Pustynia Arabska - szczęście z dala od cywilizacji
artykuł czytany
24471
razy
Zaczynamy zwiedzać wioskę Beduinów. Są tu m.in. meczet, warsztat tkacki, sklepik spożywczy (kierowcy wycieczkowych "jeepów" dowożą zaopatrzenie), sklepik z pamiątkami zrobionymi własnoręcznie przez mieszkańców wioski (można w nim kupić również różne zioła), piekarnia, studnia, domy (chaty) mieszkańców.
Wszystko filmuje kamerzysta Ali (film z tego "jeep-safari", który od niego później dostaniemy stanie się dla nas nieocenioną pamiątką).
Meczet. To właściwie kawałek ziemi ogrodzony zielonym murem i przykryty strzechą. Charakterystyczny mihrab wskazuje kierunek na Mekkę. Na ziemi ułożone są równo dywaniki modlitewne. Jestem wzruszona... i myślę, że ci ludzie są tak daleko od cywilizacji, ale jednocześnie są tak blisko Boga... I gdy tak medytowałam przy tym beduińskim meczecie, Ali sfilmował mnie - w świetle zachodzącego na czerwono słońca. Później wielokrotnie oglądałam ten właśnie fragment.
Piekarnia. Dwie beduinki siedzą na ziemi, przy palenisku-ognisku i pieką arabskie chlebki. Chlebki te wyglądają jak bardzo duże naleśniki. Zrobione są właściwie tylko z mąki i wody, ale smakują wspaniale. Nasz kamerzysta Ali pyta nas czy smakują lepiej niż "Mc Donald's" a my z Bożeną zajadając kolejny kawałek odpowiadamy, że tak, i to o wiele bardziej. Ze zdziwieniem stwierdzam, że jedynymi smakoszami arabskiego chlebka jesteśmy tylko my z Bożeną i dwoje młodych Egipcjan. Nie smuci mnie to spostrzeżenie - więcej tego pysznego arabskiego chlebka zostaje dla nas...
Warsztat tkacki. Beduińskie małżeństwo wyczarowuje tu prawdzie arcydzieła z wielbłądziej wełny. Jedno z tych arcydzieł - kilim przedstawiający wielbłąda na tle pustyni - stało się moją własnością. Kilim wisi u mnie w dużym pokoju na ścianie. Gdy patrzę na niego, zawsze łza ukradkiem wymyka mi się spod powieki - pamiętam jak Yusef pokazując na nim brązowe kropki mówił: to jest jeep, to jest Bożena, to jest Daria, to jest Yusef... I wtedy na chwilę znów jestem w wiosce Beduinów...
Po zwiedzaniu czas na przejażdżkę na wielbłądach. Wszyscy bawimy się jak dzieci. Prawdziwa karawana. Wielbłądy niespiesznie poruszają się w sobie tylko znanym tempie, niosąc nas na swoich grzbietach wokół wioski. Mam wrażenie jakby ktoś nas wszystkich zaczarował...
Zachodzące słońce sygnalizuje, że czas na kolację. Beduini przygotowali dla nasz prawdziwą ucztę. Siedzimy na ziemi na matach i jemy przygotowany dla nas posiłek - po prostu biesiada! Po kolacji czas na tańce. Beduini śpiewają i grają na bębnach. Yusef porywa Bożenę i mnie do tańca. Trwa "beduińska dyskoteka".
Przeczytaj podobne artykuły