podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Afryka » Czas na Sudan
reklama
Marek Żydok
zmień font:
Czas na Sudan
artykuł czytany 1070 razy
Po około godzinie dotarliśmy do Suakin. Obecnie z tutejszego portu pasażerskiego zlokalizowanego nad morzem odpływają pielgrzymi do Mekki. To miasto zwane kiedyś, już bardzo dawno temu Wenecją Afryki. Od morza prowadzi do niego przesmyk, zakończony kolistą zatoką. W centralnej części znajduje się okrągła wyspa połączona z lądem groblą. Kiedyś wyspę przecinały tętniące życiem wąskie uliczki, przy których kupcy hałaśliwie zachwalali swoje towary, stały meczety gromadzące wiernych , budynki portowe z urzędnikami pobierającymi cło. Oglądając dzisiaj ruiny miasta zbudowanego z bloków wyciosanych z rafy koralowej trudno uwierzyć, że jeszcze 70 lat temu, w latach 30-tych XX wieku był to tętniący życiem najważniejszy port Morza Czerwonego, do którego zawijały statki z całego świata. Niestety, bardziej opłacalna okazała się rozbudowa oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów Port Sudan, niż odbudowa zniszczonego przez trzęsienia ziemi miasta. Dzisiaj można tu zobaczyć jedynie resztki świetności: armaty strzegące wejścia do portu, kolumnady budynków, pokryty patyną herb nad wejściem do kapitanatu portu a właściwie tego co z niego zostało, ruiny składu celnego, meczet. Podczas zwiedzania towarzyszyła nam grupa handlarzy noży. Mieli dwa rodzaje: piękne, wykonane przez lokalnych rzemieślników, jak i plastikowe, prawdopodobnie chińskie. Nawet po zakupie jednego z nich panowie natychmiast od nowa reklamowali towar, tak jakby widzieli nas po raz pierwszy.
Mieliśmy zbyt mało czasu aby nasycić się tym wyjątkowym widokiem, wyobrazić tętniący życiem port z dziesiątkami kupców zachęcających do kupna towarów, marynarzy zwijających żagle, tłumami robotników portowych znoszących towary za statków, karawan wielbłądów ze skarbami z głębi Czarnego Lądu. Podobnie jak nigdy nie ma zbyt wiele czasu podczas zwiedzenia piramid, doliny królów czy świątyni w Luxorze.
Złożyliśmy też szybką wizytę na bazarze w Suakin. Przypomina nieodżałowany bazar na stadionie X-lecia, który z uwagi na klimat też był celem wycieczek z całego świata, nie tylko zza wschodniej granicy. Niewielka część Sudańczyków odnosiła się do nas z sympatią pozwalając na fotografowanie, większość powtarzała sakramentalne „no photo”. Na bazarze był wyraźny podział na strefy wyspecjalizowane w konkretnej ofercie. Była alejka sprzedawców zboża, płodów rolnych (tak soczystych barw nie zobaczycie w polskich sklepach), alejka handlarzy ubrań, alejka krawców, gdzie można było od ręki uszyć piękną galabiję z różnokolorowych materiałów poukładanych w równiuteńkie stosy. Oczywiście kolory są dla kobiet, mężczyźni zawsze wybierają biel. Byłoby chyba nietaktem, gdyby kobieta wyszła ubrana na biało.
Pobyt w Sudanie nieubłaganie zbliżał się do końca. Wracając na łódź zaczepił nas jeszcze handlarz z pięknymi szablami, których cena spadła w ciągu 3 minut z 200 na 100 dolarów, niestety nie akceptował banknotów poniżej 2003r. a tylko takie mieliśmy. Poza tym oceniłem, że nie zmieściłaby się do torby podróżnej. Na pokład samolotu raczej nie pozwoliliby mi jej wnieść pomimo niewątpliwych walorów estetycznych.
Pełni wrażeń po tygodniowym pobycie chyba z radością jechaliśmy na lotnisko. Część odlotów była zdecydowanie nowocześniejsza niż poprzednio poznana. Nie było rozkładu lotów, prawdopodobnie ze względu na znikomą ilość lądowań na tym lotnisku. Jeżeli z Kairu lata jeden samolot na tydzień to raczej nie należy się spodziewać, że z innych stolic afrykańskich częstotliwość jest większa. Na końcu hali znajdował się mały sklepik z lokalnymi pamiątkami. Wybór był nawet niezły ale z uwagi na produkty, z którego były wykonane nie cieszyły się zbyt dużym powodzeniem. Nie wyjdę przecież na ulicę w butach czy nie wyciągnę portfela ze skóry krokodyla. Miałbym też mieszane uczucia grając w szachy z kości słoniowej. Na szczęście były też wyroby neutralne – figurki z hebanu, gustowne maski. Ceny niezbyt wygórowane. Po negocjacjach maska za 30 dolarów czy hebanowa figurka chudego Nubijczyka za 20 stały się dość atrakcyjne cenowo. Wprawdzie podobną maskę widziałem później w podobnym sklepiku w hipermarkecie w Polsce ale mam nadzieję, że moja nie pochodzi z eksportu chińskiego.
Po wylądowaniu samolot z Chartumu szybko ustawiliśmy się w kolejce, otrzymaliśmy też plik dokumentów do wypełnienia. Ale najważniejszym „papierem” była biała taśma samoklejąca długości około 30 centymetrów. Uprzedzono nas, że bez tego skrawka papieru możemy nie wejść na pokład samolotu. Dziwne, bo nie było na niej żadnych oznaczeń. Po odprawieniu bagażu i kontroli paszportowej przeszliśmy do kolejnej salki. Tam czekały nasze, które jak myśleliśmy dawno pojechały do samolotu. Zaczęła się kontrola, podobna do tej po przylocie. Nie wiem, czego mogli szukać ale byli bardziej skrupulatni niż tydzień wcześniej. Podczas przenoszenia bagażu gdzieś mi wypadła TA biała kartka. Pot mnie oblał w obawie przed pozostaniem lotnisku jeszcze tydzień w oczekiwaniu na następny samolot. Chociaż gdybym mógł poświęcić tydzień na zwiedzanie kraju to czemu nie? Na szczęście najważniejszy kawałek papieru odnalazł się. Podniosłem go z namaszczeniem i schowałem do zawieszonego na szyi etui. W sklepie w strefie bezcłowej były poza proszkami do prania dezodoranty Bac. Ostatni raz widziane oho ho…wiele lat temu. Przed wejściem na płytę lotniska rzeczywiście jedyną rzeczą, która interesowała obsługę były białe karteczki. Po kilku minutach trzymali całe bukiety. Do samolotu poszliśmy na piechotę. Jeszcze tylko awantura na pokładzie samolotu sprowokowana przez pasażera lecącego z Chartumu. Ktoś usiadł na jego miejscu a on nie miał zamiaru przesiadać się gdzie indziej. Wprawdzie nie miał żadnego dowodu, że właśnie tu siedział ale obsługa uprosiła osobę, która wepchała się na „nie swoje” miejsce o zajęcie innego fotela. Prawdopodobnie takie awantury zdarzają się nagminnie. Może jednak warto wprowadzić numerowane miejsca. Jeszcze tylko modlitwa kapitana za szczęśliwy lot i oderwaliśmy się od sudańskiej ziemi żeglując w przestworzach do kraju, który do tej pory wydawał nam się dość „dziki” a obecnie urastał do poziomu superdemokratycznego, czystego, przyjaznego państwa. W hotelu zasnąłem podczas rozmowy z kolegą, nie śniąc o niczym.
Cierpię na dziwną przypadłość. Jestem dożywotnio zauroczony każdym krajem w którym do tej pory byłem. Ukrainę kocham na zabój, Egipt jest na następnym miejscu. Może będzie mi dane jeszcze zobaczyć Sudan. „Insza Allah” - Jak Bóg da.
Strona:  « poprzednia  1  2  3  4  5  6  7  8  [9] 

górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]