Namaste Gvaliyar!
artykuł czytany
4486
razy
Do Gwalior (Gwalijar) miałyśmy pojechać pociągiem z Delhi. Bilety na pociąg czekały na nas w recepcji hotelu. Vishal tak wszystko zorganizował abyśmy z Bożeną nie musiały martwić się o najdrobniejszy szczegół naszej podróży. Powiedział kiedyś do mnie - "Chciałbym abyś była szczęśliwa w Indiach". I tak było - w Indiach czułam się naprawdę bardzo szczęśliwa. Zakochałam się w tym kraju długo przed przyjazdem do niego ale sam pobyt w Indiach sprawił, że Indie stały się na zawsze częścią mnie lub to ja stałam się ich częścią.
Nasz pociąg był wcześnie rano - o godz. 6:00 - i aby uniknąć problemu z dotarciem na dworzec wybrałam hotel Ajanta (bardzo sympatyczny, 2-gwiazdkowy, z dobrą restauracją) znajdujący się w dzielnicy Delhi Paharganj, trochę na wyrost cieszącej się złą opinią. Z hotelu mogłybyśmy dotrzeć na dworzec kolejowy New Delhi pieszo ale ze względu na bagaże wolałam abyśmy pojechały moto-rikszą, a właściwie to dwoma moto-rikszami. Ta przejażdżka kosztowała nas po 15 Rs (czyli niecałe 1,50 zł.) za rikszę. Pociąg, którym miałyśmy podróżować czekał już na peronie. Był to Bhopal Shtbd należący do sieci szybkich pociągów Shatabdi Express (nazwa "Shatabdi" oznacza w języku hindi setną rocznicę i pierwszy Shatabdi Express wyruszył w swoją trasę w 1988 r. aby uczcić setną rocznicę urodzin Jawahara Lal Nehru - pierwszego premiera Indii).
Jechałyśmy klasą 1 A (najlepszą w tym pociągu) a na bilecie przeczytałam, że kosztował 915 Rs. W przedziale siedzenia ustawione były w taki sposób jak w samolocie. Bardzo miły pan rozniósł wszystkim beżowe termosy z gorącą wodą oraz pudełeczka z kilkoma herbatami, kawą instant, mlekiem i cukrem oraz gazety. Następnie rozniósł tace ze śniadaniem, pytając wcześniej - "Vegetarian or not?". Do śniadania wszyscy dostaliśmy też sok pomarańczowy. To była nasza pierwsza podróż pociągiem w Indiach. Od moich znajomych słyszałam różne historie o takim podróżowaniu - niestety żadne z tych opowieści nie sprawdziły się (ani podczas tej ani podczas moich kolejnych podróży pociągami po Indiach). Natomiast sprawdziło się to w co wierzę, że aby wydawać opinię o czymś samemu trzeba to przeżyć.
Nasi współpasażerowie byli bardzo mili w dyskretny i nie narzucający się sposób. Chętnie pomagali nam przy bagażach, informowali jak daleko do Gwalior. Ze zdziwieniem patrzyli na rolki kolorowego papieru do pakowania prezentów, które ze sobą wiozłyśmy. Te rolki często gdzieś spadały budząc ogólną radość i będąc tematem do rozmowy. Nasi współpasażerowie pytali - "Co to jest?", a gdy odpowiadałam - "To papier do pakowania prezentów bo jedziemy na wesele brata mojego przyjaciela" - wydawało mi się, że wszyscy cieszą się razem z nami.
Po ponad 3 godzinach dotarłyśmy do Gwalior (oddalonego ok. 320 km od Delhi). Vishal czekał już na nas razem z kuzynką Aishwaryą (tak samo nazywa się słynna Miss Indii z 1994 roku - Aishwarya Rai - grająca m.in. w znanym w Polsce filmie "Bride and Prejudice"). Na dworcu doszła do nas żebraczka z dwójką małych dzieci. Dałam jej jakieś drobne co spowodowało niezadowolenie Vishala. Powiedział do mnie - "Nie powinno się tak robić bo to jest nie edukacyjne". Ale ja zawsze staram się robić to co dyktuje mi serce a nie rozum - a umęczona twarz tej kobiety i jej dzieci przemawiały do mnie bardziej niż jakikolwiek słowa rozsądku.
Pojechaliśmy do hotelu Landmark. To ponoć jedyny hotel w Gwalior z oficjalną klasyfikacją trzech gwiazdek (tak przeczytałam na stronie Internetowej tego hotelu) ale za to z niewygórowaną ceną jak na oferowany standard (cena za pokój dwuosobowy to 1500 Rs). W holu przy wejściu do hotelu znajduje się bardzo ciekawe akwarium. Hotelu znany jest z bardzo dobrej restauracji, serwującej dania kuchni indyjskiej, chińskiej oraz kontynentalnej a także najlepsze gulab jamun w całym mieście - potwierdzają to nawet autorzy przewodnika "Lonely planet". Chociaż tak naprawdę najlepsze gulab jamun i gajar ka halva zrobiła dla nas mama Vishala. "Namaste" - tak przywitali nas wszyscy pracownicy hotelu. Byli bardzo serdeczni. Później dowiedziałam się, że znają rodzinę Goswami (rodzina Vishala) ale myślę, że ich wyjątkowa serdeczność nie tylko tym była podyktowana bo podczas całego naszego pobytu zawsze byli dla nas bardzo mili i pomocni. Vishal wynajął nam bardzo ładny pokój na pierwszym piętrze. I tak zaczęła się nasza przygoda w Gwalior.
Prawdopodobnie gdyby nie uroczystości weselne Akhila (brata Vishala) i Archany nigdy nie przyjechałabym do Gwalior. A tak dzięki tej okazji wszyscy znaleźliśmy się tam - Akhil i Archana przylecieli z Chicago, Vishal z Dallas, moja koleżanka Bożena i ja z Warszawy. Pozostali członkowie obu rodzin państwa młodych oraz ich przyjaciele przyjechali z różnych stron Indii - Urvashi (siostra Vishala i Akhila) oraz kilkoro innych osób z Bangalore, inni z Delhi, Mumbaiu a także z Nainital'u w Uttar Pradesh (często nazywanego indyjską Krainą Jezior), Ajmer'u w stanie Rajesthan, Anand'u w stanie Gujarat (słynnego z mleczarskiego college'u), Agry (ze słynnym mauzoleum Taj Mahal), Badayun'u w stanie Uttar Pradesh i Dehradoon'u w stanie Uttranchal. Dla mnie była to wspaniałą niespodzianką, że w tak nieoczekiwany sposób znalazłam się w tym ciekawym miejscu uczestnicząc w życiu moich indyjskich przyjaciół.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż