Piękna i groźna Trincaria
artykuł czytany
774
razy
Trincaria to starozytna nazwa Sycylii oznaczająca 3 "rogi" wyspy i zarazem jej symbol - głowa meduzy, otoczona kłosami pszenicy i trzema nogami w kształcie triskelionu.
Sycylijskie burze
Pierwszy etap naszej podróży po Sycylii to Castellammare del Golfo, klimatyczna, typowo rybacka mieścina (ok. 10 tys. mieszkańców), malowniczo położona nad zatoką Morza Tyrreńskiego u stóp wysokich wzgórz. Na wrzynającym się głęboko w zatokę cyplu stoi średniowieczny aragoński zamek. W zatoczce między miastem a zamkiem znajduje się kameralna marina - port rybacki, gdzie niewielkie biało-niebieskie kutry oczekują na połów.
Miasteczko ma również swoją mafijną historię. Mafia działała tu ponoć na taką skalę, że co trzeci mężczyzna oskarżony był o morderstwo, a wydarzenia które miały tu miejsce, jak i fakt, że urodziło się tu wielu amerykańskich mafiosów (np. capo di tutti capi Salvatore Maranzano), zainspirowały Mario Puzo do napisania "Ojca Chrzestnego". W związku z powyższym aż trudno uwierzyć w panujący tu w dzisiejszych czasach spokój.
Spokojny, typowo sycylijski klimat tego miasteczka zapadnie nam głęboko w pamięci. Spędziliśmy tu bowiem 4 dni. Zamierzaliśmy stąd wyruszać na zwiedzanie atrakcji prowincji Trapani. Plany pokrzyżowała nam jednak pogoda. Już pierwszego dnia po przyjeździe złapała nas burza numer 1 podczas zakupów, i burza numer 2 podczas kolacji w restauracji Bocca di Sicilia (Usta Sycylii). Następnego dnia mieliśmy pojechać do Trapani i uroczego Erice. Deszcz osaczył nas jednak już o 8 rano, gdy poszliśmy z Martą po świeże bułeczki. Drugi raz zmoczyło nas do suchej nitki o 11, podczas 10-minutowego spaceru do najbliższej kawiarni. Toteż z Erice nici były. Padało cały dzień. Wieczorem z wiadomości na RAI UNO dowiedzieliśmy się o tragedii w Giampilieri i innych okolicznych miejscowościach prowincji Mesyna, gdzie wskutek osunięcia się ziemi zginęło bodajże 28 osób... "U nas" tylko padało...
Śladami Elymów
Również kolejnej nocy obudziła nas potężna burza, toteż myśleliśmy, że nie dojdzie do skutku kolejny punkt programu, mianowicie starożytna Egesta, dziś zwana Segestą. Rano wypogodziło się jednak i wyruszyliśmy regionalnym pociągiem podziwiać dzieła, a w zasadzie dzieło, starożytnych, legendarnych Elymów.
Jak napisał Giovanni Tomasi di Lampedusa w swej słynnej (i jedynej) powieści "Lampart" - Sycylia była Ameryką starożytnych. Osiedlali się tu bowiem i zakładali swe kolonie Fenicjanie, Grecy, Kartagińczycy, Rzymianie i jako jedni z pierwszych - Elymowie właśnie, czyli uciekinierzy z Troi po przegranej wojnie trojańskiej. To oni podobno założyli Egestę i wybudowali słynną świątynię dorycką, będącą obecnie jednym z symboli Sycylii. W IV wieku p.n.e. Segestę zdobyły Syrakuzy, w wyniku czego Elymowie zostali zhellenizowani i tym samym wyeliminowani z dalszych dziejów Śródziemnomorza (zastanawialiśmy się, czy przypadkiem słowo eliminacja nie pochodzi od tego ludu). Inną pamiątką po Elymach jest Erice, którego, jak wspomniałem, nie udało nam się zobaczyć.
Samotna i monumentalna świątynia dorycka dominuje nad całą okolicą. 36 kolumn (po 6 od frontu i z tyłu oraz po 14 po bokach) podtrzymuje belkowanie i 2 frontony. Wysokość kolumn to prawie 9,5 metra. Dachu nie ma. Dlatego świątynia wydaje się być nie ukończona. Jednakże prawdopodobnie nie zakończono jej celowo, bo Elymowie swe kulty religijne odprawiali pod gołym niebem.
Przeczytaj podobne artykuły