Pod zimowym niebem Prowansji
artykuł czytany
2455
razy
Dzisiaj przy placu Lamartin nie ma już tego domu. Został zburzony w czasie wojny. Na środku obszernego placu jest ładna fontanna. Przy placu rosną platany, jest piekarnia, na rogu mieści się Tabak, w którym można napić się kawy, pogwarzyć z przyjaciółmi przy barze, wypić kieliszek wina, czy absyntu no i nawdychać się do zawrotu głowy papierosowego dymu. Z placu rozchodzą się ulice. Patrząc w głąb jednej z nich widać wiadukt kolejowy, taki jak namalował go artysta na obrazie przedstawiającym "Żółty Dom Vincenta w Arles ". Jeżdżą tamtędy pociągi, tak jak za czas?w Vincenta.
Vincent zostaje pacjentem dr Rey`a. Dzisiaj w "Hotel-Dieu", gdzie leczono Vincenta mieści się ośrodek kultury, noszący imię van Gogha (Espace Van Gogh). Najbardziej interesujący wydawał mi się ogród. Jest dziś taki sam, jak był wtedy, kiedy van Gogh go malował. Ogród został odtworzony na podstawie obrazu artysty "Dziedziniec szpitala w Arles". Malowany był w kwietniu, mieni się barwami, ja oglądam ten ogród tuż przed zapadnięciem zmierzchu w pochmurny, styczniowy dzień. Ale świadomość, że patrzę na te same podcienia okalające dziedziniec, na te same okna dawnego szpitala, takie same krzewy i drzewa oraz mała fontannę jest poruszająca.
Arles dziś pamięta o artyście, któremu za życia nie okazało serdeczności. Stworzono fundację, która opiekuje się galerią, gdzie eksponowane są obrazy znanych współczesnych artystów, członków "artystycznej wspólnoty". Oni symbolizują ideę Van Gogha. Tak więc wydawać się może, że jego marzenia i jego wizje o braterstwie artystów, nie poszły na marne .
Z Arles wyjechaliśmy z przekonaniem, iż warto było tu wrócić, by na nowo odkrywać ślady przeszłości dalekiej i bliższej. Wyjechaliśmy bogatsi o ożywione dawne wzruszenia, nowe doświadczenia i z przekonaniem, że stare rzymskie przysłowie "carpe diem" nie straciło nic a nic na znaczeniu. Nawet, jeżeli tym razem wszystko to przeżywaliśmy pod szarym, zimowym prowansalskim niebem.
Przeczytaj podobne artykuły