Marsz, marsz, czyli płyń, płyń Polonia
artykuł czytany
3465
razy
Dwukrotnie w ciągu doby otwiera się jej przepastne acz wielce gościnne wnętrze. Wystarczy wtedy kilkadziesiąt minut aby przyjaźnie wchłonęła ponad dwukilometrowy ciąg wszelakich wehikułów, wielobarwny tłum dziewięciuset trawelersów i gotowa była troszczyć się o całą tą przypadkową społeczność przez najbliższych siedem godzin. Zarówno pani Jagodzińska ze zżytą od lat kompanią, pan Biznesiak z sekretarką, jak i państwo Wszędobylakowie z babcią, a także wszyscy inni Kowalscy, Svensonowie i Havrankowie, mogą liczyć na takie samo ciepłe traktowanie.
M/f Polonia jest sztandarowym promem Unity Line. Od 10 lat obsługuje ruch pasażerski i towarowy między portami Polski i Szwecji, z powodzeniem konkurując z jednostkami pływającymi innych armatorów, z liniami lotniczymi i połączeniem lądowym do Skandynawii. Ruch promowy w rejonie południowego Bałtyku narasta z roku na rok. Po rozszerzeniu Unii Europejskiej podróżowanie stało się łatwiejsze, szybko rośnie rzesza ludzi podejmujących pracę za granicą, prężnie rozwija się turystyka samochodowa. Stosunkowo długa podróż nie musi być mankamentem. Trzeba ją po prostu uatrakcyjnić. Sprawić, by kilka godzin spędzonych na morskiej pustyni przerodziło się w przygodę godną powtórzenia. Na m/f Polonia wiedzą jak to robić.
My name is Dog ... Hot Dog.
Deck number 7 tętni życiem bez względu na porę rejsu. Całą jego przestrzeń wypełnia kompleks gastronomiczno - rozrywkowo - relaksowy, gdzie kilkaset osób jednocześnie, bez wchodzenia sobie w drogę, może oddać się swoim ulubionym podróżnym zajęciom. Border Shop General przyciąga atrakcyjną ekspozycją produktów, sprawnością obsługi i cenami na bardzo przyzwoitym poziomie. W dziale spirytualiów można nabyć markowe trunki z każdego zakątka globu. Kącik słodyczy kusi kolorystyką opakowań, a zapachy aneksu kosmetycznego w mig potrafią sprawić, że otwierają się portfele mężczyzn by zrealizować kaprysy dam. Swoich klientów ma Border Shop Fashion - raj dla nastolatków, którzy byle podróbki na siebie nie włożą. Tuż za rogatkami centrum handlowego, przy ciągu komunikacyjnym sprytnie usytuował się punkt promocyjnej sprzedaży mocnych trunków, dionizjaków i piwa. Liberalne przepisy celne obowiązujące w UE sprzyjają takim przedsięwzięciom. Zgrabne kartonowe nosidła wypełnione dwudziestoma czterema puszkami chmielowego napoju, sześciopaki nadziane litrowym symbolem Szkocji i wielo butelkowe zestawy przystępnych cenowo win cieszą się powodzeniem nie tylko wśród smakoszy.
Bridge Pub rozbrzmiewa nastrojowym gwarkiem od momentu otwarcia bramki. Tak biesiadują kierowcy wielkich ciężarówek, którzy jedynie na początku rejsu mogą pozwolić sobie na męską przygodę z chmielem. Nawet ci posiadający zmiennika nie nadużywają piwa przed czekającymi ich setkami, czy tysiącami km dalszej jazdy. Zważywszy jednak, że prom potrafi zabrać 130 tirów możemy sobie wyobrazić ilość napełnianych tu codziennie szklanic. A to nie wszystko. Dla pasażerów nie korzystających z kabin, pub, obok dyskoteki, jest ulubionym miejscem spędzania czasu. Podróżni, którzy mają nocleg na promie, też nie koniecznie od razu układają się do snu. Dwie restauracje, kafeteria, bary koktajlowe, snack bar, kasyno i dyskoteka nie skłaniają do pójścia spać z kurami. A wszędzie dzieje się coś atrakcyjnego. My name is Dog … Hot Dog - zachęca jedno ze stoisk fast foodu. Podczas Happy Hour w barze przekąskowym za 27 SEK możemy zdegustować renomowane piwo, szkocką whisky i białą zmrożoną wódkę. Za 15 dostaniemy promocyjnego drinka skomponowanego na bazie skandynawskiej żurawinowej wódki. W czasie rejsów weekendowych bary koktajlowe organizują widowiskowe show z pokazem barmańskiej żonglerki lub prezentację mistrzowskiego sporządzania drinków. Od czasu do czasu goście promu mogą uczestniczyć w karaoke, obejrzeć występy nietuzinkowych artystów lub degustować potrawy wielu narodowych kuchni. Co kilka dni są rejsy ubarwione określonym folklorem, związane z jakimś świętem, wydarzeniem albo prezentacją atrakcyjnego turystycznie kraju.
