Melilla - wspomnienia z kolonii
artykuł czytany
4582
razy
La Ciudad Autónoma de Melilla, to kawałek Europy w Afryce i kawałek Afryki w Unii Europejskiej. Śródziemnomorskie miasto Melilla od końca XV wieku należy do Hiszpanii. Zajmuje skrawek lądu przyklejony do północno-wschodniego wybrzeża Maroka. Miasto położone jest na wapiennych skałach. Razem z usytuowaną naprzeciw Gibraltaru Ceutą stanowi przyczółek Królestwa Hiszpanii na Czarnym Lądzie.
Melilla ma burzliwą historię. Budowali i niszczyli ją Fenicjanie, Rzymianie, Wandalowie, Wizygoci, Bizantyjczycy, Arabowie. Hiszpanie zdobyli Melillę w 1496 roku i od tej pory już z rąk nie wypuścili.
O Melilli niewiele mówi się w polskich mediach. W 2005 roku można było przeczytać w prasie o armii imigrantów szturmujących granice enklawy i toczących regularne walki z hiszpańskimi siłami porządkowymi przy granicy. Dla wielu Afrykańczyków (nie tylko mieszkańców Maroka), przedostanie się na obszar Ceuty lub Melilli, czyli hiszpańskiej jurysdykcji jest równoznaczny z przedostaniem się do lepszego świata płynącego mlekiem i miodem. Zresztą marzeniem większości młodych Marokańczyków jest wyjazd do Hiszpanii lub Francji, gdzie pragną rozpocząć nowe życie.
Kiedy w sierpniu 2005 roku dotarłem do Melilli nie widziałem śladu żadnych niepokojów. Wjechałem tam z Beni Anzar, marokańskiego miasteczka granicznego leżącego w okolicach Nadoru. Przejazd autobusem z Nadoru do Beni Anzar kosztuje 2,5 marokańskiego dirhama. Po odstaniu kolejki i wypełnieniu kwitka w języku francuskim, odprawy marokańska i hiszpańska odbyły się niespodziewanie szybko. Po stronie hiszpańskiej powitała mnie tablica: Melilla Ciudad Antigua y Modernista (Melilla, miasto starodawne i modernistyczne). Pod spodem widniał napis "Witamy" w językach hiszpańskim, angielskim, francuskim i niemieckim. Napisu w języku arabskim nie było. Niedaleko za to był przystanek miejskiej komunikacji. Wkrótce miało zmierzchać, ale panujący wokół skwar nie pozwolił mi zapomnieć, że to jednak dalej Afryka. A może to był już skwar hiszpański?
Razem z berberyjsko-arabsko-hiszpańskim tłumem ludzi wpakowałem się do autobusu kierującego się do centrum miasta. Bilet kosztował 60 eurocentów. Normalnie zafundowałbym sobie przechadzkę z plecakiem przez miasto, jednak zbliżał się wieczór, a ja chciałem zobaczyć jeszcze w świetle dnia to, co w Melilli warte zobaczenia. Odległość z przejścia granicznego do centrum jest dość znaczna.
Autobus zajechał w końcu na plac Plaza de Espana, gdzie kończyła się trasa i skąd zawracał pod granicę z Marokiem. Na placu, między drzewami, od razu zaczepił mnie młody mieszkaniec Melilli o wyglądzie Marokańczyka. Człowiek z plecakiem nie mógł ujść jego uwadze.:
- Give me one euro! - takimi słowami w języku angielskim mnie przywitał.
Ku jego konsternacji odpowiedziałem po hiszpańsku:
- To dużo 1 euro. W Maroku proszą tylko o 1 dirhama. - stwierdziłem.
- Mówisz po hiszpańsku? - odpowiedział zdumiony, gdyż nie wyglądałem i nadal nie wyglądam na Hiszpana - Bienvenido a Melilla! Witamy w Melilli!
Plaza de Espana, z palmami, pomnikiem i fontanną, jest nawet całkiem ładnym placem, choć nie różni się specjalnie od wielu innych placów, jakie można znaleźć w hiszpańskich miastach. Tuż obok znajduje się zielony Parque Hernandez, gdzie na jednej z ławek można spokojnie spożyć turystyczny posiłek. W parku wystawione były jakieś dzieła sztuki. Przy Plaza de Espana odnalazłem też informację turystyczną, gdzie otrzymałem darmowy plan enklawy. Informacja była czynna mimo późnej pory - mogło być dobrze po 20.00.
Na pewno warto przyjrzeć się domom w centrum miasta. Enklawa może poszczycić się wieloma budowlami w stylu modernistycznym i art deco. Jeśli chodzi o Hiszpanię, ponoć ustępują tylko tym w Barcelonie (przynajmniej tak wynika z folderów dla turystów). Stąd właśnie hasło promujące Melillę: "Miasto starodawne i modernistyczne".
Przeczytaj podobne artykuły