Bliżej niż myślisz... Kaukaz - najwyższe góry Europy
Geozeta nr 10
artykuł czytany
12510
razy
Dlaczego jechać akurat w Kaukaz, teraz gdy Alpy są dostępne dla wszystkich? Odpowiedź nie jest jednoznaczna, trzeba wziąć kilka spraw pod uwagę. Na pewno jeśli chcemy żeby wszystko było łatwo i przyjemnie i do tego dysponujemy większą ilością gotówki, to odpowiedź jest prosta: wyjeżdżamy w Alpy. Najlepszy sposób na działalność górską to posiadanie samochodu. Możemy wtedy jednego dnia wspiąć się na Großglockner w Austrii, by drugiego być już pod Mont Blanc w Dolinie Aosta. Ale co zrobić jeśli nie mamy na tyle sprawnego sprzętu, by odważyć się na przekraczanie alpejskich przełęczy? Wiem z własnego doświadczenia, że wysiadanie z poczciwej Skody-120 na górskich serpentynach, aby odciążyć silnik jest dość niebezpiecznym manewrem. Śmiało poprowadzone drogi w Alpach często biegną tunelami, wiaduktami oraz nie mają poboczy, a przebieganie tunelu w nadziei, że nic nie nadjedzie z przeciwka nie należy do przyjemności.
Jeśli mamy ograniczone zapasy finansowe i chcemy dużo zobaczyć za małe pieniądze, Kaukaz będzie dla nas najlepszym rozwiązaniem. Miejmy jednak świadomość, że tam musimy sami o wszystkim pomyśleć. Trzeba przezwyciężyć problemy administracyjno-biurokratyczne, które będą przed nami piętrzyć różni służbiści; począwszy od straży kolejowej i leśników, a kończąc na dowódcy jednostki wojsk ochrony pogranicza.
Jeśli podejmiemy już decyzję gdzie jechać, powinniśmy zebrać jak najwięcej materiałów o danym rejonie. Warto wiedzieć co nas może spotkać, jak poradzili sobie inni... Tutaj nieoceniony staje się internet. Dzięki informacjom zdobytym z sieci dowiedzieliśmy się o istnieniu Rejonu Teberdyńskiego w Zachodnim Kaukazie. Również korzystając z internetu można zamówić transport z Nalczyka pod drzwi obozu alpinistycznego w dolinie Bezengi.
Pomysł wyjazdów w góry Kaukazu nie jest nowy. Alpiniści zachodni począwszy od 1868 roku regularnie eksplorowali góry. Alpinizm radziecki rozpoczął się w 1923 roku od zbiorowych wejść na Kazbek i Elbrus.
Pierwsza polska wyprawa, organizowana przez Klub Wysokogórski, wyruszyła 3 lipca 1935 roku. Był to wyjazd naukowo-alpinistyczny, dużą ilość sprzętu transportowały osiołki. W tamtych czasach, w razie wypadku, do najbliższego lekarza w Nalczyku trzeba było jechać 100km. Pomimo prymitywnego jeszcze sprzętu, wyprawa zakończyła się dużym sukcesem. Było to trzecie przejście drogi Mummery'ego, na drugi co do wysokości wierzchołek Kaukazu - Dych-Tau (5204 m. n. p. m.). Następna polska ekspedycja ruszyła dopiero po 22 latach przerwy i od tego czasu Polacy regularnie odwiedzają Kaukaz. W okresie, gdy wyjazd w Alpy był nieosiągalny dla polskich turystów i narciarzy, góry i sanatoria Kaukazu cieszyły się dużym powodzeniem wśród naszych rodaków. Po pierwszej wojnie w Czczenii nastąpiła stagnacja. Niegdyś przepełnione kurorty, takie jak Pjatigorsk czy Mineralne Wody, świecą dziś pustkami.
Po tygodniach przygotowań, wspólnych spotkaniach, oglądaniu slajdów i załatwianiu formalności wyruszamy dnia 4 lipca 1999 roku, sześćdziesiąt cztery lata po tym, jak pierwsza polska ekspedycja wyruszyła z Warszawy. W skład naszej wyprawy wchodzi dziesięć osób, wszyscy są studentami. Trzech z nas należy do Klubu Wysokogórskiego w Warszawie, pozostała część grupy pierwszy raz będzie chodzić w rakach czy używać lin. Z całej ekipy tylko jedna osoba była wcześniej na Kaukazie, także tylko jedna osoba posługuje się językiem rosyjskim.
Przekraczamy granicę z Białorusią w Brześciu. Tłum handlarzy i przemytników z obu stron granicy tworzy specyficzny klimat podróży. Pomysłowość ludzi, którzy przemycany spirytus i papierosy chowają dosłownie gdzie się da, wprawia nas w zdumienie. Kobiety, bez większego skrępowania naszą obecnością, wkładają za biustonosze po kilka paczek papierosów. Te, które mają "lepsze warunki" mogą tam ukryć nawet cały karton. Równie dobrym miejscem jest but, w którym można schować torebkę ze spirytusem, nie wspominając już o schowkach w pończochach czy spódnicy. Jadąc tym pociągiem odnosi się wrażenie, że cała ludność przygraniczna utrzymuje się z przemytu. Na stacji docelowej czekają już klienci skupujący przerzucone towary.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż