Rosja - Mongolia
artykuł czytany
4746
razy
Witają nas przyjazne, uśmiechnięte twarze poznanych wczoraj rosyjskich celników. Chwila na wypełnienie deklaracji celnych i do odprawy. Ten, który poszedł pierwszy wraca z niepewną miną: wszyscy zadeklarowaliśmy wywóz dolarów, jednak nikt nie ma deklaracji wjazdowej. Nie dostaliśmy ich od celników białoruskich (zgoda, powinniśmy ich o nie poprosić, po części nasza wina). Co robić? Ze strony rosyjskiej pada sugestia: można wrócić do Kiachty (o nie, nie opuścimy przejścia!), wymienić dolary na ruble i z tą walutą przejechać granicę.
Sytuacja jest patowa: Rosjanie mają nasze deklaracje i dokładnie wiedzą, ile mamy pieniędzy, my nie mamy zamiaru ich wymieniać. Nie ma możliwości skontaktowania się z Brześciem i sprawdzenia naszych deklaracji, procedura tego nie przewiduje. Siadamy więc sobie na podłodze i myślimy. Co kilka minut zostaje wysłana delegacja do szefa przejścia, ale ani prośby, ani próby przekupstwa nie pomagają. Celnicy wyglądają na równie zafrasowanych jak my. Chcieliby nas wreszcie przepuścić, ale prawo jest prawo…
I nagle ktoś z nas wpada na błyskotliwy pomysł: zapomnimy o tamtych deklaracjach i wypełnimy następne, zadeklarujemy tylko karty płatnicze a pieniądze pochowamy. Rozpromienione oblicze naczelnika utwierdza nas w tym zamiarze. Robimy tak, jak zaplanowaliśmy, pod okiem celników wsadzamy dolary do przeróżnych skrytek i dajemy się skontrolować. Nasze plecaki zostają dokładnie przeszukane, szczególne zainteresowanie wzbudzają leki i sprzęt fotograficzny, lecz dziwnym trafem ani jeden nielegalny dolar nie zostaje wyciągnięty na światło dzienne.
Potem tylko rozpadająca się budka mongolskich pograniczników, wypełnianie deklaracji napisanych tylko i wyłącznie po mongolsku (rewanżujemy się wypełniając je po polsku) i witaj nam kraino stepów, jurt i baraniny! Pokonanie odcinka długości ok. 200 metrów zajęło nam prawie półtorej doby.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż