Na Synaju
artykuł czytany
1574
razy
Po śniadaniu wyszliśmy na basen. Woda cieplutka, ale niezbyt głęboka (najgłębsze miejsce ma 1,80 m). Wokół basenu znajdują się leżaki. Pracownik hotelowy natychmiast podbiega do nowo przybyłych gości i oferuje przyniesienie ręczników kąpielowych. Są one teoretycznie bezpłatne, ale wyczekująca postawa czyściciela basenu wyraźnie wskazuje na potrzebę uiszczenia bakszyszu. Trochę pływam, trochę wyleguję się na słońcu, a na końcu gram wraz z grupą młodych ludzi z Krakowa w siatkówkę wodną. Przy tym ostatnim zajęciu trochę za mocno spiekły mi się plecy, nieprzyzwyczajone do tak ostrego słońca.
O trzynastej spotykamy się w recepcji z rezydentem Alfa Star. Jest nim dość dobrze mówiący po polsku Mahmoud Adel. Udziela nam on podstawowych informacji o hotelu, komunikacji miejskiej oraz o wycieczkach fakultatywnych. Szczególnie mile zaskakują mnie ceny tych ostatnich, które w porównaniu z wcześniejszą ofertą podaną w informatorze biura Alfa Star, okazują się być znacznie niższe. Przykładowo wycieczka do Jerozolimy, pierwotnie wyceniona na 138 dolarów, kosztuje teraz tylko 110. Jest też dodatkowa promocja za 120 $, w ramach której oprócz wyjazdu do Jerozolimy, oferowane jest zwiedzanie Sharm El Sheikh (normalnie 35), delfinarium (normalnie 25) oraz przejazd i wstęp do dyskoteki Hard Rock. Wybieramy oczywiście tę opcję, co pozwala nam zaoszczędzić sporo zielonych. Znacznie później dowiadujemy się, że działające niedaleko stąd biuro Wielkopolska organizuje jeszcze tańsze wycieczki, np. do Jerozolimy za 80$.
Sharm El Sheikh jest prawdziwym kombinatem turystycznym. Znajduje się tutaj około pięćset hoteli i ciągle powstają nowe. Na miejscowym lotnisku co rusz lądują samoloty przywożące turystów z wielu zakątków świata, ze szczególnym uwzględnieniem Rosji i Polski. Wśród turystów powoli zaciera się pamięć o zamachach bombowych sprzed czterech lat i o katastrofie samolotu w 2004 roku, w której zginęło 148 osób
Po południu wymieniam w recepcji 20 dolarów na 100 miejscowych funtów i zaglądam do sąsiadującego z hotelem super marketu. Litr mleka kosztuje tutaj 10 funtów egipskich, mydło Palmolive 5, a dwulitrowa butelka coli 12.
W piątek jedziemy do delfinarium. Po raz pierwszy widzę z bliska delfiny. Jest ich tutaj trzy sztuki. Pod kierunkiem treserów dokonują one niesamowitych wyczynów. Skaczą przez obręcze, strącają zawieszone wysoko piłki, tańczą, dają się ujeżdżać niczym konie, śpiewają, malują farbami i pozują do zdjęć. Są nie tylko bardzo zwinne i zręczne, ale też inteligentne. Po każdej ewolucji zgłaszają się po nagrodę w postaci surowych ryb, które treserzy mają dla nich przygotowane w specjalnych wiaderkach. Wydają się przy tym być niezmordowane i pełne radości życia, a przecież występują przed turystami przez sześć dni w tygodniu.
Z delfinarium jedziemy do zbudowanego niedawno meczetu. Przewodnik Hazim opowiada nam po drodze różne historyjki o Egipcie i muzułmanach (sam jest wyznania koptyjskiego), nie zawsze całkowicie pokrywające się z prawdą. Najbardziej rozśmiesza nas „capucino” (tak określa seks), które on zna ponoć tylko z książek, bo jeszcze nie ma żony. Do meczetu oczywiście nie możemy wejść, gdyż jest ramadan. Wchodzimy za to stojącego nieopodal kościoła koptyjskiego. Tutaj przewodnik opowiada nam szczegółowo, niczym rasowy kaznodzieja, o surowych zasadach obowiązujących w tym wyznaniu, będącym niewątpliwie jednym z bardziej ortodoksyjnych.
Po doznaniach, powiedzmy – duchowych, czas na wrażenia handlowe. Jedziemy do starej dzielnicy miasta, znanej powszechnie jako Old Market. Tutaj Hazim prowadzi nas do sklepu z pamiątkami Old Bazar. Ceny są tu dość wygórowane i nie podlegają negocjacji. Przy wejściu otrzymujemy numerki, które potem mamy oddać przy kasie. Chodzi o to, jak łatwo się domyślić, żeby obsługa wiedziała, ile obrotu zawdzięcza przewodnikowi i jaką prowizję ma mu później wypłacić. Pamiątki są dość tandetne i sztampowe, ale mimo to kupujemy parę drobiazgów za 22 dolary. Po wyjściu ze sklepu na jednym ze stoisk kupujemy jeszcze dwie paczki hibiskusa oraz 200 gram goździków. Na tych ostatnich dajemy się oskubać jak pierwsi lepsi naiwni…
Przeczytaj podobne artykuły