podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Afryka » Herbatka na Saharze, czyli zapiski z Egiptu
reklama
Beata Bilińska, Michał Dmochowski
zmień font:
Herbatka na Saharze, czyli zapiski z Egiptu
Geozeta nr 3
artykuł czytany 7039 razy
Niebo nad Saharą wydaje się bogatsze i bliższe. Miliardy gwiazd, a każda jest tak blisko, że chciałoby się wyciągnąć dłoń i schwytać jedną. Jesteśmy zmęczeni, trzeba iść spać. Śpimy w namiocie, pozostali przy ognisku. Mam na sobie koszulkę, koszulę, bluzę numer jeden, bluzę numer dwa, sweter, polar i kurtkę. Pakuję się jeszcze do śpiwora i teraz mogę spać. Czytałem o dobowych amplitudach temperatury na pustyni, ale dopiero teraz poczułem, czym one są. Abdullah spał boso, tylko w galabiji, przykryty jakąś szmatą. Rano, śniadanie jest już mniej beduińskie - kanapki z dżemem. Nucę sobie "Tea In The Sahara" z repertuaru The Police. Jeszcze kilka zdjęć i ruszamy w drogę. Kurz wciska się wszędzie, wszyscy wyglądamy zabawnie bo połowy twarzy, te od strony drogi mamy kompletnie brudne, szare od pyłu. Oczywiście każdy rozgląda się z uśmiechem, bo myśli: "jacy oni wszyscy brudni!". Lusterek nie mieliśmy.
W końcu dotarliśmy do Bahariji. W przeciwieństwie do Siwa, to miejsce od razu nam się nie spodobało. Zaśmiecone, bardziej hałaśliwe i natrętne. Czmychnęliśmy co prędzej brudnym autobusem 200 kilometrów (lub 12 zł według innej miary) dalej, do oazy Farafra.
Oaza Farafra jest nieduża, sporo się tu jednak inwestuje, choć nie zawsze "z głową". Nowe osiedla, bloki mieszkalne (wielka płyta!), rozległe gaje palmowe. Jest to jedna z trzech oaz objętych rządowym programem New Valley, mającym na celu rozwój rolnictwa i osadnictwa. Dla nas jednak Farafra to przede wszystkim Sahara Abieda, White Desert lub Biała Pustynia, jak kto woli. Zabierze nas tam Hassan, właściciel dwóch restauracji i czarnego jeepa. Biała Pustynia oddalona od oazy jakieś 50 kilometrów na północ, to księżycowy krajobraz stworzony przez najdoskonalszego artystę - naturę. Śnieżna biel wapiennych ostańców raziła oczy, ale obraz był zbyt piękny, by je zamykać. Do zachodu słońca cieszyliśmy się tym widokiem, a potem - przy ognisku i herbacie - długo rozmawialiśmy. Postanowiliśmy wracać dopiero gdy byliśmy już zziębnięci i głodni. Żona Hassana obiecała przygotować kolację.

Jedzenie

Beata: Zdecydowanie zbyt tłuste i ostre. Z naszej trójki tylko Michał to wytrzymywał, on był także najbardziej skory do różnych kulinarnych eksperymentów. Przestrzegano nas przed jedzeniem warzyw i owoców. Na pewno bezpieczne były tylko cytrusy, wszystkie bez wyjątku zielone w Egipcie (dojrzewają dopiero w portowych magazynach). Kusiły jednakże owoce bardziej egzotyczne np. gruszkopodobne gujawy, w smaku trochę jak szampon "Zielone jabłuszko", a także surowe daktyle.
Michał: Pamiętam, że nigdzie w oazie Farafra nie mogliśmy kupić pomarańczy. W końcu postanowiliśmy zapytać mieszkańców. Zdziwieni odpowiedzieli: "Kupić? Idźcie do gaju i narwijcie sobie, ile tylko potrzebujecie". No to poszliśmy z plecakami...
Beata: Brzmi jak cytat z Biblii, a jednak prawdziwe...

Bezpieczeństwo

Beata: Zdumiewająca jest ilość wojska, żandarmerii i policji na ulicach oraz w miejscach, gdzie mogą znaleźć się turyści, a więc praktycznie wszędzie. Byliśmy w parę tygodni po zamachu na niemiecki autokar przed Muzeum Egipskim w Kairze, ochrona musiała więc być znacznie wzmocniona. Jak nieskuteczna się jednak okazała, udowodnił atak fundamentalistów w Luksorze, 19 listopada, dokładnie w dniu naszego wyjazdu. My jednak czuliśmy się całkiem bezpiecznie. W sumie widok 12 policjantów kierujących ruchem na kairskim skrzyżowaniu, na którym przecież działały światła, może być nawet zabawny.7
Strona:  « poprzednia  1  2  [3]  4  5  następna »

górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]