10 Dni w Uzbekistanie
artykuł czytany
6169
razy
Podczas oczekiwania na transport odwiedziliśmy jeszcze osławione cmentarzysko statków usytuowane około 1km od Mujnaku. Wraki okryte rdzą położone na dawnym dnie morza dziś stoją majestatycznie i tylko one są w stanie przemówić, że ich miejsce jest tu. Widocznie ten głos rozpaczy nie dotarł jednak do decydentów, którzy twierdzili, że Morze Aralskie jest "wybrykiem natury", a ważniejsze są obecne potrzeby społeczeństw, czyli nawadnianie pól. Szkoda tylko, że decydenci nie wzięli pod uwagę, że zanim woda dotrze do upraw zostanie zmarnowanych 70% przesyłanych zasobów ze względu na nieszczelność kanałów!
Po długich poszukiwaniach odnajdujemy Pilajewa, który zgadza się zawieźć dwie osoby nad wymarzony przez nas brzeg motorem Ural . Nad ranem udaje się jednak zorganizować dwa dodatkowe motory i sześciu szczęśliwców spośród naszej dziewiątki za jedyne 50$ od osoby (z Pilajewem cena nienegocjowalna!) wyrusza trzema motorami, aby pokonać 100km dawnego dna morskiego, a dziś pustyni. (* Ural jest to typ motoru, którego wzór został ściągnięty przez Rosjan od Hitlerowców podczas II wojny światowej i jest produkowany w niezmienionej postaci do dziś. Motor z przyczepką z boku.)
Podróż motorem przez pustynie stanowi nie lada przeżycie. Przez cały czas trzeba być mocno skupionym, aby nie spaść na licznych wybojach. Należy zabrać też po kilka litrów wody na osobę, gdyż nie tylko żar doskwiera, lecz również duże ilości kurzu dostają się do gardła. Te wszystkie niewygody rekompensują jednak widoki. Dawne dno morskie przypomina krajobraz księżycowy. Wspinamy się na liczne wzniesienia uformowane w przedziwne kształty o zabarwieniu od białego po niebieskawy. Zakurzeni docieramy po sześciu godzinach jazdy nad brzeg morza, a spragnieni kąpieli od razu wskakujemy do wody.
Okazuje się to jednak nie takie proste. Morze wciąż się cofa, a więc trudno tu znaleźć plażę ukształtowaną przez liczne odpływy i przypływy. Aby wejść do wody trzeba przedrzeć się najpierw przez pas błota, w którym co ciężsi zapadają się po uda. W końcu woda. I tu znowu zaskoczenie. Zasolenie, które sięga tu od 100 do 120 % sprawia, że nawet ci co nie umieją pływać z łatwością położą się na wodzie. Wyporność odbiera jednak łatwość pokonywania odległości gdyż każdy ruch ręką czy nogą wymaga więcej wysiłku w gęstszej wodzie.
Po godzinnej kąpieli znowu czeka nas sześć godzin trzęsienia na motorach. Nasze wehikuły nie były jednak pierwszej młodości i co chwilę musieliśmy stawać, aby schłodzić silniki. A czym? Naszą pitną wodą. I już po chwili jej zabrakło. Na szczęście odwiedziliśmy po drodze jedną ze stacji badawczych i uzupełniliśmy zapasy. Powróciliśmy już po zachodzie słońca w świetle gwiazd. Po drodze zmęczenie łagodziły jeszcze widoki pięknie oświetlonych wieży badawczych poszukujących gazu ziemnego.
I to była ostatnia nasza wycieczka. Teraz rozpoczynamy drogę powrotną. Z Mujnaku samochodami jedziemy do Kungradu, skąd już pociągiem do Beyneu. Linia kolejowa jest jedynym połączeniem na tej trasie, gdyż przez pustynie nie wiedzie żadna droga. Pewnie dlatego podróż ta okazała się jedną z najgorszych podczas całego wyjazdu.
Wagon typu obszczij- wspólny , bez wyznaczonych miejsc, do którego weszło trzy razy więcej osób niż było wskazane, a w miejscach na bagaże przewożone były niezliczone ilości arbuzów. Jadąc przez pustynie zafundowaliśmy sobie darmową saunę - nawet nie ruszając się traciliśmy niesamowite ilości wody. Do tak wysokiej temperatury w wagonie przyczyniła się z pewnością nadprogramowa liczba osób, która za łapówkę daną prowadnikowi mogła jechać jedynym środkiem transportu przemierzającym te tereny.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż