ chrześcijańskiego włoskiego chóru. To Coro Polifonica "S.Elena Imperatrice" z Treviso. Z dostojnym śpiewem i ascetycznymi strojami artystów kontrastuje wielobarwne, chciałoby się powiedzieć mozaikowe odzienie słuchaczy. To głównie turyści, którzy na co dzień odpoczywając, bawiąc się i hałasując w konobach, potrafią czasem oddać się ucztom duchowym, uciechom umysłu i smakowaniu kultury. Cieszy to, że coraz więcej Polaków swoje wakacyjne wojaże umiejętnie łączy z intelektualną i duchową przygodą. Przełamując kompleks spóźnialskiego wślizguję się bezgłośnie w okolice ostatniej z dziewięciu kolumn oddzielających nawę główną od bocznej. Przez kilkanaście jeszcze minut oddaję się nastrojowi renesansowego chorału błądząc myślami po najdalszych zakątkach realnego i duchowego świata religii chrześcijańskiej.
Ponad głowami śpiewaków Jezus Chrystus trzyma otwartą księgę z napisem "Ego sum lux vera". Po obu stronach towarzyszy mu zastęp dwunastu apostołów w majestatycznych pozach ustalonych przez srogie bizantyjskie kanony. Kopuła apsydy jest we władaniu Matki Boskiej z Dzieciątkiem na tronie, aniołów i paru jeszcze innych postaci w żywych, kontrastujących z sobą szatach, z rekwizytami. Już wcześniej gdzieś czytałem, że jest wśród nich biskup Eufrazy - fundator świątyni, a także św. Mauro - wcześniejszy administrator kościelny Poreča, który zginął ponoć męczeńską śmiercią w okresie antychrześcijańskich pogromów Dioklecjana. To na teren jego kościelnych włości dwa wieki później zwożono olbrzymie bloki marmuru aż znad Bosforu i stawiano Bazylikę. Z tamtych też okolic przybyli na Istrię mozaikowi mistrzowie a materiał do barwnych wizerunków sprowadzono prawdopodobnie z jakiejś okołoweneckiej wysepki. Odrestaurowane pieczołowicie przed kilkudziesięciu laty mozaiki z Poreča wpisano na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO niedawno i od tego momentu wabią swą renomą jeszcze większe rzesze turystów z całego świata.
Borislava jest rozmowną starszą panią, cały swój czas poświęcającą domowi, pielęgnacji niewielkiego ogródka i wczasowiczom. Jako wdowa po znanym miejscowym działaczu komunistycznym z okresu Tito, cieszy się wielkim szacunkiem wśród mieszkańców gminy. Z chlubą opowiada o prawości byłego męża, którego mimo zmian ustrojowych uhonorowano nadaniem jego imienia jednemu z nadmorskich deptaków. Rozprawiając o mentalności narodów bałkańskich i środkowoeuropejskiego pogranicza nie jest drobiazgowa i dzieli te nacje na dwie zasadnicze grupy. Do szarego, określmy to kolorami, worka, wrzuca Słoweńców, Austriaków, Czechów i Niemców, które to narody nie grzeszą zbytnią fantazją, otwartością duszy i familiarnym sposobem bycia. Chorwatom, Serbom, Bośniakom, Polakom i Słowakom z odrobinką pychy przeznacza obszerniejszy i wielobarwny mieszek. Tu, w pikantnym sosie, współżyją z sobą ludy z huraaa na ustach, miodem w sercu i lekkim dymkiem unoszącym się nad głową. Mimo bliskiego sąsiedztwa nie wyrobiła sobie zdania, albo nie chciała go eksponować, o Węgrach, Bułgarach, Rumunach i Albańczykach. Cóż, nie tylko segregacją mentalnościową człowiek żyje.
Przeczytaj podobne artykuły