Dubrownik 2005
artykuł czytany
4180
razy
Pierwszy postój, kiedy to właśnie deszcz przestał padać i chwilami zza chmur przebijało pierwsze dla naszych oczu słońce, uczyniliśmy w wiosce rybackiej o nazwie Trstenik, usytuowanej w zacisznej zatoczce, otoczonej wysokimi górami. Miejsce obecnie przystosowane dla potrzeb turystyki kwalifikowanej (nurkowanie, połów ryb), posiadające niedużą lecz ekskluzywną bazę noclegową a także port dla zaplecza technicznego. Nie było to jednak dobre miejsce dla nas. Brak dużej ilości kawiarni, barów, pubów a także wysokie ceny za nocleg szybko zbiły nas z tropu. Szybka kawka, ciasteczko i ruszyliśmy dalej.
Dotarliśmy do miasta Orebič gdzie czekała na nas przeprawa promowa na wyspę Korčula. Po 35 minutach byliśmy po drugiej stronie Pelješkiego przesmyku, przemierzając nowo zdobyte tereny w poszukiwaniu słonecznych plaż. Kierując się mapą zjechaliśmy z głównej drogi, wiodącej przez wyspę, w kierunku małej wioski o nazwie Pupnatska Luka. W miarę naszego zbliżania do niej trasa coraz bardziej nadawał się dla samochodu terenowego - asfalt szybko się skończył, droga stała się wyboista, kręta i niebezpieczna. I tym razem samochód spisał się na medal. Najbardziej bałem się złapania gumy, gdyż kamienie formujące drogę były ostre i twarde. Doświadczył tego tłumik który co i raz miał z nimi kontakt. Sama wioska okazała się opustoszała gdzie chcąc w niej pozostać trzeba codziennie pokonywać w/w drogę celem dotarcia do najbliższego sklepu z czymkolwiek. Pstryknęliśmy kilka zdjęć, zmoczyliśmy nogi w zatoce i ruszyliśmy w kierunku miasta, utworzonego wokół drugiego co do głębokości portu na Adriatyku - Vela Luka, usytuowanego na końcu kiszkowatej zatoki, wdzierającej się w wyspę.
Kwaterę znaleźliśmy bez większych problemów ( koniec sezonu), przy samym wejściu do portu. Miejsce było strategiczne gdyż miałem teraz wgląd na wszystkie statki wchodzące i wychodzące z portu. Samo miasto, o charakterze miasta portowego, podzielone na trzy części: zabytkową starówkę, strefę przemysłową i turystyczną utworzoną z hoteli i budynków oferujących apartamenty i pokoje do wynajęcia.
Od rana gwar jak na bazarze. To miasto Vela Luka obudziło się do życia. Cały czas słychać jakiś krzyczących miedzy sobą ludzi, dzieci idące do szkoły, warkot silników spalinowych i łoskot dobiegający z miejscowej stoczni. Jest pięknie, niebo bez chmurki no i te oślepiające bliki słoneczne, odbijające się w portowej toni.
Po raz pierwszy zachwyciłem się turkusowym błękitem i oszałamiającą przezroczystością wód Adriatyku kiedy po raz pierwszy ujrzałem ją w wiosce Trstenik, lecz prawdziwie doświadczyłem tego podczas nurkowania, ale wszystko po kolei...
Do centrum miasta, obfitującego w sklepiki, kawiarenki, stragany, parczki no i oczywiście przystań jachtową, dzielił nas jedynie 15min spacerek. W porcie do wyboru wycieczka na bezludną wyspę z knajpą i wycieczka na bezludna wyspę bez knajpy. Pierwszego dnia płyniemy na bezludną wyspę bez żadnej dodatkowej infrastruktury o nazwie Osjak. Chcemy wreszcie być sami, nie słyszeć i nie widzieć nikogo. Łódka wioząca nas na wyspę pyrkocze niczym silnik od traktora. Dodatkowo w tylnej części zawiewa spalinami tak, że zbiera się na wymioty. Nic to, widoki są tak oszałamiające iż przyćmiewają wszelkie niedogodności podróży.
Wyspa, patrząc z lotu ptaka, w kształcie serca, porośnięta sosną. W całości wybrzeże skaliste, ani grama piaszczystej plaży. Bez karimat i kocy nie ma co się tam pokazywać. Jednak to co najbardziej urzekające to niesamowite ilości cykad , buszujących w konarach drzew. Dźwięki, które z siebie wydobywają, są tak dobitne i jednostajne, że wprowadzają człowieka w pewnego rodzaju trans, a jedyna od niego ucieczka to schowanie głowy pod wodę.
Przeczytaj podobne artykuły