Rosja Polarna 2008
artykuł czytany
1288
razy
O Północy Rosji marzyliśmy już od dawna. Pomimo tego, że w Rosji byliśmy wielokrotnie, na daleką Północ nigdy nie zawitaliśmy. Była to dla nas kraina owiana specyficzną legendarnością, niedostępna i tajemnicza… Planując całą podróż nie mogliśmy obojętnie przejechać obok takich miejsc jak wyspa Walaam na Ładodze, Kiży na Onedze, czy w końcu Wyspy Sołowieckie na Morzu Białym! Miejscem docelowym był Półwysep Kolski, Workuta i Ural Polarny. Udało się wszystko!
Początek, czyli Karelia, Ładoga, Walaam, Pietrozawodsk i Kiży, co na Onedze.
Zaczęliśmy w moim rodzinnym mieście – Terespolu nad Bugiem. W Brześciu odwiedziliśmy przed podróżą naszą ulubioną restaurację i po kilku godzinach byliśmy już w pociągu zmierzającym do Petersburga. Na miejscu krótkie spotkanie ze znajomymi i znowu przesiadka, tym razem na pociąg podmiejski. Kirunek Prioziersk na Ładodze. To miał być kolejny punkt przesiadkowy, ale północna część Obwodu Leningradzkiego, nie mówiąc już o samej Karelii, są tak piękne, że nie mogliśmy się tutaj nie zatrzymać! Już samo położenie malutkiej stacyjki robi miłe wrażenie. Od torów do pierwszego jeziora jest dosłownie 5 metrów! Kiedy my zarzucaliśmy na peronie plecaki, kilka grup rosyjskich turystów ze składanymi kajakami i katamaranami już rozkładało sprzęt, żeby po dwóch godzinach rozpocząć spływy i żeglowanie po przepięknym i ogromnym systemie jezior i rzek Karelii. Zatrzymaliśmy się w małym, ale przytulnym hoteliku, który budowali jeszcze Finowie. Ceny dla ‘inostrańców’ wyższe niż dla Rosjan. Sam Prioziersk jest bardzo małym i cichym miasteczkiem, nawet w sezonie. Główną atrakcją, oprócz przyrody oczywiście, jest kamienna twierdza Korela, malowniczo położona na skarpie Wuoksy. Wszędzie bardzo widać wpływy skandynawskie. Czasami ma się wrażenie, że nie jest się w Rosji!
Przystań, z której odpływają promy na Archipelag Walaamski jest oddalona od centrum o jakieś trzy kilometry. Promy w sezonie odpływają codziennie, ale praktycznie zawsze jest komplet pasażerów. Z kapitanami daje się, mimo wszystko, dogadać i po kilku godzinach rejsu po Ładodze dopływamy do Walaamu. Ogromne, gładkie skały, czysta woda, piękne drzewa iglaste i suche podłoże są idealnymi miejscami do biwakowania. Praktycznie cała wyspa to jeden wielki, wspaniały zakątek! Tego typu miejsca to esencja wysp Karelskich! Sam klasztor nie jest duży i można całość zwiedzić w ciągu jednego dnia. Obsługa turystyczna jest niesamowicie dobrze zorganizowana. Na każdym kroku jesteśmy naprawdę miło zaskoczeni!
Po Walaamie przyszła kolej na miasta, które już samą nazwą w ogóle nie przypominają rosyjskich: Sortawala, Suojarwi, Pikajaranta. Miasteczka są naprawdę śliczne i sympatyczne, ale trzeba też przyznać, że okres władzy radzieckiej mocno popsuł miejscowy klimat, który gdyby nie to, chyba nie różnił się od tego, jaki mamy za pobliską granicą fińską.
W Pietrozawodsku mam znajomych, dlatego też pobyt tutaj był podwójnie miły. Miasto bardzo różni się od innych tej wielkości w centralnej części Rosji, oczywiście na plus. Głównym celem naszego przyjazdu tutaj było odwiedzenie Państwowego Muzeum Historyczno-Architektonicznego i Etnograficznego, czyli, po prostu, Wyspy Kiży. Miejsce, owszem, zacne, ale trochę komerchą i sztucznością już czuć. Na zobaczenie wszystkiego wystarczy kilka godzin. Muzeum, czyli cała wyspa, zamykane jest na noc. Ceny za prom w jedną stronę z Pietrozawodska bardzo się różnią. Zasada jest prosta – im dalej od centrum znajduje się przystań, tym taniej. Mimo to i tak należy zachować czujność rewolucyjną, żeby nikt z nas nie wyciągnął więcej niż trzeba… Na wyspie należy uważać na żmije, bo jest ich naprawdę sporo. Przypadków ukąszeń jest na tyle dużo, że na wyspie w sezonie działa punkt pomocy medycznej zaopatrzony w surowice. Nas nic nie ugryzło, a tylko mocno wystraszyło…
Samo przepłynięcie tzw. Meteorem trasy po jeziorze Onega jest bardzo ciekawe, ze względu na ciasne przesmyki i zatoki, przez które przepływa się z całkiem sporą prędkością, bo aż 50km/h. Na dużym, otwartym akwenie, nie robi to wrażenia, ale mijając się z innym promem w odległości 20-30 metrów można zrobić ciekawe zdjęcia i nieźle westchnąć.
Podróż z Pietrozawodska do Murmańska obfitowała w nowe znajomości, podróżnicze, a jakże! Najpierw poznaliśmy się z grupą płetwonurków, którzy jechali do Kandalakszy, nurkować w tamtejszej zatoce-rezerwacie nad Morzem Białym, potem z grupą eksploratorów chcących odwiedzić stare sztolnie w górach Półwyspu Kolskiego.
Półwysep Kolski: Murmańsk, Siewieromorsk, Monczegorsk, Kirowsk i Chibiny.
Na Murmańskim dworcu przywitała nas sfora bezpańskich psów. Już przed wjazdem do miasta było wiadomo, że to nie Karelia i takiego światła do fotografowania jak tam, tutaj na pewno nie będzie…
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż