Dubrownik 2005
artykuł czytany
4189
razy
Na granicy spokojnie - rutynowa kontrola, kilka wymownych spojrzeń, pytania odnośnie celu podróży - jechać... nie trzeba było dwa razy powtarzać. Pokonując kraj w pierwszej fazie kierowaliśmy się na Sarajewo a następnie pokonując Góry Dynarskie na Mostar i Metkowič.
Kraj piękny, dziewiczy, posiadający wspaniałe walory naturalne, jednak prowadzone w latach 90-tych działania wojenne odcisnęły do dnia dzisiejszego swoje ślady. Wszędzie popalone domy, popalone całe osiedla i wioski, wraki samochodów, samochody wożące jednostki wojsk pokojowych a także, co chyba najgorsze, wszędzie widniejące znaki "miny". Do tamtej pory nie wiedziałem iż jest to jeden z ważniejszych problemów kraju odbudowującego się po wojnie. Podczas przejazdu bywały momenty, że przy drodze stało więcej znaków informujących o polach minowych niż samych znaków drogowych. A i oczywiście mają też dodatkowo znak drogowy, przestrzegający przed tym ażeby nie chodzić do lasu za potrzebą gdyż grozi to utratą kończyny i/lub życia - smutne ale prawdziwe.
Góry pokonywaliśmy ostrożnie - droga kręta i spadki ostre. Nadmienić należy iż policji dużo na drogach więc miejscowa ludność porusza się raczej wolno, zgodnie z przepisami.
Do granicy z Chorwacją dojechaliśmy ok. 20.30 a do samego wybrzeża jakieś 1,5h później. Tam też znaleźliśmy szybko pierwszą lepsza kwaterkę i przeczekaliśmy do rana. Pierwszy ranek w Chorwacji zaskoczył nas bardzo. Tyle się naczytałem o wspaniałych warunkach pogodowych, długim sezonie turystycznym itp., itd. A tu masz ci los, wyglądam przez okno i widzę błyskające się niebo. Poza tym już nic nie widzę, bo tak pada...
Podróż drogą szybkiego ruchu, wzdłuż chorwackiej linii brzegowej, pokonywaliśmy mozolnie ledwo co widząc przez zapadaną szybę samochodu. Coś jednak zaobserwowaliśmy. Okazało się iż im bardziej na zachód (w głąb morza) tym mniej chmur i więcej słońca. Było to zjawisko meteorologiczne, polegające na tym iż chmury burzowo-deszczowe kłębiły się głównie na granicy lądu i morza (duża wysokości linii brzegowej n.p.m.) omijając półwyspy i wyspy.
Owa obserwacja miała dla naszej podróży ogromne znaczenie. Chęć pogoni za opalającymi promieniami słońca a także pragnienie wygrzania pośladków, zmotywowała nas do zmiany kierunku jazdy z kierunku na Dubrownik w kierunku słońca i bezchmurnego nieba. Półwysep Pelješac wydawał się najlepszą okazją do ucieczki przed burzą a rozciągająca się u jego końca wyspa Korčula ugruntowywała nas w przekonaniu iż jest to możliwe.
Półwysep powitał nasz przepięknymi murami dawnej fortecy obronnej w mieście Ston (mury duże i długie, wznoszące się wysoko w góry wyglądające niczym Mur Chiński). Dalsza część półwyspu to przepiękny górzysty teren, poprzeplatany tarasami gdzie uprawiane jest wino (znany obszar skąd eksportowane jest wino na cały świat).
Przeczytaj podobne artykuły