W dzikie serce Azji - AŁTAJ 2010
artykuł czytany
1083
razy
Pasmo Kurajskie okazało się być całkowicie wyludnione. Przez tydzień marszu nie spotkaliśmy żadnego człowieka. Za to niemal codziennie mogliśmy oglądać orły – królów górskich przestworzy, kołujących wysoko nad naszymi głowami. Krajobraz stopniowo się zmieniał. Chodząc jeszcze po stepie, natknęliśmy się na opuszczone osiedle robotnicze, przestawiające widok iście apokaliptyczny. Później, wraz z pięciem się w górę, klimat stawał się coraz wilgotniejszy, a jednego z poranków obudził nas świeży śnieg na wysokości 1700 m n.p.m.
Nasze plany w Paśmie Kurajskim ewoluowały wraz z wędrówką, aż w końcu głównym celem stało się wejście na 3000 m n.p.m. i zobaczenie lodowca. Niestety, po raz kolejny natura nas pokonała, gdyż zaznaczone na mapie przejście przez rwący strumień po prostu nie istniało. Do tego skończyła się droga i przez dłuższy czas musieliśmy wytyczać ją sami lub przedzierać się przez krzaki. Te wszystkie okoliczności, a do tego zimno i skromne zapasy żywności zdecydowały o tym, że do Aktasza, naszego punktu końcowego, doszliśmy niezwykle malowniczą, ale jednak wyłożoną asfaltem drogą. Stamtąd już autobusem wróciliśmy do Bijska, gdzie kilka dni spędziliśmy wypoczywając i pomagając w budowie polskiej misji. Stamtąd do Nowosybirska i do domu…
Ocieram od czasu do czasu oczy z kropli potu, aby przez szybę pędzącej Kolei Transsyberyjskiej móc spojrzeć po raz ostatni na gigantyczne przestrzenie Syberii. Fala upałów jest nie tylko nie do wytrzymania w dzień, ale nie daje zasnąć również w nocy. Codziennie zresztą widzimy dym unoszący się z płonących pól, lasów, zabudowań.
W ciasnej łazience w wagonie spoglądam na lustro. Twarz ta sama, a jednak coś się zmieniło. Spogląda na mnie już nie ta sama osoba co kiedyś. Ale co się zmieniło? Jeszcze dużo czasu mi zajmie, aby odpowiedzieć na to pytanie. Jedno jest pewne: Ałtaj na długo pozostanie w moim sercu.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż