Tunezja
artykuł czytany
9204
razy
Tydzień w gościnnym El Faouar minął nam szybko. Zakończyliśmy badania i udaliśmy się na zasłużone leniuchowanie na Jerbę, najpopularniejszą wyspę Tunezji.
Zgodnie z poradami przewodnika, udaliśmy się na południowo - wschodnie wybrzeże do miejscowości Aghir, gdzie na kempingu wynajęliśmy bardzo czysty i miły domek, znajdujący się 10 kroków od plaży. Słońce, plaża, palmy, błękit nieba i Morza Śródziemnego, jednym słowem - słodkie lenistwo w gorących promieniach słońca. Jedyną rzeczą, która doprowadzała nas do szału były komary, które uparły się, aby zakłócać nam i tak krótkie godziny snu.
Wróciliśmy do Sfaxu i poznaliśmy tam zupełnie inny arabski świat. Stało się to dzięki Dorze, która zaprosiła nas do siebie do domu.
Już na samym początku dostrzegliśmy wiele różnic dzielących ludzi żyjących na południu Tunezji i w mieście na północy. Po pierwsze, matka Dorry pracowała na Uniwersytecie, podczas gdy jej ojciec przebywał w domu na emeryturze i nikt nie widział w tym niczego niestosownego. W El Faouar byłoby to nie do przyjęcia. Po drugie, w Sfaxie dziewczęta ubierały się tak jak Europejki. Jeśli widzieliśmy kobietę w tradycyjnym czadorze, była ona na ogół w podeszłym wieku. Nie wzbudzał niczyjego zdziwienia fakt, iż mieszane towarzystwo wchodzi do kawiarni na sziszę - fajkę wodną, aczkolwiek w dalszym ciągu dostrzegaliśmy, że mężczyźni raczej spędzają czas osobno a kobiety osobno. Dotyczyło to także nas. Wieczory spędzaliśmy na ogół osobno. Mariusza porywał do swoich przyjaciół starszy brat Dorry - Hasen, a ja odwiedzałam z nią jej koleżanki. Wieczorami, w okolicach starej Medyny, pełnej uroczych zakamarków, kawiarni, muzeów, można było spotkać grupy mężczyzn trzymających się za ręce przytulających, wręczających kwiaty jaśminu. Nikogo nie dziwi ten widok, tak jak w Polsce nikogo nie dziwi widok dwóch dziewcząt całujących się z sobą na powitanie.
Niedaleko od Sfaxu, w El Jem, znajduje się imponujące Koloseum, pamiątka z czasów panowania rzymskiego. Ta olbrzymia budowla budowana w latach 230 - 238 n.e. jest jedyną atrakcją tego raczej sennego miasteczka, ale spacer wśród historycznych ruin, pomimo, że dość kosztowny (że nie wspomnę o cenie za fotografowanie), należał do bardzo przyjemnych. Mogliśmy wejść praktycznie na każdą kondygnację budowli i zajrzeć we wszystkie jej zakamarki.
W tym rejonie Tunezji drogi prowadza przez malownicze zielone gaje oliwne, łąki na których wypasa się bydło, jakże odmienne od widoku pustyni, do którego przywykliśmy. Czuliśmy się tak jakbyśmy jechali przez zupełnie inny kraj.
Jedno się tylko nie zmieniało, niezależnie od tego, czy byliśmy w El Faouar, Sfaxie, Gab?s czy Tunisie. Handlarze. Nawet w tak zeuropeizowanym mieście, noszącym w architekturze ślady francuskiego kolonializmu jakim jest stolica Tunezji maja oni swoje stragany w Medynie i namolnie zachęcają do kupowania najróżniejszych pamiątek. Zauważyliśmy, że ceny nam oferowane, są o wiele niższe od wypisanych na towarach. Okazało się że "Polak to przyjaciel", a ceny ustalane są pod katem "kapitalistycznych krwiożerców z Niemiec czy Anglii".
Przeczytaj podobne artykuły