Gdzie Słońce nie zachodzi...
artykuł czytany
4324
razy
Platforma prekambryjska, fosforyty, tajga, górskie rzeki, komary... niewiele informacji o Półwyspie Kolskim można znaleźć w encyklopedii. Zaledwie 60 godzin w pociągu wystarczy, by dotrzeć w to niezwykłe miejsce... Zaskoczeni Rosjanie, mieszkańcy 90-tysięcznych Apatitów pytają z niedowierzaniem: "Naprawdę przyjechaliście tu z Polski na wakacje? Co można robić w obwodzie murmańskim? Spływ kajakami?".
Pasażerowie
W kupiejnym (pociąg z przepierzeniami zamiast zamykanych przedziałów) szybko nawiązuje się znajomości. Ludzie różnych narodowości - Rosjanie, Białorusini, Litwini, Ukraińcy, obu płci, z każdego przedziału wiekowego przysiadają się do siebie i zagadują. Na początku podróży pasażerowie przebierają się z sukienek, dżinsów i koszul w domowe ubrania - podróż z Brześcia do Murmańska zajmuje 3 dni i 3 noce... Królują dresy i klapki. W pociągu jest cicho i spokojnie. Babcia Ola, Rosjanka z północy podróżująca z kilkunastoletnim wnukiem Maszą całkowicie pochłoniętym przez game-boy'a, pyta, czy ludzie na Wielkanoc piją w Polsce wódkę. Natasza - studentka prawa z Mińska opowiada o ósmym marca, który do dziś jest w Rosji świętem, kiedy ludzie mają "dien wychodnoj", czyli nie pracują. Dwie siostry - jedna po studiach matematyczno-fizycznych, druga po biologiczno -chemicznych jadą z 3-letnią Mari na wakacje na Białoruś absorbować minerały, gdyż w ich rodzinnej Karelii jest tak duże stężenie aluminium produkowanego z rodzimych boksytów, że dziecku nie wyżynają się zęby. Dwie przyjaciółki prowadników przez cały czas grają w warcaby. 13-letniemu Pawłowi pomagamy rozwiązywać krzyżówkę. Pyta, jakie są w Polsce grzyby, jakie ryby? Czy w Polsce wszyscy są czarni (widząc naszą opaleniznę można było odnieść takie wrażenie)? Czy wierzymy w Boga?
Dworce
Duże i siermiężne. Lekkości mają nadawać strzeliste wieże górujące nad każdym "wokzałem", zdobione na szczycie dużą gwiazdą czy to okalaną łukami, czy też wypuszczającą ku niebu promienie. Przenosimy się w czasy komunizmu. Frontowe ściany niektórych dworców, jak np. w Orszy, ozdobione są tablicami - orderami im. Lenina przyznanymi kolei. Na innych tablicach czytamy "slawa gierojom 1941" tudzież "slawa trudu". Na większych stacjach stoją parowozy. Błyszczące czernią pancerze ozdabia czerwona gwiazda na przedzie.
Umba
40-tysięczne Apatity, dokąd dojechaliśmy koleją, leżą u podnóża Chibin. W górach znajdują się złoża boksytów, toteż na peryferiach miasta sterczą kominy hut aluminium, które pozyskuje się właśnie z boksytów. Jedziemy dziurawą drogą z dworca nad Umbę. Pierwszy kontakt z rzeką robi na nas duże wrażenie. Pod mostem, gdzie rozpoczynamy spływ, rzeka przyspiesza. Białe grzywy na grzbietach fal zdają się cicho mruczeć zdziwione naszą obecnością Kierowca taksówki czeka chwilę przy moście, czy się nie rozmyślimy. Do Apatitów wraca jednak sam.
Od źródeł w Chibinach do ujścia do Morza Białego Umbę dzieli ponad 150 km. Na Półwyspie Kolskim wody zdaje się być prawie tyle co lądu. Nie powinno to dziwić; przecież Kolski "poluostrov" objęty był niejednym zlodowaceniem, którego ślady są dziś bardzo widoczne w krajobrazie. Tysiące dużych i małych jezior morenowych połączone są rzeczkami i rzekami tworzącymi prawdziwą plątaninę. Niestety, ponad 90% jezior leży w miejscach, do których nie ma żadnego dojazdu, a o próbach pokonania w jakikolwiek sposób kilkuset kilometrów bagien, aby dostać się na wschodnią część półwyspu, można tylko pomarzyć.
Umba jest rzeką o charakterze górskim; jej bieg uatrakcyjnia ponad 25 progów, których huk słychać z oddali. Najniebezpieczniejsze są odboje tworzące się tuż poniżej progów. Woda po spadku z 2 metrów cofa się ku wielkim kamieniom, powstaje huczący młyn. Wrzucamy do wody kawałek drewna, wyobrażając sobie, że to nasza bajdarka. Całkowicie poddaje się sile i naporowi wody, z takiego kotła nie sposób się wydostać. W odbojach zginęło już kilkanaście osób, o czym przypominają smutne, szare tablice... Woda spływa po kamieniach z dużą szybkością, nurt przeskakuje z prawa na lewo, trzeba nadążyć w tym slalomie. Mimo, że siedzimy tylko 2 metry od siebie, musimy krzyczeć, żeby przekrzyczeć huk granatowej wody. Na szczęście nasze lekkie, dmuchane kajaki dobrze trzymają się kursu, lekko i śmiało pokonują stopnie. Dziób śmiało rozcina wodę. Poniżej największych progów zatrzymujemy się i rozpalamy ognisko. Trzeba wysuszyć mokre rzeczy. Za progami chwila ciszy - kamieniste mielizny. Szuramy dnem, czasem wchodzimy do rześkiej wody o temperaturze około 10°C, żeby odciążyć kajaki. W węższych odcinkach, gdzie woda przyspiesza, powstają bystrza. Usiane są potrzaskanymi głazami, które czasem znajdują się pod powierzchnią wody i dopiero odgłos kajaku szurającego o skały przypomina o ich obecności. Bystrza ciągną się na długości kilkuset metrów; kajak buja się zalewany ponad metrowymi falami... Adrenalinę, oprócz szybkiego nurtu, fal i kamieni, podnosi także obecność mew. Zdenerwowane ptaki zaciekle bronią swych gniazd na szczycie największych głazów, próbując nas dziobać.
Umba przepływa przez wiele jezior. Pierwsze i zarazem największe to Umbozero, po którym następuje system jezior Kapustnych. Za nimi wpływamy na drugie co do wielkości jezioro przepływowe - Kanozero, będące jeziorem rynnowym, liczące 21 km długości, a więc dwa razy tyle co Śniardwy.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż