Wyprawa do Korei Południowej
artykuł czytany
3868
razy
W Nauszkach kupujemy bilety do Suche Bator (150 RUBLI) Są to bilety na ten sam pociąg, który i tak stoi w Nauszkach kilka godzin. Jest piękna pogoda, więc większość podróżnych spaceruje po zadbanym i czystym dworcu. Czy muszę mówić, z kim my spacerujemy? Oczywiście z Aninką! Aninka ma 4 latka. Aninka chce włóczyć się z nami po dworcu, i płacze, kiedy mama woła ją do wagonu. Obiecujemy, że będziemy się nią opiekować i mama pozwala Anince zostać z nami godzinę dłużej. Musimy poświęcić wiele energii na pilnowanie, aby nie spadła z peronu czy nie wybrudziła się o wagony. Jednak za nasze trudy dostajemy najwspanialszą zapłatę. Kiedy już ostatecznie mama zabiera Aninkę spać, Aninka jeszcze wraca ściskając dwa wymięte żółte kwiatki, zerwane z dworcowego klombu. Jeden dla Łukasza, drugi dla mnie.
Z Nauszek jedziemy w wagonie pełnym młodych brazylijskich misjonarek. W Suche Bator kupujemy następny bilet (8400 TUGRUKÓW) i tym samym pociągiem jedziemy do Ułan Bator. Dzięki mamie Aninki odkrywamy pyszne kluski nadziewane wołowiną khuushuur. Wieczorem zaczyna padać deszcz i robi się bardzo chłodno. Brazylijki wysiadają w Durhanie, a nas, obficie zaopatrzonych przez miłe Brazylijki w jedzenie, przyprawy i słodycze, łapie smutek i grypa.
Do Ułan Bator dojeżdżamy o 7 rano. Jest deszczowo i zimno. Kasy krajowe otwierają o 09:00, ale już o 7 jest gigantyczna kolejka przed zamkniętym budynkiem. Nie ma wystarczającej ilości połączeń kolejowych, więc, aby mieć szanse na dzisiejszy pociąg do Zamyn-uud (stacji na granicy mongolsko - chińskiej) i my musimy ustawić się w kolejce. Bilet do Zamyn-uud: plackarta kosztuje 12.100 TUGRUKÓW, miejsce siedzące zaś 5.100 TUGRUKÓW. Nam udaje się dostać miejsca siedzące i tego samego dnia o 16:30 wyjeżdżamy z Ułan Bator.
ULAN BATOR - PEKIN
Na stację w Zamyn-uud pociąg przyjeżdża następnego dnia o 07:00. Przed stacją już czekają mini-busy i terenowe Uazy, za pieniądze przewożące ludzi na drugą stronę granicy; do Erlian. Chociaż tłok na placu dworcowym spory, to samochodów jest tak dużo, iż nie istnieje obawa, że nie będzie się czym przedostać na drugą stronę granicy, do Chin. Zresztą nie ma co się spieszyć, gdyż granicę otwierają o godzinie 10:00. Przejazd do Erlian Uazem kosztuje ok. 80 RMB, a autobusem 60 RMB.
Nawet przez chwilę nie jesteśmy zostawieni sami sobie. Mongołowie są niezwykle przyjacielscy i uprzejmi, więc cały czas jest przy nas ktoś, kto jest naszym przewodnikiem w świecie, w którym nie rządzi już alfabet łaciński. Na granicy mongolsko-chińskiej pomagają nam zarówno dziewczyny z restauracyjnego, jak i współpasażerowie z przedziału. My jednak do Erlian trafiamy z mówiącym po polsku, mongolskim lekarzem pracującym we Wrocławiu. Bogi, albowiem tak zwie się nasz nowy znajomy, zajmuje się nami, niczym rodzona matka. On i jego chińscy przyjaciele stawiają nam piwo, obiad, płacą za taksówki i wydają się być obrażeni, gdy chcemy też za coś zapłacić. Na koniec odprowadzają nas na dworzec autobusowy. Wsadzają do autobusu i upewniają się, że jakaś Mongołka, która też podróżuje do Pekinu, zaopiekuje się nami.
Autobusy jeżdżące między Erlian i Pekinem to wyłącznie autobusy sypialne. Autobus taki zabiera 33 pasażerów i kosztuje 180 RMB. Przejazd trwa 11 godzin, z jedną 20 minutową przerwą na posiłek i kilkoma krótszymi postojami na zatankowanie i na udanie się do toalety. Podróż autobusem sypialnym jest bardzo przyjemna, o ile nie jest się wyższym niż 160 cm. Miejsca leżące są wyjątkowo krótkie, więc osoby wyższe muszą cały czas leżeć z podkurczonymi nogami. Są też połączenia kolejowe Erlian - Pekin, ale pociąg odjeżdża tylko 2 razy w tygodni, a do tego czyni to o 00:57 - więc dla uczciwego Polaka, czasie absolutnie barbarzyńskim. Jedyną zaletą tego pociągu jest cena. Kosztuje odpowiednio: miejsce siedzące (hard seat) 64 RMB, miejsce leżące (hard sleeper) 126 RMB
PEKIN - SEUL
Jeżeli podróżując po Chinach, mamy za zadanie trafić pod konkretny adres, najlepiej mieć kartkę papieru z adresem zapisanym nie po angielsku, ale po chińsku, albowiem bardzo mało osób rozumie, gdy próbuje się wymawiać nazwę, albo pokazuje ją zapisaną alfabetem łacińskim.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż
»
Tybet
- Tomasz Chojnacki