podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Afryka » Koptowie - w poszukiwaniu wciąż żywej historii
reklama
Marzena Romaniuk
zmień font:
Koptowie - w poszukiwaniu wciąż żywej historii
Geozeta nr 11
artykuł czytany 13044 razy
W Starym Kairze można znaleźć jeszcze wiele godnych obejrzenia miejsc, jak kościół al-Mu’allaqa (czyli zawieszony) zbudowany nad starą bramą rzymską, czy Muzeum Koptyjskie. Moją uwagę przyciągnął jednak klasztor żeński Mari Girgis (św. Jerzego), bynajmniej nie ze względów architektonicznych. Przychodzący tutaj mają zwykle jakąś prośbę do świętego. Piszą ją na karteczce i umieszczają przed obrazem. W małej, ciemnej niszy leżącej kilka metrów poniżej poziomu gruntu wciąż wiszą łańcuchy i kajdany, które nosił patron klasztoru podczas zgotowanych mu przez władze rzymskie tortur. Ich założenie lub dotknięcie podobno leczy z choroby. Chętnych, jak zauważyłam, nie brakuje.

Wadi an Natrun

Każda niezorganizowana podróż zawiera w sobie elementy niespodzianki i wielką dawkę improwizacji. Tak też było z moją pierwszą wyprawą do Wadi an-Natrun. Wiedziałyśmy, że chcemy zwiedzić klasztory i gdzie powinnyśmy wysiąść z autobusu.
Jedziemy więc autostradą przez pustynię w kierunku Aleksandrii. Mniej więcej w połowie drogi leży Wadi an-Natrun, dolina gdzie przed wiekami wydobywano minerał potrzebny do balsamowania zwłok - natron. Obecnie pozostała tylko nazwa. W IV i V wieku powstało tu największe skupisko klasztorów zamieszkanych przez ogromną liczbę mnichów. Dziś, z ponad pięćdziesięciu zachowały się tylko cztery. Nie łatwo do nich dotrzeć. Są oddalone od siebie o kilkanaście kilometrów, rozrzucone jak samotne wyspy, których nie łączy żadna publiczna komunikacja ułatwiająca turystom życie. Siedzimy na odkrytej przyczepce starego, wynajętego samochodu razem z kilkoma Koptami. Podróżujemy od klasztoru do klasztoru - pierwszym jest Dair al- Baramus czyli rzymski, następnym Dair al-Auba Bišwi. Widoczne już z daleka, wyglądają jak fatamorgana wśród piasków pustyni. Zwiedzanie odbywa się w pośpiechu. Kierowca upomina nas, że przekraczamy czas przeznaczony na zwiedzanie. (Wiadomo, że pociągnie to za sobą poważne konsekwencje finansowe). Typowa zabudowa we wszechobecnych odcieniach beżu, z licznymi mniejszymi i większymi kopułami, przez swoją prostotę i odmienność, robi duże wrażenie na osobach przywykłych do innego rodzaju budownictwa. Ta prostota zaprzecza teorii o wschodnich gustach i przepychu. Jeszcze bardziej malowniczy jest Dair as-Suryani – klasztor Syryjczyków. Choć znaleźć tu można budynki z różnych epok nie psują one swoistej harmonii, wręcz przeciwnie, tworzą właściwą sobie całość. Unikatem jest główny kościół ozdobiony pięknymi malowidłami sięgającymi VII wieku, pieczołowicie odsłanianymi spod tynku i restaurowanymi kiedyś przez Holendrów. Oczywiście pozytywne wrażenie robi tylko na tych, którzy lubią przytłumione światło oraz wpółzatarte i noszące ślady upływu czasu dzieła nieznanych mistrzów.
Jednak największą sławą cieszy się klasztor św. Makarego (Dair Maqariyus). Pełnił często funkcję rezydencji, schronienia i pochówku dla patriarchów. Otoczony drzewami owocowymi i ogrodami jest pewnego rodzaju specjalistycznym gospodarstwem rolnym, ale także siedliskiem duchowej i teologicznej myśli koptyjskiej. Żyjący tu zakonnicy (jest ich ponad 100) publikują artykuły i mają duży wpływ na poglądy funkcjonujące w Kościele - są jego elitą. Jeden z naszych współtowarzyszy podróży, młody agrotechnik, który już wcześniej pomógł nam zdobyć transport tłumaczy jak dostać się do św. Makarego. „Wpycha” nas do właściwego busika i jedzie z nami. Gdy wysiadamy odprowadza nas do drogi wiodącej prosto do klasztoru. Żegna się i wtedy dopiero pojmujemy, że nie ma w planach wizyty w monasterze, a musi wracać na farmę. Nadkłada ponad dwadzieścia kilometrów drogi i wydaje pieniądze na przejazd w trosce, abyśmy się nie zgubiły. Zastanawiające, czy ktoś w Polsce, nie dysponując własnym autem chciałby jechać do następnego miasta albo wsi po to, by pokazać wędrowcowi miejsce, którego szuka? Zatrzymuje jeszcze nadjeżdżający samochód i poleca nas opiece podróżujących współwyznawców. Dopiero wtedy uznaje swoją misję za zakończoną. Do klasztoru nie zostajemy wpuszczeni, mimo że podwożący nas mężczyźni nie są pielgrzymami. Mają tu do załatwienia sprawy służbowe. Jakie? Udzielają wymijającej odpowiedzi. Muszą być dzisiaj w jeszcze jednym monasterze, nowym ośrodku założonym w latach 60-tych niedaleko al-Hatat Tiba – Mari Girgis. Czy z nimi pojedziemy? Chętnie. Klasztor jest nowoczesny, krzyżujące się alejki są zacienione konstrukcjami z pnącą się winoroślą, wzdłuż nich stoi rząd małych białych, podobnych do siebie domków. Zamiast cel, jak przywykliśmy, każdy mnich ma tu własny domek o niewielkiej powierzchni, w którym spędza większość czasu na samotnych modlitwach i medytacjach. Są też zabudowania przeznaczone specjalnie dla gości - wielka jadalnia, w której pożywiają się pielgrzymi i ludzie biedni. Przed nami pojawiają się chleb, ser i oliwki – poczęstunek dla nowo przybyłych. Gdy koleżanka wstaje od stołu, aby zrobić zdjęcie, jej nakrycie zostaje natychmiast zabrane przez usługujących - widocznie oznacza to, że skończyła jeść. Tutaj nie istnieje inny powód, dla którego można przerwać poczęstunek, będący przecież darem od stwórcy. Zajmuje się nami młody zakonnik i nie bardzo wie jak prowadzić rozmowę. Bez ustanku pyta, czy może jeszcze w czymś usłużyć. Dyskutujemy na temat ekumenizmu. Chcemy wiedzieć co sądzi o innych wyznaniach. Jego odpowiedź jest bardzo wyważona: „Wszyscy jesteśmy chrześcijanami, modlę się, abyśmy znów stanowili w przyszłości jeden Kościół”. Zastanawiamy się, na ile jest to podyktowane względami gościnności...
Pogłębiana przez wieki niechęć różnych odłamów chrześcijaństwa wciąż istnieje. Paradoksalnie, kościół koptyjski stracił największą liczbę swoich członków nie na rzecz islamu, ale innych wyznań chrześcijańskich – protestantyzmu i katolicyzmu. Misje kierowane z Europy nie były i nie są adresowane do muzułmanów, głównie z powodu specyfiki tej religii, jak i obawy przed wywołaniem poważnych konfliktów. Pozostają więc Koptowie. Im nie trzeba wszystkiego tłumaczyć od podstaw, a muzułmańskiej większości ta sprawa nie dotyka bezpośrednio i tym samym drażni minimalnie. Istniało i istnieje wiele powodów zmiany wyznania: prestiż, lepsza posada w brytyjskiej administracji, kiedyś chęć naśladowania Zachodu, czy nadzieja na materialną poprawę swego losu aktualnie. Szacuje się, że w Egipcie żyje dzisiaj około 130 tysięcy katolików i około 100 tysięcy protestantów. Kościół koptyjski nie może prowadzić akcji misyjnych, pozostaje mu więc obrona „własnych pozycji”. W tej sytuacji wiara przestaje być prywatną sprawą każdego człowieka, a staje się obowiązkiem nakładanym przez społeczność. Z żalem żegnamy Mari Girgis, w którego alejkach można znaleźć spokój i zadumę. Powrót do hałaśliwego i zatłoczonego Kairu to jak powrót do innego świata.
Kiedy kilka miesięcy później odwiedziłam Wadi an-Natrun. Miałam nadzieję obejrzeć wszystko na spokojnie, bez pośpiechu. Jeszcze w Kairze wynajęliśmy samochód na cały dzień, aby uniknąć kłopotów z komunikacją. Spotkał mnie jednak zawód. Była niedziela. Choć Egipcjanie należą do narodów wyjątkowo niechętnych podróżom, miejsca pielgrzymkowe w dni świąteczne bardziej przypominają bazar, niż wypełnione powagą i skupieniem świątynie. Ludzie wchodzą, wychodzą, rozmawiają, ktoś przyjeżdża, ktoś odjeżdża. W tłumie nie można wprawdzie wielu rzeczy dokładnie obejrzeć, można jednak poczynić pewne obserwacje socjologiczne. Wielką rolę w religijności koptyjskiej przywiązuje się do fizycznej obecności w „świętych miejscach” o dużym prestiżu. Wierni bardzo często dotykają i całują obrazy, malowidła na ścianie, zasłonę oddzielającą ołtarz, czy nawet próg w kościele. Szczególną adoracją cieszą się gablotki z relikwiami świętych, mogą oni przecież pomóc w trudnej sprawie, czy chorobie. Dotknięcie czegoś co miało jakąkolwiek styczność ze świętym żyjącym kilkaset lat temu, tym bardziej jego relikwii, choćby przez oddzielające szkło porusza wyobraźnię i jest celem samym w sobie. Część znajomych w Polsce z niesmakiem kręci głową na wzmiankę o tego rodzaju praktykach. Mnie przychodzi jednak na myśl inne skojarzenie. W naszej kulturze przedmiotami uwielbienia stają się piłka z autografem znanego sportowca, stary grzebień Elvisa Presleya, czy sukienka księżnej Diany, żeby nie wymieniać dalszych przykładów. Jakoś mało osób to gorszy. Dla Kopta obiektem adoracji może być cela, w której żył pobożny eremita, kolumna, której dotknął itp. Są to tylko drobne różnice w wyborze idola odróżniające nasze kultury...

Suhag

Kolejnym etapem w poszukiwaniu śladów historii jest Suhag. Podróżujemy klimatyzowanym pociągiem. Wysiadamy na dworcu. To niebezpieczny, owiany złą sławą region Górnego Egiptu. Już wcześniej znajomi żartowali, abyśmy spisali testamenty przed wyjazdem. Chcemy od razu zorganizować powrót. Brakuje biletów na wybrany przez nas pociąg. Następny jest bardzo późno i kosztuje dużo więcej, ale nie mamy wyboru.
Strona:  « poprzednia  1  [2]  3  4  następna »

górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]