Namaste Gvaliyar!
artykuł czytany
4479
razy
Przedostatniego dnia naszego pobytu w Gwalior - a ostatniego Urvashi - mama Vishala zaprosiła nas oraz pozostałych członków rodziny i przyjaciół na kolację pożegnalną. Przygotowała wiele bardzo dobrych potraw wegetariańskich - ponieważ cała rodzina należy do kasty braminów i nie je mięsa ani nie pije alkoholu. Bardzo smakowały mi wtedy gol gappa (pani poori) oraz gajar ka halva. Oglądaliśmy również zdjęcia z wesela Archany i Akhila. Pewne było, że w tym składzie na pewno długo się nie zobaczymy, być może nawet już nigdy. Gdy odjeżdżałyśmy z domu rodziny Goswami tata Vishala powiedział - "Wracajcie do nas szybko". Stał przed domem i machał nam, dopóki auto nie znikło za zakrętem. Pamiętam, że Bożena powiedziała wtedy do mnie - "Tata jest najbardziej wzruszający z całej rodziny".
Po kolei rodzina rozjeżdżała się. Sangeeta i Dharmentra wraz z mamą Dharmendry (bardzo miłą Saroj, do której wszyscy zwracaliśmy się "Bua" - siostra taty) i dziećmi słodką Jaanvi (do której wszyscy mówiliśmy Jannu czyli kochanie) i Harshem do Delhi, Aiswyarya do collegu w Jaipur (wszyscy odprowadzaliśmy ją na dworzec autobusowy), Urvashi do Bangalore, Archana i Akhil do Chicago. Vishal za parę dni miał jechać do Delhi a stamtąd lecieć do Dallas. My miałyśmy już kupiony bilet na pociąg do Mumbaiu.
Chociaż przez siedem dni pobytu w Gwalior miałyśmy tyle atrakcji, że starczyłoby ich na cały kilkutygodniowy pobyt w Indiach - od kilkudniowych uroczystości zaręczynowych i weselnych zaczynając a na zwiedzaniu Gwalior, Agry i Khajuraho (w którym byliśmy z kuzynem Vishala Satyendrą, jego bardzo miłą żoną Sonią oraz słodkim synkiem Harshem) kończąc - to nasza podróż nie kończyła się jeszcze. Żegnane na dworcu kolejowym przez Vishala i jego przyjaciela Kamala oraz kuzynów Nagendrę oraz Jogendrę (który zawsze zwracał się do nas "didi" czyli starsza siostro) wsiadałyśmy do pociągu jadącego do Mumbaiu. Od każdego z naszych przyjaciół dostałyśmy paczkę z jedzeniem i piciem na drogę - było to bardzo wzruszające, bo każdy z nich sam o tym pomyślał. Przed wyjazdem do Indii Manoj powiedział mi, że w koniecznie muszę spróbować Gazak - słynnych słodyczy z Gwalior - i od Naggendry dostałyśmy na drogę bardzo duże opakowanie, pysznych Gazak. Przez cały nasz pobyt w Gwalior cała rodzina Vishala bardzo się o nas troszczyła - organizowali nam wolny czas, pomagali w zakupach, przynosili do hotelu słodycze. Czułam, że nie traktują nas jak zwykłych gości tylko tak jakbyśmy były członkami ich rodziny.
Pociąg miał opóźnienie i zamiast o godz. 10:45 wyruszył z Gwalior po godz. 12:30. Był to PunjabMail a my miałyśmy wykupione miejsca leżące w najlepszej klasie czyli AC First Class (bilet kosztował 2574 Rs). Czekała nas ponad 24 godzinna "great indian train journey" (jak nazwał naszą podróż Manoj) a później dalsza indyjska przygoda. Wsiadając do pociągu wiedziałam, że zaczynam właśnie nowy rozdział mojej podróży po Indiach. Łza w oku zakręciła mi się ze wzruszenia gdy myślałam o naszym cudownym i trochę bajkowym pobycie w Gwalior ale gdy pociąg ruszył usiadłam na swoim łóżku, zasłoniłam zasłonkę od strony przejścia, wysłałam dwa SMSy - do mamy i do Manoja - i ucieszyłam się na myśl o czekającej nas dalszej wspaniałej przygodzie. Kończył się jeden etap naszej indyjskiej podróży ale w tym samym czasie zaczynał się już kolejny.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż