Magia tej wyjątkowej nocy
artykuł czytany
6147
razy
...Wielkie ognie rozpalane przez naszych przodków podczas letniego przesilenia chroniły ziemię przed złymi czarami, a dzięki temu wszystko miało się bogato darzyć. Popiół z wypalonych stosów pieczołowicie przechowywano jako cenny talizman...
Mimo, że dzień dwudziestego czwartego czerwca chrześcijanie mianowali dniem św. Jana Chrzciciela, to nie ulega wątpliwości, iż wszelkie obrzędy z nim związane pochodzą z czasów znacznie wyprzedzających naszą erę. Ten wyraźny punkt zwrotny w całorocznej karierze słońca zauważono dużo, dużo wcześniej. Po wspinaniu się coraz wyżej z dnia na dzień po niebie światło niebieskie zatrzymuje się i odtąd zaczyna schodzić coraz niżej. Ten spektakularny astronomiczny moment fascynował i napawał lękiem naszych przodków. Nie zdając sobie sprawy ze swojej bezsiły ludy prehistoryczne próbowały nawet pomagać Słońcu, ustrzec je przed upadkiem, podtrzymać je i swymi słabymi rękami rozniecić z powrotem czerwoną lampę. Trzeba przypuszczać, że takie przeżycia i rozważania mogły lec u podstaw celebry świąt związanych z najkrótszą w roku nocą. Od Andaluzji po Syberię i od Laponii po Peloponez cała pierwotna populacja naszej ćwierci kuli ziemskiej z przejęciem obchodziła te święta. Najbardziej powszechnym zwyczajem stało się palenie wielkich ognisk i odprawianie przy nich magicznych obrzędów. Częste były też procesje z pochodniami, podczas których obchodzono uprawiane pola a także zwyczaj toczenia koła. Z przekazów średniowiecznych znamy też obrzęd spalania kości i rozmaitych odpadków, wywołujący cuchnący dym przepędzający szkodliwe smoki, które o tej porze roku "podniecone upałami, spółkowały w powietrzu i zatruwały studnie i rzeki zrzucając tam swe nasienie".
Pewien kronikarz opisał barwny średniowieczny zwyczaj toczenia koła obchodzony w niemieckiej wsi nad Mozelą. W wigilię św. Jana na pobliskim wzniesieniu gromadzono co roku pewną ilość słomy, na którą składały się symboliczne porcyjki z każdego gospodarstwa. Po zmroku męska część społeczności wspinała się tam by na znak burmistrza - za tę funkcje burmistrz corocznie nagradzany był koszem czereśni - rozpocząć całą celebrę. Niewiasty w tym czasie gromadziły się nad ruczajem, w połowie zbocza, w oczekiwaniu na toczące się z góry zapalone koło. Kiedy płonący rekwizyt, kierowany przy pomocy zmyślnych drążków, pojawiał się obok kobiet, te wydawały głośne okrzyki oczekując męskich odpowiedzi z wierzchołka. Cała społeczność z wielką energią machała zapalonymi pochodniami, które miały płonąć do czasu, aż koło znajdzie się u podnóża wzniesienia i ugaszą je nurty Mozeli. Nie zawsze się to ponoć udawało, bo winorośl bujnie porastająca zbocze przeszkadzała kołu płynnie się poruszać. Jeśli udało się płonące koło zapędzić do rzeki i zgasić je w niej, można było oczekiwać bogatego zbioru winogron, a mieszkańcy wsi zyskiwali prawo egzekwowania od osad sąsiednich wozu białego wina. W okolicy wierzono, że zaniechanie tego obyczaju może spowodować drgawki u bydła, które nawet zacznie tańczyć w oborach.
Na całej europejskiej przestrzeni trudno byłoby wskazać miejsca obojętne astronomicznemu urokowi najkrótszej w roku nocy. W Czechach podpalano jodełkę, którą wcześniej dziewczęta obficie obkładały chrustem. Wyczyniane następnie harce pod palącym się drzewkiem chroniły przed febrą i zdradami małżeńskimi. W Norwegii organizowano wielkie ogniska przepędzając wiedźmy zlatujące się w wilię St. Hansa z całego ponoć świata w gościnę do rezydującej na górze Blocksberg najbardziej groźnej z wszystkich wiedźm. Wsie Rusi Zakarpackiej pamiętają zwyczaj przepędzania bydła przez dym a nawet płomienie obrzędowych ognisk, czemu towarzyszyły radosne pieśni, palenie figury Kupały i skoki młodzieży przez palący się chrust. Polska społeczność Prus Wschodnich miała zwyczaj wygaszania wszystkich domowych palenisk by następnie, późnym wieczorem przed św. Janem, rozpalić je na nowo, ale koniecznie pochodniami wziętymi ze wspólnego obrzędowego ogniska. Ludy Europy Północnej i Środkowo-Wschodniej wierzyły przy tej okazji w magię niektórych roślin, czemu dawały wyraz podczas obrzędów czczących przesilenie letnie. Dąb, brzoza, jemioła czy paproć bardzo często powtarzają się w legendach, baśniach i pieśniach ludowych wielu europejskich nacji. Ze starych przekazów znamy też sporo słów, określeń i nazw kojarzących się z bogatymi pradawnymi obrzędami, a najwięcej znajdziemy ich w językach słowiańskich. Maj, maik, majowy narzeczony, Kupała, Kostrubonko, Łada, Kostroma, Marena czy Jaryło to regionalne określenia związane z tym, co w całym okresie witania wiosny i lata działo się na naszym kontynencie.
