podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Azja » DEMAVEND PROJECT - Wyprawa na najwyższy szczyt Iranu
reklama
Grzegorz Japoł
zmień font:
DEMAVEND PROJECT - Wyprawa na najwyższy szczyt Iranu
artykuł czytany 4334 razy
Trochę przed wakacjami zapadła decyzja - jadę na Elbrus w Kaukazie. Zacząłem kompletować sprzęt, ćwiczyć, kilka wyjść w Tatry dla nabrania kondycji, gdy kumpel powiedział mi, że jest inna ciekawa wyprawa. - Gdzie??? - Wulkan Demavend, 5684 metry wysokości… druga połowa września... - A gdzie to jest? - W Iranie? Szczęka opadła mi z wrażenia - decyzja była natychmiastowa…
Żeby nie było zbyt łatwo, na dwa dni przed wyjazdem dostałem zapalenia oskrzeli - porażka. Lekarz usłyszał tylko: - "We środę muszę być zdrowy!" - moja determinacja musiała być widoczna, bo zapewnił mnie krótko - "Będzie Pan". Dostałem tyle lekarstw, że spokojnie mogłem być zatrzymany za przemyt, jednak w dniu wyjazdu czułem się dobrze.
Na lotnisku Katowicach poznaje ekipę - Bogdan (prezes Polskiego Klubu Alpejskiego) przewodzi wyprawie, jest jeszcze Paweł i Andrzej no i oczywiście ja. We czwórkę wyruszamy zdobywać najwyższy szczyt Iranu. Szybkie zakupy w sklepie wolnocłowym, trzygodzinny lot do Antalyi w Turcji i zaczęło się.
Wyjeżdżając z domu słyszałem w radiu, że w Tatrach pada pierwszy śnieg, tu ponad 30 stopni w cieniu. Plaża jak w amerykańskich filmach, błękitna woda, turystki topless... Z plecakami ze sprzętem wysokogórskim wyglądamy kretyńsko. Może jednak zostaniemy? - padły propozycje. W górach sami, zimno będzie... a tu... nie trwało to jednak długo. Nasz autobus odjeżdża za niecałe 5 minut, a następny dopiero jutro! Raj jak nagle się zaczął, tak nagle się skończył.
Gdy mówiłem w domu, że czeka nas ponad 2500 km tureckimi i irańskimi autobusami przez Kapadocję, Kurdystan i Iran - wszyscy łapali się za głowę.
- Boże... 100-tu letnie autobusy, bez szyb i siedzeń, bagaże na dachu i kozy w środku?! Byłem przygotowany na najgorsze, a tu nowiutki mercedes, klima i steward, który roznosi wodę, ciasto, napoje i co najbardziej nam się podoba, w odstępach czasu myje wszystkim ręce "wodą kolońską" - tylko jakoś tych kóz nie widać pomyślałem. W Polsce za 100 lat takie standardu w PKS-ie nie będzie.
Do Erzurum 21 godzin drogi, więc czas umilamy sobie starą dobrą "Żołądkową" - pamiątką z wolnocłowego - czym strasznie narażamy się stewardowi. Niestety jedyną wspólną cechą tureckiego autobusu z PKS-em okazało się spóźnienie - miał jechać 21, a jechał 27 godzin i w na miejscu wylądowaliśmy około 16-tej drugiego dnia podróży. Niby spoko, ale szybko zorientowaliśmy się, że nie możemy jechać dalej. Na wschód od miasta działają grupy partyzantów PKK (Partii Pracujących Kurdystanu) z którymi Turcja jest w stanie wojny. Po godzinie 16-tej nic w tamtym kierunku już nie jeździ - więc utknęliśmy. Jak się okazało, najmniej ciekawym miejscu jakie mogło się nam przytrafić. Zero klimatu, orientalizmu, niczego, co od zawsze kojarzyło mi się z Turcją - betonowa dżungla, śmierdzące powietrze, ogólnie rzecz biorąc w Katowicach jest więcej egzotyki niż tu. Rano jedziemy dalej. Po drodze wojskowe transportery nie są już rzadkością, gigantyczne jednostki wojskowe w każdym mieście, wioski jak z filmów, które widziałem na National Geographic Channel - jednym słowem Kurdystan.
W żarze lejącym się z nieba śnieg na szczycie Araratu - który właśnie pojawił się na horyzoncie - wygląda nierealnie. Na nim spoczywa Arka Noego. Jeśli starczy czasu, to może i na niego zdążymy wejść. Na wszelki wypadek w Dagobayazit załatwiamy "permity" (specjalne zezwolenie na wyjście w góry z obstawą wojska). Ostatni SMS do domu: "wjeżdżamy do Iranu, nie będzie ze mną żadnego kontaktu przez co najmniej tydzień, nie martwcie się".
* * *
Przed granicą kilkunastokilometrowa kolejka tirów, upał po 40 stopni w cieniu, a jednak nikt nie narzeka - kierowcy z Chyżnego powinni zobaczyć. Sama granica to temat na książkę. Pierwsza jawna próba oszukania nas przy wymianie tureckich pieniędzy na irańskie - "konik" zawiódł się jednak bardzo - umieliśmy liczyć, czego najwyraźniej nie przewidział. Pieniądze trzeba mieć i tak czy inaczej ubijamy z nim interes.
Pasy zaoranej ziemi, wieżyczki strażnicze, stanowiska CKM-ów, wszędzie wojsko - Nie wjeżdżamy aby do Iraku?
Strona:  [1]  2  3  4  5  6  następna »

górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]
ZDJĘCIA