Czas na Sudan
artykuł czytany
1070
razy
Co było powodem takiego zachowania miejscowych? Strategicznie ważny nie był na pewno wspomniany pomnik z czajnikiem ale to co znajdowało się tuż za nim. Centralny dworzec autobusowy.
Wieczorem podziwialiśmy nabrzeże, na którym zebrały się jak co wieczór tłumy mieszkańców spacerujących wzdłuż promenady, pijących kawę w rozłożonych ad hoc kawiarniach, podziwiających zacumowane statki. A my nie mieliśmy ochoty dołączyć do nich. Ze strachu. Teraz z perspektywy czasu żałuję tej decyzji. Miałbym przecież okazję wypić pyszną kawę, może bliżej poznać Sudańczyków, spojrzeć na nich z innej strony, tak jak pod piramidami mogłem zobaczyć innych Egipcjan.
Wieczorem nad Port Sudan co kilkanaście minut przelatywały dwupłatowce. Pośrednio loty te miały związek z naszą przygodą. Za tydzień do Port Sudan miał zawitać miłościwie panujący od 16 października 1993 prezydent generał Umar Hasan Ahmad al-Baszir. Służby specjalne były szczególnie czujne tym bardziej, że nagrodą za ważne informacje była równowartość 10 dolarów. Samoloty rozpylały na miastem środki owadobójcze. Miliardy much są wyjątkowo namolne w tej części Czarnego Lądu.
Ostatni dzień pobytu był interesujący ale nie tak emocjonujący jak poprzedni. Po śniadaniu, podczas którego snuliśmy tęskne opowieści o polskich specjałach, zostaliśmy załadowani do klimatyzowanych busów. Po pokonaniu kilkudziesięciu kilometrów świetnej jakości drogą w kierunku Chartumu dotarliśmy do Suakin. Po drodze mijaliśmy osiedla domów skleconych z tego co przyniesie wiatr pustyni - kawałków blachy falistej, folii, patyków, ludzi przemieszczających się wzdłuż drogi, czasem dźwigających jakieś pakunki. Od przewodnika dowiedzieliśmy się, że po galabijami zwykle mają wielkie zakrzywione ręcznie wyrabiane sztylety. Czasem na ramionach noszą wielkie miecze. Po prostu taki zwyczaj. Ciekawostką też były często spotykane niezniszczalne ciężarówki Hino, wytrzymujące podobno milion kilometrów.
Największe wrażenie zrobiły na mnie mijane po drodze budowle starej stacji kolejowej. Z oddali wyglądały jak 4 stożkowate namioty o średnicy ok. 4 metrów każdy. Poczekalnia na pustyni raczej nie miałaby racji bytu. Może mieściła się tu po prostu kasa biletowa? Inną ciekawostką są rozłożone na pustyni namioty Beduinów. To najbogatsza i zarazem najbardziej wpływowa grupa etniczna w północno-wschodniej Afryce. Żyją jak kilkaset lat temu, wiodąc koczowniczy tryb życia wędrując po pustyni, hodując wielbłądy, konie i owce. Jednak główne ich zajęcie i źródło olbrzymich dochodów to przemyt. To ich domena w tej części świata, od Syrii po Sudan.
Inna ciekawostką były liczne zielone krzewy, trawa, ślady po rwących potokach na pustyni. Ibrahim (ten, który dzień wcześniej uwolnił Mohammeda) opowiadał, że to ślady po niedawnej wielkiej ulewie. Na egipskim wybrzeżu nigdy czegoś takiego nie widziałem.
Drogowskaz wskazywał, że do Chartumu jest 1200 km, do Darfuru prawdopodobnie ok. 3000. Pytałem Daniela czy nie obawia się rebeliantów podchodzących czasem pod sudańską stolicę i co sądzi na temat sytuacji w tej południowo-zachodniej prowincji. Spojrzał tylko na mnie i zapytał czy obchodzi mnie to co się dzieje w Azerbejdżanie, bo to mniej więcej taka odległość od Polski. Rzeczywiście, po zbiciu termometru znika problem temperatury.