Klub Małego Vikinga i narada u szefa.
Kiedy podróżujące Polonią dzieci obejrzą już spektakularne widowisko związane z odcumowaniem promu, gdy ich ostatnie öre pozamieniają się w batoniki, wtedy ożywa arena Klubu Małego Vikinga. Nie wiadomo kiedy jeden z promowych zakamarków zamienia się w kolorową estradę, na której kilkoro profesjonalnych artystów z autentycznym pedagogicznym zacięciem rozpoczyna godzinny dynamiczny spektakl. Pojawiają się wtedy tajemnicze stwory ze skandynawskich sag, brzmi rytm krakowiaka, Pippi tańczy ze Słoniem Trąbalskim a Trolle zachowują się bardzo przyjaźnie. Polskie dzieciaki poznają przy tej okazji kulturę naszych północnych sąsiadów, biorą udział w konkursach z nagrodami i uczą się języków obcych. Cudzoziemskie latorośle łykają odrobinę polskiego ducha i wszystkim ta wspólna zabawa na długo zostaje w pamięci.
Na promie nie wszyscy się bawią, rozkoszują zakupami lub śpią. Są tu doskonałe warunki dla zorganizowania spotkań biznesowych, szkoleń i rozmów handlowych. Ten jeden z najnowocześniejszych statków na Bałtyku zapewnia niezbędną do pracy ciszę i spokój. Odpowiednio wyposażona sala konferencyjna, kompetentna i dyskretna obsługa, a także możliwość aranżacji programów na życzenie sprawiają, że coraz więcej firm polskich i obcych z tego korzysta. Organizują one imprezy typu incentive, jubileusze, imieniny i bankiety z innych okazji. Jeśli takie spotkania muszą potrwać dłużej niż dzień, istnieje możliwość zorganizowania ich w jednym ze skandynawskich hoteli. Wysoki standard i oryginalne miejsca spędzenia wolnego czasu zapewnią sukces każdej konferencji.
Z dnia na dzień, z roku na rok...
Siedzę w jednej z największych sal promu pełniącej rolę poczekalni, jadalni, salonu telewizyjnego i miejsca spotkań większych grup. Wszędzie stąd blisko. I do pubu, i do restauracyjnego kompleksu, i na zakupy. Wybrałem jeden z dziennych poniedziałkowych rejsów w drugiej połowie czerwca. To moja dwudziesta podróż przez Bałtyk do Skandynawii, a dziesiąta na m/f Polonia. Ten mały osobisty jubileusz skłania do refleksji. Wiele w ciągu tych dziesięciu lat się zmieniło. Twarz przeciętnego pasażera przybrała bardziej optymistyczny wyraz, zwiększyło się grono ludzi podróżujących turystycznie, częściej słychać języki naszych południowych i wschodnich sąsiadów. Jesteśmy coraz bliżej świata żyjącego na luzie. Ale niektóre motywy podróżne pozostały bez zmian. Krystyna, zawsze uśmiechnięta blondynka obsługująca bar przekąskowy, nie bardzo liczy na wysoki utarg w czasie rejsu do Ystad. Większość z dwustu gości okupujących poczekalnię płynie właśnie aby zarobić pieniądze. To sezonowi zbieracze truskawek, malin, jagód dla przemysłu farbiarskiego i maliny moroszki, z której w Skandynawii komponuje się wykwintne desery. Czy będą hojni w drodze powrotnej? To wcale nie takie pewne. Dużo zależy od pogody, od urodzaju i ilości konkurencyjnych, tanich robotników z Bałkanów i krajów poradzieckich. Krystyna rozumie ten brak rozrzutności. Nie złości się nawet wtedy, gdy na stołach lądują całe worki pieczywa przywiezione spod Tarnowa, z Łowicza czy Oławy. Przed ośmiu laty wybrała te pracę bo lubi kontakt z ludźmi, lubi ich obserwować, pogawędzić co chwilę z kimś innym. Czasem nawet żal jej pasażera, którego promowa ochrona przyłapała na mieszaniu drinka pod stołem, a surowe prawo handlowe mówi, że w tym miejscu pije się tylko drinki sporządzone profesjonalnie przez panią Krysię.
Za burtą
Przy ładnej pogodzie warto część podróży spędzić na otwartej części pokładu. Podczas wyjścia z Zatoki Pomorskiej możemy gołym okiem obejrzeć część polskiego i niemieckiego wybrzeża. Plaże i klify wyspy Wolin, Uznamu a nieco później, już przez lornetkę, malownicze, pełne jachtów mariny Rugii. Czasem pogoda pozwala sięgnąć wzrokiem aż do Bornholmu, duńskiej wyspy na Bałtyku, która w piątej godzinie rejsu jawi nam się jako zielony rozłożysty kopiec usypany na granatowym polu. Przy innej okazji warto wybrać się na tę wyspę. To raj dla rowerowych turystów, romantyków kochających intymne zatoczki i pasjonatów Skandynawii z epoki Wikingów.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż