Historyjki z Maroka
Geozeta nr 3
artykuł czytany
9268
razy
Staliśmy na pokładzie z wiatrem hulającym po głowach, wpatrzeni w nowy ląd wyłaniający się z przestrzeni przed nami... Nie płynęliśmy na koniec świata - choć któż wie gdzie on jest... Płynęliśmy do północnych brzegów Maroka ."Punta Europa" była jedynie promem, a podróż trwała zaledwie półtorej godziny - jako, że odległość dzieląca Gibraltar od Ceuty wynosi czternaście kilometrów. Przed nami - nowa przygoda, ale czy nasz kochany dwudziestojedno letni mercedes bus pieszczotliwie zwany Kubusiem stawi jej czoła?.. Nie wiedzieliśmy co się może zdarzyć...
Rif
Rankiem przekroczyliśmy granicę i wjechaliśmy w Rif. Upał nie zadziwiał nas w przeciwieństwie do widoków: wapienne pasma gór porośnięte sosną, dębami i oliwkami; w dole wiły się dolinki rzeczne; nieopodal kwitły różowe oleandry i dojrzewały kolczaste opuncje; i ten zapach....Zza okien samochodu dopływał co jakiś czas słodki, nieco mdławy, intensywny zapach...- to przecież marihuana! (Cannabis sativa indica) Znajdujemy się w centrum upraw tej rośliny popularnie zwanej tu kifem. To ona stanowi główne źródło dochodów mieszkających tu górali, a nie cebula wisząca na przydrożnych straganach, która wydaje się być jedynie kamuflażem...
Chechaouen
Zamieszkaliśmy na wzgórzu ponad miasteczkiem. Pewien staruszek raz po hiszpańsku raz po francusku i arabsku opowiada nam legendę o brzęczących drzewach - bo rzeczywiście rosnące tu eukaliptusy (sztucznie wprowadzone) co jakiś czas wydawały dziwne dźwięki. "To muzyka gór. Drzewa płaczą, bo umierają..."Patrzymy po sobie zadziwieni. Cóż.....muzyka gór. Wieczorem, ogromny chrząszcz usiadł na gałęzi i zaczął brzęczeć. Ach...to muzyka gór... Następnego dnia część z nas wybrała się na wycieczkę w góry. Wrócili przynosząc w kieszeni kilka brązowych kulek przypominających wyglądem kozie bobki...- a więc to jest słynny miejscowy haszysz...
Włóczymy się po przepięknym błękitno-białym miasteczku. Wąskie, brukowane uliczki dają cień nawet w południowych godzinach. Domki ze ścianami bielonymi wapnem przypominają styl andaluzyjski. Jest popołudnie. Muezzin nawołuje na modlitwę do meczetu. Przeciągłe :"Allah akbar" unosi się nad miastem i odbija echem od otaczających zboczy gór. Tak dzieje się pięć razy dziennie. Kobiety i mężczyźni w powłóczystych dżillabach podążają na modlitwę. Nam nie muzułmanom - czyli niewiernym do meczetu wejść nie wolno. Siadamy więc w knajpce na głównym placu nad słodką miętą zwaną powszechnie e-tejem i chłoniemy widoki z codziennego życia w jakże odmiennej dla nas kulturze.
Fes
Już na początku zgubiliśmy się w plątaninie uliczek mrocznej, ale urokliwej mediny. Nagle pojawił się życzliwy nagabywacz - przewodnik, który pokazał nam to niesamowite miasto, pełne kontrastów, kulturowego kogel-mogla (berberyjsko-arabsko-żydowsko-chrześcijańskiego). Mijaliśmy: piekarnie, tkalnie, stolarnie, garbarnie, farbiarnie - rzemieślnicze manufaktury, jakże charakterystyczne dla tego miasta. Migały nam przed oczami: kolorowe kramy; muły z ogromnymi tobołami; piękne mozaiki o wymyślnych wzorach; śniade, rozkrzyczane dzieci; stare, drewniane, ornamentowane drzwi; grube, odrapane mury i gwarny, barwny tłum kłębiący się we wszystkich kierunkach. Wyjechaliśmy obładowani w pled i dwa koce, których wcale nie zamierzaliśmy kupić, ale za to jakże bogatsi o sztukę targowania...
Park Tazekka
Podróż w Atlas Średni zaowocowała wieloma interesującymi znajomościami. Poznaliśmy wiele obyczajów autochtonów oraz ważne elementy ich języka np.: hmaar-osioł, mzjen-dobry. Sam Park Tazekka, położony w górach sięgających dwóch tysięcy metrów, jest miejscem o bardzo ciekawej, złożonej i nie poznanej do końca geologii: część wschodnia zbudowana jest głównie z wapieni i dolomitów, zachodnia zaś ze zmetamorfizowanych łupków; odnaleźliśmy również wychodnie skał wylewnych i magmowych świadczących o dawnej działalności wulkanicznej w tym regionie.
Zachwycił nas pszenno złoty płaskowyż Dayat Chiker, otoczony wapiennymi zboczami porośniętymi jałowcami, dębami korkowymi i ostrolistnymi oraz piękne nie poznane jaskinie. Ogromną atrakcją jest zwłaszcza Gouffre de Friouato - niesamowita jaskinia zaczynająca się szerokim, dwustu metrowym awenem - udostępniona dla turystów. W głębinach korytarzy znajdują się fantastyczne nacieki skalne. Część zachodnia parku ma zupełnie inny charakter. Przekonaliśmy się o tym podczas wycieczki na Jbel Tazekka (1980 m.n.p.m.) do rezerwatu cedrów. Marsz w takim upale przez porośnięte jedynie suchą trawą połoniny posiadał swoisty urok. Z dziką radością powitaliśmy pierwszy, samotny cedr i cień pod nim. Czy to na skutek rabunkowej działalności człowieka, czy może zbyt małej wilgotności - zwarty las cedrowy rośnie dopiero na wysokości 1800 m.n.p.m. Stare, grube drzewa o płaskich lub parasolowatych koronach wyglądały bardzo dostojnie. A na szczycie niespodzianka: obiad - tradycyjny gulasz tajine, na który zaprosili nas stacjonujący tam żołnierze. Chcieliśmy wysłać do nich pocztówkę z Polski, szkoda tylko, że nie umieją czytać...
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż