podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Europa » Rumunia. Sierpień - wrzesień 2001 r.
reklama
Andzej Juda
zmień font:
Rumunia. Sierpień - wrzesień 2001 r.
artykuł czytany 4758 razy

Powrót

Żegnając się z przyjaciółmi wyruszyłem w drogę powrotną do domu. W pociągu ze względu na tłok nie mogłem znaleść swojego przedziału i całą noc spędziłem na korytarzu pilnując by nie usnąć. O 7 rano byłem w Oradei. Z dworca podjechałem autobusem do centrum. Tam trochę się pokręciłem, zadzwoniłem do domu, kupiłem alkohol i podjechałem na ostatni przystanek w stronę granicy z Węgrami. Tam w pobliskiem knajpie zjadłem śniadanie i wyruszyłem łapać stopa do Polski. Rumunii jeśli już biorą kogoś na stopa, to z całą pewnością nie za darmo o czym się dobitnie przekonałem. Jeśli stanął samochód i powiedziałem, że nie mam kasy od razu odjeżdżali. Dopiero dwie starsze Rumunki po godzinie, zabrały mnie na granicę z Węgrami (kilkanaście kilometrów). Co prawda przez granicę przeszedłem bez problemów nie tracąc czasu ale później przez kilka godzin nic nie mogłem złapać. W końcu niemal wpraszając się, udało mi się pożegnać granicę i ruszyć w dalszą drogę. Na początek przejechałem tylko kilkanaście kilometrów do najbliższego skrzyżowania gdzie liczyłem, że złapię kolejny samochód w kierunku Debreczyna. Tu już miałem szczęście. Minutę później jechałem z facetem rozworzącym paczki. Następnie miłe małżeństwo z Debreczyna, które zaprosiło mnie do siebie do domu na mały poczęstunek i odpoczynek przed dalszą wyprawą (utrzymuje z nimi kontakt). Następnym samochodem był maluch na węgierskich numerach. Myślałem, że podróżuje nim ojciec z córką ale okazało się, że oni byli małżeństwem. Wysadzili mnie tak niefortunnie, że musiałem przejść przez cały Miszkolc, żeby wyjść na wylotową drogę w stronę słowackiej granicy. Tam jeszcze dwoma samochodami i noc musiałem spędzić rozkładając namiot przy drodze. Blisko mnie była mała stacyjka, która najwyraźniej służyła miejscowej młodzieży do urządzanie imprez. Na szczęście nie zainteresowali się moim namiotem. Rano miałem szczęście bo po chwili złapałem Węgra jadącego do Krakowa. Pomogłem mu przy przejeździe przez Preszów gdzie się trochę pogubił. Następnie poradziłem mu jechać na Pilzno a nie przez Rzeszów, chociaż byłbym szybciej w domu. W Pilznie złapałem stopa do samego Rzeszowa. I tak o 14.30 dotarłem do domu.
* * *
Strona:  « poprzednia  1  2  [3] 

górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]