Bliski Wschód'2002
artykuł czytany
7159
razy
Jadąc z powrotem do Damaszku rzucają się w oczy niedokończone domy. Praktycznie każdy dom w Syrii ma na swym płaskim dachu sterczące w górę słupy ze zbrojeniami, zapowiadające, że kiedyś budowa będzie kontynuowana. Jeśli finanse pozwolą.
17.05.2002
Postanowiliśmy dać odpocząć naszym gospodarzom i kolejne dwa dni spędzić samotnie w Libanie. Obudziliśmy się bardzo wcześnie i pojechaliśmy na dworzec autobusowy, z którego odjeżdżały autobusy do Libanu. W Damaszku jest kilka dworców, każdy w ściśle określonym kierunku i niestety wszystkie dosyć daleko od centrum - podobnie jest w każdym większym mieście syryjskim. Za 175 funtów syryjskich kupiliśmy bilet do Bejrutu i dość szybko dojechaliśmy do granicy. Tu dość szybko załatwiliśmy wizy tranzytowe na 48 godzin - za dłuższy pobyt trzeba sporo płacić, a tranzytowa jest darmowa. Nie wiem czy Polki miałyby problemy z wizą, o których czytałem w Polsce, ale jadące z nami Nowozelandki dostały wizy bez najmniejszych problemów.
W Bejrucie byliśmy około południa i od razu obskoczyli nas taksówkarze oferujący swe usługi. Gdy powiedziałem dokąd chcę jechać usłyszałem kwotę 60 USD, co było dla mnie sumą nie do przyjęcia. Chciałem zatem podjechać do informacji turystycznej, ale w trakcie rozmowy z taksówkarzem po drodze doszedł on do wniosku, że dla Polaków ma super ofertę i spędzi z nami resztę dnia za 20 USD. Był przed 20 laty w Polsce i urzekły go polskie dziewczyny. Zatem dzięki urodzie naszych rodaczek za dość rozsądną kwotę mieliśmy zapewniony transport.
Najpierw "zwiedziliśmy" przez okna taksówki Bejrut. Aż trudno uwierzyć, że miasto przed 10 laty było całkowicie zniszczone. Teraz można je porównywać do dużych metropolii europejskich - ogromne wieżowce, doskonałe trasy. Zresztą zaraz po przekroczeniu granicy libańsko - syryjskiej wjechaliśmy w inny świat. Może to nie zabrzmi najlepiej, ale dla mnie była to granica Europy i Azji. Bejrut różni od wielu stolic jedynie fakt, że bardzo dużo tu uzbrojonych wojskowych posterunków i kontroli. Podobno dla lepszego samopoczucia turystów.
Opuściliśmy Bejrut dość szybko i przez Dżunję- najbogatsze miast w Libanie pojechaliśmy do Byblos. Tu najpierw poszliśmy wykąpać się w turkusowym morzu na pięknej plaży. Krzyś nie chciał się pluskać i wolał bawić się kamieniami. Ja natomiast po raz pierwszy tego roku miałem okazję popływać. Nikomu nie przeszkadza tu dowolny ubiór. Spódniczki mini, krótkie spodnie, odkryte twarze kobiet to norma.
Następnie udaliśmy się zwiedzać ruiny podobno najstarszego miasta na świecie, gdzie miałoby powstać najstarsze pismo. Wstęp na teren ruin 4 USD. Zwiedzałem twierdzę krzyżowców i wykopaliska z wcześniejszych okresów - rzymską kolumnadę, teatr, groby królewskie z Krzysiem na plecach. Tuż obok ruin podziwialiśmy piękny kościół romański Św. Jana Chrzciciela.
Mieliśmy zamiar jechać do Trypolisu i tam przenocować, by potem przez góry wracać przez Baalbek do Damaszku. Kierowca jednak odradzał mi takie rozwiązanie ponieważ w piątek, dzień wolny w krajach arabskich meczety z których słynie Trypolis są zamknięte, a droga przez góry podobno jeszcze nie był przejezdna po zimie. Czy tak było w rzeczywistości, czy taksówkarz chciał przyoszczędzić kilometrów nie dowiem się nigdy. Fakt faktem, że przekonał mnie i wyruszyliśmy w drogę powrotną do Bejrutu. Po drodze jednak wstąpiliśmy do jaskiń Jeitta. Warto wydać 12 USD za bilet. Uprawnia on do przejażdżki kolejką linową, ciuchcią, zwiedzania górnej jaskini i rejsu łódką po dolnej jaskini. Byłem już w wielu jaskiniach, zwłaszcza na Słowacji, ale czegoś takiego nie widziałem. Niesamowita ilość stalagmitów i stalaktytów oraz ogrom jaskini robią niezapomniane wrażenie. Jaskinia ma moim zdaniem kilkadziesiąt metrów wysokości, a wrażenie potęguje doskonałe oświetlenie stwarzające nastrój tajemniczości. Szkoda tylko, że nie wolno fotografować wewnątrz jaskiń.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż
»
Syria
- Piotr Kotkowski