Bliski Wschód'2002
artykuł czytany
7162
razy
Kolejna miejscowość przez nas odwiedzona to Seydnaya, gdzie znajduje się monastyr Marii Dziewicy. Legenda mówi, że pewien książe wybrał się na polowanie i w pogoni za koziołkiem dotarł na wzgórze na którym koziołek przemienił się w Marię. Nakazała ona księciu budowę w tym miejscu świątyni. Pochodzący z VI wieku monastyr góruje nad miasteczkiem, ale nowoczesne budownictwo przeszkadza nieco w odbiorze jego piękna. Drogę powrotną Nidaa - przyszły szwagier Kasima - wybrał przez góry, wąskimi drogami gdzie obżarliśmy całą czereśnie z owoców (w maju!!!) i spotkaliśmy ludzi transportujących towary na grzbiecie osiołka.
Dotarliśmy do Einl'Fijah, gdzie postanowiliśmy zjeść obiad. W bardzo ładnie położonej nad rzeczką restauracji trudno było o miejsce - wielu Syryjczyków przyjeżdża tu na obiady z Damaszku. Teraz dopiero dowiedziałem się co to znaczy arabska gościnność i uczta. Nie pamiętam kiedy tyle zjadłem, a stół uginał się - jagnięcy kebab, baranie szaszłyki, pieczone kawałki kurczaka, ciecierzyca z tokiną ( nie wiem co to jest ale smaczne), sałatki z ogórków, pomidorów, ciastka z białym serem czy wreszcie bakłażany pod różną postacią - mielone, z pomidorami, pieczone. Ja uwielbiam zwłaszcza te pieczone, które tu jednak trudno dostać w restauracji, ponieważ są uważane za jedzenie gorszej kategorii. Nie rozumiem dlaczego - zwłaszcza z kefirkiem smakują doskonale. Po jedzeniu wodną fajkę - argilę próbował palić nawet Krzysio.
Wieczorem jeszcze obejrzeliśmy Damaszek nocą z góry Kassion, która od północy góruje nad miastem. Całe rodziny przyjeżdżają tu na pikniki zwłaszcza w nocy latem gdyż ze względu na wysokość jest tu znacznie chłodniej niż w Damaszku. Zobaczyłem też jak bardzo tryb życia różnie się tu od naszego - nikogo nie dziwi widok maleńkich dzieciaków biegających po ulicach do północy. Sklepy również otwarte są do późna w nocy.
14.05.02
Już wczoraj w nocy nieco popadało co lekko zdziwiło Kasima, a tego ranka zdziwił się jeszcze bardziej gdy zobaczył bardzo zachmurzone niebo. Później okazało się, że taka pogoda w maju zdarzyła się po raz pierwszy od co najmniej 30 lat. Za bardzo mnie to nie martwiło biorąc pod uwagę fakt, że tego dnie była w planach wycieczka do Palmiry przez pustynię. Po pokonaniu 300 kilometrów pogoda nie za bardzo się zmieniła i do zwiedzania była rewelacyjna, trochę gorzej jeśli chodzi o fotografowanie, ale cóż nie można mieć wszystkiego na raz.
Palmira, którą Arabowie nazywają Tadmur ma bardzo odległą historię - około 4000 lat. Rozkwit miasta przypadł w czasach rzymskich gdy wykorzystano jej położenie na szlakach handlowych, ale również w tym okresie w III wieku n.e. po próbie konfrontacji z Rzymem za panowania Zenobii miasto zostało zniszczone. Mieszkało tu za czasów świetności około 200 000 mieszkańców.
Ruiny można zwiedzać pieszo albo na grzbiecie wielbłąda. My skorzystaliśmy z tej drugiej opcji, tym bardziej, że Krzyś miał obiecaną przejażdżkę na wielbłądzie jeszcze w Polsce. Po krótkich targach zbiliśmy cenę z 700 na 300 tutejszych funtów, które Syryjczycy nazywają lirami. ( 50 funtów to 1 USD ). Obejrzeliśmy Świątynię Baala, Pałac Zenobii, wieże grobowe, amfiteatr, kolumnadę oraz łuk triumfalny. Największe wrażenie robi wielkość miasta - obszar na którym znajdują się ruiny jest ogromny.
W drodze powrotnej kolejna niespodzianka. Z powodu ulewnej burzy przez pustynię płynęła wartkim strumieniem rzeka błota. Czasami nawet mieliśmy trudności z przejechaniem z powodu naniesionych przez wodę na drogę kamieni. Kasim twierdził, że nie słyszał jeszcze o takim zjawisku.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż
»
Syria
- Piotr Kotkowski