Pod zimowym niebem Prowansji
artykuł czytany
2462
razy
* * *
Jak wspomniałam, Arles jest miastem pamiętającym odległe czasy rzymskiego panowania. Pozostały do dziś antyczne budowle, które harmonijnie koegzystują z kamieniczkami z późniejszych epok, z romańskimi czy gotyckimi kościołami. Arles jest ruchliwym ośrodkiem turystycznym. Przyjeżdżają tu nawet u schyłku 2001 roku, kiedy z niesłabnącą grozą świat wspomina wydarzenia z 11 września, nie mogąc w pełni ogarnąć ich przyczyn i skutków i zamiera na myśl, co jeszcze może się stać. Ale życie biegnie swoim torem. Więc ludzie podróżują...
Przyjeżdżają do Arles mimo, że zimowe niebo Prowancji jest szare, od Małych Alp wieje mroźny Mistral, rozległe równiny są brunatne, winnice opustoszałe, a na świecie jest niebezpiecznie. Ciągną tu liczne japońskie wycieczki, zjeżdzają wielbiciele kultury francuskiej. Tym samym pragnieniem przywiedzeni, przyjechaliśmy i my. Oczywiście znacznie lepszym okresem dla zwiedzania jest zapewne lato, a wręcz wymarzoną porą roku jest wiosna, ale przecież teraz nie jest tak tłoczno, a i ceny są niższe. Zresztą, Vincent van Gogh przyjechał do Arles właśnie zimą. I choć przyjechał tu dla owego cudownego światła, zafascynowany obrazami impresjonistów, z którymi zetknął się w Paryżu, jakoś musiał pogodzić się z tym, że otacza go pejzaż jeszcze zimowy... Arles 21 lutego 1988 było pod śniegiem, bo była to jedna z ostrzejszych zim w ostatnich dziesiątkach lat. Malarz chyba był z tego zadowolony, bo wydawało mu się, że Arles i jego okolice w śniegu przypominają krajobrazy Japonii. A na ten okres przypadało właśnie jego oczarowanie japońską sztuką. Tak więc w pierwszych tygodniach pobytu, nad jego głową wisiały niskie, szare chmury, takie same jak ja widziałam spacerując po placach i wąskich uliczkach Arles.
* * *
W restauracji hotelowej w Arles zamawiamy więc wino Van Gogh.
- Czy to nie dziwne? Za życia taki był nieznany, niedoceniony i taki straszliwie ubogi, a teraz wszędzie jest jego nazwisko..."- mówię do kelnerki.
- O tak, był bardzo biedny, a dzisiaj...- odpowiada, nie kończąc myśli. Wszyscy troje wiemy, o co chodzi. C`est ne pas juste - dodaje. Tak, to prawda, to jest niesprawiedliwe... Jeżeli jest sprawiedliwość, to przynajmniej nie jest rychliwa... Kelnerka przynosi butelkę wina, na której widnieje reprodukcja jednego z licznych autoportretów Vincenta.
* * *
Nie wiemy właściwie, dlaczego w owym 1888 roku Vincent van Gogh zdecydował się na przyjazd z Paryża do Arles. Być może stało się to pod wpływem lektury Adolfa Daudet, miłośnika prowansalskich krajobrazów, ludzi, ich obyczajów i legend, który pisał listy ze starego wiatraka. Być może sprawiła to lektura prozy Emila Zoli. Może stało się to pod wpływem Paula Cezanne, znakomitego malarza? A może po prostu zdecydował się na ten wyjazd do Arles z tęsknoty za czymś nowym, odmiennym od tego, co znał? Może ufność w to, że nowe miejsce pod słońcem Południa zmieni jego życie, a jego idee o wspólnocie artystów się ziszczą? Tak naprawdę chyba nikt nie wie, podobnie jak ja, dlaczego Vincent wybrał właśnie Arles...
* * *
Wiem natomiast, że mój mąż i ja przyjechaliśmy do Arles zimą 2001 roku, bo od dawna chcieliśmy wrócić choć na kilka dni do Prowansji. Zafascynowała nas już dawno. Byliśmy tam po raz pierwszy latem 1974 roku. Rozbiliśmy wtedy namiot na polu campingowym w Tarascon. Potem jeździliśmy oglądać zachowane dowody chwały i potęgi rzymskiego imperium; areny w Arles, Nimes, Orange i wspaniałe gotyckie kościoły, których frontony zdobią wspaniałe rzeźby świętych. Niestety wielu świętych stoi bez głów. Postrącano je podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej.
Kiedy byliśmy latem było upalnie. Zieleń wysokich cyprysów i cień padający od koron ogromnych platanów, którymi wysadzane są aleje miast i miasteczek były takie, jak na obrazach impresjonistów, a noce nad Rodanem tak gwiaździste, jak ta, którą namalował Van Gogh 28 września 1888 roku...
Wiedzieliśmy więc z pewnością, po co jedziemy do Arles zimą, u schyłku 2001 roku. Z cała pewnością na ożywienie tego naszego marzenia o "powrocie" do Arles, do Prowansji wpłynęła także obejrzana w Chicago wystawa malarstwa "Van Gogh and Gauguin. The Studio of the South".
Przeczytaj podobne artykuły