podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Europa » Rumunia'2002
reklama
Piotr Bułacz
zmień font:
Rumunia'2002
artykuł czytany 3537 razy
Gdy się obudziliśmy gospodarzy już nie było - pojechali do miasta sprzedać zebrane poprzedniego dnia grzyby i zrobić zakupy na następny tydzień - między innymi mąkę, z której chlebek własnej roboty jedliśmy zarówno do kolacji jak i na śniadanie - pycha. Do chleba odgrzewane kartofelki, dżem i kakao. Najstarsza córka Teresa pomagała rodzicom w gospodarstwie i wychowaniu 3 braci, ale wolałaby chyba wyjechać na dalszą edukację - dziewczyna znała 4 języki. Zapytawszy ile mamy zapłacić za nocleg usłyszeliśmy, że tyle ile uważamy za stosowne - mam nadzieje że 300 000 nie było za mało.
Jadąc dalej zwiedziliśmy znajdujący się w pobliżu monastyr w Manastirea Humorului. Różnił się od pozostałych wysoką wieżą stojącą obok. Tu również freski pokrywały całą cerkiew i co mnie ucieszyło można było fotografować w środku. Napiliśmy się wody z zabytkowej studni i udaliśmy się do Voronetu. Tutaj prześliczny klasztor i cerkiew z wysoką wieżą i odmiennie od innych wysokim sklepieniem wewnątrz. Bilety do obu klasztorów po 30 000. Stwierdziliśmy, że klasztorów na razie dość i pojechaliśmy do Suczawy - stolicy regionu. Najpierw obejrzeliśmy cerkiew św. Jana Nowego. Kształtem podobna do monastyrów, jednak znacznie większa z przepięknymi freskami wewnątrz - tu wejście za darmo. Kolejny punkt programu to ruiny suczawskiego zamku - dawnej siedziby władców mołdawskich - bilety po 10 000. Po moście nad dawną fosą przeszliśmy na teren zamku - w znacznym stopniu odbudowanego - na murach zaznaczono granicę między murem oryginalnym i współczesnym. W czasie krótkiego spacerku po Suczawie obejrzeliśmy jeszcze cerkiew Św. Jana Chrzciciela i Św. Demetriusza. W tej drugiej Krzysio z zaciekawieniem oglądał postaci diabłów i aniołów na obrazie przedstawiającym sąd ostateczny.
Droga z Suczawy na południe była rewelacyjna - wspaniała nawierzchnia pozwalała na rozwijanie dużych prędkości. Zatrzymała mnie dopiero rumuńska policja. Niestety w Rumunii w terenie zabudowanym jest limit 50 km/h a ja jechałem 78 - na szczęście tylko tyle, gdyż bywało i więcej - 10 euro i było po rozmowie. Kilometry mijały dość szybko i w Bucau odbiliśmy z drogi głównej na Onesti. Zatankowaliśmy paliwo - 22 500 za litr. Po drodze wzięliśmy autostopowicza, ale niestety znaliśmy odmienne języki niż on i rozmowa odbywała się bardziej na migi. Polecił on nam szukać noclegu w Poiana Sarata i ponieważ zapadał zmrok poszliśmy za jego radą. Udało się nam odnaleźć słabo oznakowane gospodarstwo agroturystyczne, a jak się później okazało trochę dalej był cały kompleks turystyczny. Nie żałowaliśmy jednak, bo warunki były rewelacyjne. Przemiły gospodarz - nauczyciel biologii - był bardzo gościnny - częstował nas nalewką z wiśni, winkiem, pysznym serem i jajeczkiem. ponownie rozmowa odbywała się głownie na migi i dopiero gdy pojawiła się małżonka gospodarza pokonwersowaliśmy nieco po angielsku.
Nocleg kosztował nas 500 000, ale w cenie dostaliśmy jeszcze śniadanko. Dalsza droga wiodła już po Transylwanii. Najpierw przejechaliśmy przez szeklerskie miasteczka Targu Secuiesc i Sfantu Gheorghe, gdzie napisy były również w języku węgierskim. W odróżnieniu od Bukowiny, ta część Rumunii wyglądała na nieco bardziej zaniedbaną. Zatrzymaliśmy się dopiero w Herman przy pierwszym z niemieckich protestanckich warownych kościołów. Bardzo miła dziewczyna otworzyła nam bramę i zaprowadziła do wnętrza opowiadając po niemiecku nieco o historii kościoła i tutejszych zwyczajach. Skromny ołtarz w kościele ufundował szwedzki król Karol XII. Akurat trwają intensywne prace renowacyjne i nie mogliśmy pospacerować po dziedzińcu. Nie wiem czemu, ale malowana na biało wieża mniej podobała mi się niż zniszczone mury przed renowacją.
Kolejny przystanek to warowny kościół w Prejmar. W otaczających kościół murach znajduje się ponad 200 kwater, gdzie zamieszkiwała ludność w czasie niebezpieczeństwa. Na dziedziniec przechodzi się przez bardzo grube mury pod opuszczaną kratą, która zabezpieczała przed wtargnięciem do środka napastników. Wnętrze kościoła jak to w kościołach protestanckich bardzo skromne z pięknym ołtarzem, zabytkowymi organami i ciekawym sklepieniem.
Dalej pojechaliśmy już do Braszowa - największego miasta w okolicy. było trochę problemów z zaparkowaniem samochodu, ale w końcu znalazłem wolne miejsce nieco poza centrum. Przez główny deptak dotarliśmy do wspaniałego rynku, gdzie na środku zwiedziliśmy muzeum w ratuszu. Najpierw archeologiczne w podziemiach, a potem jeszcze parter i piętro. Wiele tu ciekawych eksponatów - monety, zbroje, księgi, mapy, dokumenty, meble z różnych epok - pod wieloma napisy także w języku angielskim. Kolejnym ciekawym miejscem w rynku była cerkiew prawosławna. Sama cerkiew znajduje się w podwórzu, ale fronton kamienicy ma ciekawe zdobienia, jakby były to ściany świątyni. W cerkwi panuje tajemniczy nastrój modlitewnej zadumy tak bardzo różniący się od prostych wnętrz kościołów protestanckich. Monumentalnym kościołem protestanckim jest XV-wieczny Czarny Kościół, który był czarny po pożarze przed 200 laty, ale ostatnio został oczyszczony w trakcie prac renowacyjnych. Podziwialiśmy XV-wieczną chrzcielnicę, kamienne posągi oraz anatolijskie kobierce. Najlepszy widok na miasto i Czarny Kościół mieliśmy po przejściu za dawne mury miejskie do zachowanych obronnych wież. Oprócz zwiedzania zrobiliśmy też w Braszowie zakupy - brat kupił sobie w sportowym sklepi kurtkę z goretexu za równowartość 250PLN
Niedaleko Braszowa znajduje się Bran z zamkiem wiązanym nie wiadomo czemu z Vladem Tepesem legendarnym Drakulą. Nie był to nigdy jego zamek, ale reklamy sprawia, że zamek jest tłumnie odwiedzany przez turystów. Krzysio nie mógł doczekać się spotkania z wampirami, ale w trakcie zwiedzania jego odwaga gdzieś zginęła i wcale nie martwił się, że wampirów nie znaleźliśmy. Wstęp na zamek 60 000 lejów. Zamek osadzony jest na skale, a wnętrza są bardzo dobrze zachowane. Kiedyś bronił on przejścia przez przełęcz z Transylwanii na południe. Jedna ze sprawdzających bilety zapytawszy skąd jesteśmy usłyszała Holand zamiast Poland i doszła do wniosku, że dwóch dorosłych facetów z dzieciakiem to musi być holenderskie małżeństwo:)) - następnym razem na wyjazd muszę już sobie chyba znaleźć towarzyszkę. Później inna pilnująca zaprowadziła nas do tajemniczej komnaty, a tam zamiast oczekiwanych przez nas ukrytych skarbów próbowała nam wcisnąć swoje wyroby na drutach dla dzieciaka :). Zamek jest bardzo ciekawy architektonicznie i naprawdę warto tu zajrzeć.
Strona:  « poprzednia  1  [2]  3  4  5  następna »

górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]