podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Afryka » Expedycja Mahrab 2006
reklama
Sylwia Wołos
zmień font:
Expedycja Mahrab 2006
artykuł czytany 1452 razy
Po kilku tygodniach planowania, organizowania i przygotowywania, w nocy z 31 października na 1 listopada AD 2006 Grzegorz Probola, Tomasz Kempa, Marta Ogonek oraz pisząca te słowa Sylwia Wołos, wyruszyli na Expedycję Mahrab 2006. Ponieważ szczegóły dotyczące trasy, wyprawy oraz uczestników będą dostępne na oficjalnej stronie Expedycji Mahrab 2006, będę tutaj relacjonować najciekawsze z wydarzeń towarzyszących nam w trasie oraz podczas zwiedzania Maroka.

1 listopada 2006. Dzień 1.

O 2.40 udaje nam się wyruszyć w drogę. O 4.30 docieramy do przejścia granicznego w Chyżnem. Nocna jazda przebiega spokojnie, przez Słowację przejeżdżamy w godzinach bardzo porannych, zatrzymując się jedynie pod Bratysławą, aby uzupełnić zapasy i spróbować po raz pierwszy naprawić wycieraczki. Okazało się bowiem przy pierwszej okazji, że ten mały szczegół umknął naszej uwadze w ferworze przygotowań do wyjazdu. Jednakże ten mały szczegół podczas deszczu szybko urósł w naszych oczach do problemu sporych rozmiarów, przeszkadzając nam w komfortowym i szybkim pokonywaniu trasy.
Deszcz na Słowacji jest jednak przejściowy, tak więc ruszamy przez Austrię do Niemiec. Cały czas poruszamy się autostradami, podziwiając jedynie krajobrazy z okien samochodu. W tym miejscu należy się krótkie sprostowanie – krajobrazy podziwiają osoby zajmujące się w określonej chwili prowadzeniem i pilotowaniem, ponieważ pasażerowie intensywnie zdobywają informacje na temat miejsc docelowych z przewodników Pascala, albo odsypiają. Poza tym, całe auto z wyjątkiem jedynie przedniej szyby, oklejone jest logami naszych partnerów, tak więc podziwianie widoków z pozycji pasażerów jest utrudnione. Wielogodzinna jazda bez możliwości gapienia się przez okno, sprzyja kreatywnemu myśleniu (w niektórych przypadkach przynamniej na początku), tak więc nie możemy narzekać na nudę.
Przez Niemcy przejeżdżamy szybko, obawiając się ciążących nad nami chmur. Około godziny 16-tej, zatrzymujemy się na godzinę w Rosenheim odwiedzając dziadków Marty. Ponownie w trasę ruszamy już z poważnymi obawami co do nieubłaganie nadciągających opadów. I tak już poszukiwanie zjazdu na autostradę odbywa się w strugach deszczu. Po raz kolejny próbujemy wyczarować efektywny sposób na ściąganie niechcianych kropelek z przedniej szyby, ale mimo całej kreatywności i dobrych chęci, sznurki na wycieraczkach stają się jedynie tematem dowcipów, a nie rozwiązaniem problemu. Problem rozwiązuje się sam po około 3 godzinach, kiedy przestaje padać.
Przekraczamy kolejną niezauważalna granicę- pozostałości po nie zjednoczonej kiedyś Europie i nocą przejeżdżamy przez Alpy Włoskie, podziwiając głównie architekturę niezliczonych tuneli i jeszcze większą ilość ostrych zakrętów. Prowadząc na zmianę jedziemy już ponad 24 godziny, kiedy nad ranem dojeżdżamy do Francji.

Dzień 2.

Dzień rozpoczynamy niewyspani i zmęczeni, w pozytywnych nastrojach podziwiając krajobraz francuski. Nastrój zabawowy wzmaga się jeszcze bardziej, kiedy ruszając ze stacji benzynowej gubimy kilka bagaży w skutek niedomkniętego bagażnika (patrz: niewyspani). Cała historia kończy się jednak pozytywnie, bo nawet śrubki ze skrzynki na narzędzia udaje się odzyskać! Dobrze, że na rzecz krajobrazów zrezygnowaliśmy z autostrad.
Około 9 docieramy do Aigues Mortes - przypadkowo wybranej miejscowości nadmorskiej, w której postanawiamy zjeść śniadanie, chwilkę rozprostować kości i zacząć zbierać materiał filmowo-fotograficzny. Aigues Mortes okazuje się być trafnym wyborem. Jest to małe miasteczko otoczone romańskimi murami, z typowym, starym francuskim budownictwem i niepowtarzalnymi małymi uliczkami tworzącymi ten wyjątkowy, śródziemnomorski klimat. Jest bardzo wietrznie i ciągle nie tak upalnie jak byśmy tego chcieli, ale podoba nam się bardzo. Po spacerze i śniadaniu ruszamy bocznymi dróżkami kilkadziesiąt kilometrów na południe, aby tuż za Sete (średniej wielkości, malownicze miasteczko portowe) po raz pierwszy w trakcie Expedycji zakosztować spaceru po piasku. Odpoczywamy na plaży, delektujemy się słońcem i zimną wodą Morza Śródziemnego, by po zregenerowaniu sił ruszyć dalej na południe. Unikamy francuskich autostrad, stawiając na malownicze miasteczka i wioski. Jesteśmy zdumieni, jak inny od typowego krajobrazu przedstawianego jako „francuski” widzimy na wschodnim wybrzeżu. Niemniej jednak jest to bardzo miłe zaskoczenie i w takim właśnie pozytywnym nastroju wjeżdżamy późnym popołudniem do Hiszpanii.
Strona:  [1]  2  3  4  5  6  7  8  9  10  11  12  13  następna »

górapowrót
podobne artykułyPrzeczytaj podobne artykuły
»  Berberowie - Lud owiany tajemnicą
»  Historyjki z Maroka
»  W stronę pustyni... czyli zapiski z wyprawy do Maroka
»  Brama Afryki - Dona nobis pacem cordium
»  Atlas Wysoki - Jebel Toubkal 4167 m n.p.m.
»  Maroko 2006
»  W medinie Fezu
»  Cinquecento z Krakowa do Dakaru
»  Wyprawa dookoła Sahary. Część I - Przejazd przez Europę i Maroko
»  Wyprawa dookoła Sahary. Część II - Mauretania
»  Wyprawa dookoła Sahary. Część III - Mali
»  Wyprawa dookoła Sahary. Część IV - Burkina Faso i Mali
»  Wyprawa dookoła Sahary. Część V - Senegal, Gambia i Senegal
»  Wyprawa dookoła Sahary. Część VI - Maroko i powrót
fotoreportażfotoreportaż
» Historyjki z Maroka - Anna Pacholak
» Ekspedycja Mahrab - ludzie - Tomasz Kempa
wyróżniona galeria
górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]