* * *
Spektakularne imprezy organizowane w przeddzień św. Jana od lat znane są w całej Skandynawii a w Szwecji specjalnym dekretem ustanowiono nawet oficjalne święto letniego przesilenia już 55 lat temu. Jest to weekend najbliższy dacie 24 czerwca a główne uroczystości organizuje się w sobotę.
Midsommar
Zaczynająca się nieco później niż na Kontynencie skandynawska wiosna bucha zielenią równie pysznie, jak w wielu innych regionach Europy. Efekt uniwersalnych sił natury potęguje tu także nie zachodzące przez kilka tygodni słońce, które w okolicach Nordkapp świeci przez całą dobę od 14 maja do 29 lipca. To w środku tego właśnie okresu pradawni mieszkańcy Skandynawii usytuowali obrzędy związane z pochwałą życia, płodności, odnowy energii i witalności. Szwedzkie Midsommar jest spóźnionym odpowiednikiem świąt witania maja, tak popularnych w europejskim interiorze.
Już od sobotniego poranka dekoruje się obejścia, kościoły, samochody, zaimprowizowane estrady i miejsca potańcówek. Używane są girlandy z łąkowego kwiecia oraz ulistnione gałązki dzikich krzewów i drzew. Wczesnym popołudniem na centralnym placu wsi, na boisku lub w parku ustawiany jest majowy słup, wokół którego zaczynają gromadzić się okoliczni mieszkańcy. Słup jest właściwie dość wysokim krzyżem umajonym świeżą zielenią igliwia, kolorowymi wstążkami i polnymi kwiatami. Ktoś daje hasło do rozpoczęcia celebry i kolorowy tłumek rusza w tany. Początkowo ludzie bawią się wokół słupa a w miarę zbliżania się zmroku przechodzą do sal tanecznych, na zadaszone sceny i do barów. Wielu mieszczuchów opuszcza wtedy aglomeracje i udaje się na prowincję przemierzając niekiedy spore dystanse by uczestniczyć w letniej fecie. Dużą renomą cieszą się festyny w regionie Dalarna w centralnej części kraju, dokąd co roku na tę okazję zjeżdżają tysiące samochodów i autokarów, a także zagraniczni turyści, głównie Niemcy i Holendrzy. Innym centrum masowych imprez Midsommar są okolice Kiruny i Galivare w prowincji Uppland, tereny o wiekowych tradycjach górniczych. Mieszkańcy Sztokholmu udają się przede wszystkim na ulubione bałtyckie wysepki oraz do najbliższych skansenów, gdzie w scenerii starych skandynawskich osad, pod otwartym niebem, oddają się iście epikurejskim uciechom, co całkowicie przeczy poglądom o chłodnych temperamentach Szwedów. Stoły podczas czerwcowych imprez uginają się od jadła i napojów. Dominują młode ziemniaki z koperkiem, odtłuszczone mleko, lody i kawa. Swoich zwolenników ma typowo szwedzki specjał surstrőmming, skomplikowanymi metodami kwaszony śledź, który w prowincji Dalarna ma nawet swoje osobne święto. Je się też dziesiątki innych rybnych dań, langusty i raki. Mężczyźni raczą się przy tym dobrze schłodzonym absolutem - wyśmienitą szwedzką wódką, bezpośrednią następczynią ludowej aquavit.
* * *
Jak wiele innych wilii, także ta przed Midsommar ma swoje tradycje w licznych przesądach. Niektórzy Szwedzi do dziś wierzą, że siły nadprzyrodzone uaktywniają się w tę noc. Gdzieniegdzie ludzie zbierają rosę do specjalnych flakoników i trzymają ją na wypadek chorób. Wspomina się o znanym także u nas kwiecie paproci. Panny wkładają pod poduszki bukiety polnych kwiatów i śpiąc na nich czekają na sen, który wskaże im wybranka. Jedząc koszmarnie przesoloną owsiankę można mieć nadzieję na sen przepowiadający przyszłość.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż