Dzień w Paryżu
artykuł czytany
1144
razy
Wzmożona aktywność sił porządkowych wyjaśnia się na Rue de Rivoli, do której od północy nadciąga hałaśliwy tłum demonstrantów. To głównie czarni imigranci z Afryki Równikowej protestujący przeciw majowej ustawie ograniczającej ich prawa. Niosą kilka transparentów oraz flagi Kamerunu, Senegalu, Mali a także Francji i Unii Europejskiej. Na czele liczącego parę setek barwnego ludzkiego potoku idzie młody Afrykańczyk z rytualnym bębnem. Wali w niego butelką z coca-colą i tańczy. Towarzyszy mu imigrant z tubą wykrzykujący w stronę protestujących krótkie hasła w języku francuskim. Demonstranci natychmiast odpowiadają a ja mam wrażenie jakbym uczestniczył w jakimś ludowym egzotycznym obrzędzie. Fotografuję grupkę afrykańskich kobiet i kręcę krótki film. Za chwilę tłum znika w Rue de la Couteliere a policja automatycznie tamuje ruch w jej kierunku. Idę w stronę Centrum Pompidou.
Kropi słaby deszcz i robi się ślisko więc pomagam starszej pani wyjść z obniżenia przed Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Następny kwadrans spędzam z nią w kościele Św. Marii, tuż obok kolorowych fontann Centrum. Trafiamy na przygotowania do koncertu. Cały listopad w świątyni występują kameralne zespoły muzyczne z Francji i sąsiednich krajów. W programie utwory, Bacha, Szopena, Liszta, Szostakowicza, Griega i innych kompozytorów muzyki klasycznej. Tuż przy kościelnym murze zauważam maleńką galerię Talmart i zaglądam do środka. Trwa akurat wystawa prac fotograficznych Pascala Colrata, po której oprowadza mnie przyjaciel artysty. Oglądam kilkanaście prac ilustrujących przywracanie do użytku zniszczonych przedmiotów, ponowne sadzenie uschniętych drzew i ociekające krwią noże. Ojciec artysty został zamordowany i motyw narzędzia zbrodni powtarza się w pracach syna. Cała wystawa poświęcona jest jednak więziom psychologicznym łączącym europejskie nacje i można ją oglądać do 6 grudnia. Zanim wstąpię gdzieś na spóźniony lunch biegnę jeszcze raz na Rue de Rivoli. Nie mogę pominąć pomnika Gasparda II de Coligny, którego tragiczną biografię czytałem parę lat temu. Przywódca hugenotów z okresu wojen religijnych był jedną z najbardziej poszukiwanych osób w Noc Św. Bartłomieja. Pojmanego admirała bito wielokrotnie, żywego wyrzucono przez okno aż w końcu obcięto mu głowę. Idąc wzdłuż potężnego kompleksu budynków Luwru mijam Le Louvre des Antiquaries mieszczące dziesiątki galerii, wystaw okazjonalnych i zbiory sztuki azjatyckiej. Na Place Colette przyglądam się ruchom pędzla skulonej pod platanem malarki i znowu słyszę ujadanie sygnałów policyjnych samochodów. Głodnieję.
W małej kafejce La Fontaine Moliere nie ma tłoku. Zamawiam espresso, kanapkę z serem, mufinkę, lampkę czerwonego gamay touraine 2005 i robię krótkie notatki. Jestem u zbiegu Rue de Richelieu oraz Rue Villedo i przez okno widzę okazały pomnik z siedzącą w fotelu postacią Moliera. Stąd mistrz ciętego pióra wygląda jak sędziwy starzec a przecież żył jedynie 51 lat. Największy francuski komediopisarz zmarł w 1673 roku na scenie (był też aktorem i dyrektorem teatru) podczas wystawiania sztuki „Chory z urojenia”. Jego prochy spoczywają na cmentarzu Pere Lachaise. Wychodząc z lokalu płacę 7.40 euro mając pełną świadomość, że za te pieniądze mogę kupić jutro całe 3 butelki kultowego beaujolais nouveau. Tradycyjnie winiarze przywozili je do Paryża w połowie listopada, sprzedając wprost na ulicy. Ten handel przerodził się z czasem w spontaniczny festyn i w 1985 roku datę święta ustalono na trzeci czwartek listopada. Jutro w ciągu kilku godzin 50 mln butelek młodego wina musi trafić na czas do 150 krajów świata. Ja napiję się go w podparyskim Croissy-sur-Seine a moi znajomi obiecali serwować wino z tradycyjnym specjałem francuskiego wędliniarstwa, kiełbaskami saucisson sec.
