Tunezja
artykuł czytany
9219
razy
Marzyłam o tej wyprawie od miesięcy. Nie żadny wypoczynek z biurem podróży, ale prawdziwy wyjazd naukowy "na własną rękę". Badania do pracy magisterskiej. Kraj arabski. Afryka. Pustynia. Tunezja.
Obarczona przez całą rodzinę bagażem przestróg i porad, zwierzałam się z narastających obaw, spacerując zimnym, jak na czerwiec, Krakowskim Przedmieściem. Żegnałam stolicę na trzy ekscytujące tygodnie.
Tunis, w przeciwieństwie do Warszawy, przywitał nas piękną pogodą. Kontrolę celną, zarówno Mariusz, jak i ja, przeszliśmy bez większych problemów, aczkolwiek tunezyjscy celnicy byli zdziwieni tym, że zamiast voucherów posiadamy wizy.
Jeśli się zna w miarę dobrze język francuski (ewentualnie angielski), posiada prawo jazdy i opanowało się sztukę targowania, to wypożyczenie samochodu za sensowna cenę nie stanowi kłopotu. Mając na uwadze planowane przez nas badania zdecydowaliśmy się na ten właśnie środek transportu.
W stolicy zabawiliśmy jedynie dwie godziny, które poświęciliśmy na posiłek i wyjazd z miasta, i udaliśmy się na południowy - wschód, do Sfaxu, miasta przemysłowego, gdzie króluje wszechobecny "zapach" fosfatów. Nie jest to miejsce godne polecenia turystom. Z wyjątkiem starej Medyny, nie ma tu nic godnego dłuższego pobytu. Przynajmniej tak nam się wtedy wydawało.
Zatrzymaliśmy się w hotelu "Alexander", gdzie w pokoju, oprócz Mariusza, Pana Maćka -naszego opiekuna i mnie, zameldowały się karaluchy wielkości serdecznego palca.
Następnego dnia, po załatwieniu kilku spraw na miejscowym uniwersytecie, ruszyliśmy na południe do Gabes. Miasto to jest oazą, która była tu już zamieszkana od czasów prehistorycznych. Jedną z atrakcji Gabes są gaje palmowe rozciągające się wzdłuż Oued Gabes. My również, jak większość przyjeżdżających tam ludzi, udaliśmy się na spacer po oazie. W oczekiwaniu na turystów kręci się tam mnóstwo dzieci, które, oczywiście za opłatą, dają potrzymać różnego rodzaju gady, płazy czy ptaki. Nie interesowały nas za bardzo, ale za to z przyjemnością wypiliśmy po szklance zimnego, słodkiego, ale orzeźwiającego soku otrzymywanego z palmy daktylowej.
Okolice Gabes, zarówno te porośnięte gajami palmowymi, jak i te pokryte sucholubna roślinnością, przecinają suche koryta rzek okresowych, czyli uedy (zwane inaczej wadi). Spacerując i oglądając niesamowite formy i olbrzymie wyrwy w skałach, łatwo można sobie wyobrazić, z jaką siłą potrafi nimi płynąc woda.
Przeczytaj podobne artykuły