Przed polskim kościołem p.w. Wniebowzięcia NMP kilku naszych rodaków z piwkiem, a jakże, przestępuje z nogi na nogę czekając na kogoś. Może na Godota? Obok wiekowych kolumn barokowej świątyni przybywa niedopałków z marlboro. Śmiem jednak wątpić, czy panowie należą do klientów La Crypte Polska, restauracji ulokowanej w podziemiach kościoła. Na porcję pierogów trzeba tu wydać 7 euro a na placki ziemniaczane z gulaszem i surówką aż 16. W świątyni zastaję kilkoro modlących się w skupieniu wiernych i przez chwilę oglądam wnętrze. Zatrzymuję się przed popiersiem Słowackiego, czytam napisy na tablicach poświęconych ofiarom obu wojen światowych, Katynia i powojennych zrywów wolnościowych. Msze odbywają się tutaj dwa razy dziennie a w niedziele wielokrotnie. Najłatwiej trafić do kościoła idąc od Placu Zgody (Concorde), przed La Madeleine skręcając w prawo w Rue St Honoire. Stąd tylko 2 minuty drogi. Ja przyszedłem od Place Vendôme mijając sklepiki przy Rue Cambon z zegarkami za 117 880 euro i torebkami damskimi za 1570. Nie udało mi się podejść pod dom, w którym w 1849 r zmarł Szopen – Place Vendôme 12. Z podwórka kamienicy wyjeżdżały właśnie opancerzone półciężarówki a trzymający ręce na kaburach konwojenci bacznie przyglądali się przechodniom.
Aby zdążyć na degustację absyntu zamówioną u stóp Wzgórza Montmartre na godzinę 18.30 schodzę do metra na stacji Madeleine. Mam godzinę by dotrzeć do Place Blanche i zakwaterować się w pobliskim, stylowym hoteliku Royal Fromentaine. Chcę jeszcze zrobić drobne zakupy w detalicznych sklepikach Rue Lepic, podładować kilka baterii i skontaktować się ze znajomymi. Późnym wieczorem chcemy się spotkać przy serowym fondue w Restaurant Chartier na Rue du Fauborg Montmartre 7.
Coś na kilkanaście minut zakłóciło funkcjonowanie metra i nie miałem czasu na zakupy. Za to siedzę już teraz w westybulu mojego hotelu i patrzę, jak mętnieje zawartość podanej mi przed momentem szklaneczki. Z kranika fontanki kapie do niej lodowata woda po drodze rozpuszczając kostkę cukru ułożoną na ażurowej łyżeczce. W mającym często ponad 70% alkoholu gorzkim trunku nie można rozpuścić cukru więc pomaga w tym specjalne instrumentarium. Już 150 lat temu wypraktykowali to bywalcy knajpek Montmartru. Zielona lub Nikczemna Wróżka, tak w okresie Belle Epoque nazywano likier piołunowy, popularna była wśród paryskiej cyganerii. Pijali ją wielcy artyści impresjonizmu a wielu z nich, jak Degas, poświęcili jej malarskie dzieła. Potem, podejrzewając absynt o powodowanie spustoszeń w ludzkim organizmie, całkiem go zakazano. Dziś, wolny od szkodliwych składników, wraca do łask. Szklanka pod drugim kranikiem należy do kanadyjskiej turystki, mojej rówieśniczki. Wylosowaliśmy się podczas integracyjnej prezentacji przed degustacją. Jaki świat jest mały. Pradziadek Karen pochodził z Podola a ona sama urodziła się w Ontario całkiem blisko miejsca, gdzie na świat przyszła moja mama. Zaraz dzwonię do paryskich przyjaciół by podczas kolacji z fondue zaplanowano dodatkowy widelczyk.
Kiedyś słyszałem gdzieś, że w jeden dzień w Paryżu nic się nie zobaczy. U schyłku dnia wiem, że to nieprawda. Nie tylko widziałem sporo ale mogłem też wiele powąchać, posmakować, posłuchać i dotknąć.
Przeczytaj podobne artykuły