Wyprawa do Korei Południowej
artykuł czytany
3868
razy
W Pekinie mieszkamy tuż przy południowej części placu Niebiańskiego Spokoju. Jest to dzielnica hutongów, sklepów i tanich tradycyjnych barów, licznie odwiedzanych przez zagranicznych turystów. Z drugiej zaś strony mieszka tu dużo ludzi w skrajnej nędzy i w takich warunkach, iż aby nie raziło to zachodnich turystów, odgrodzono slumsy i mieszkających tam ludzi płotem. Nasz hostel nazywa się Dalee Hostel (obecnie zmieniono nazwę na Swann Hostel). Nie za bardzo go polecamy, albowiem jest to brudne miejsce (zresztą jak całe Chiny), bardzo obskurne i przeraźliwie zagrzybione. Jedyna zaleta to położenie, dosłownie w samym sercu miasta. Doba hotelowa kosztuje tu 28 RMB od osoby, ale jeszcze raz powtarzam, można znaleźć sporo hotelików w podobnej cenie, ale za to dużo przytulniejszych (spróbuj chociażby na www.hostelworld.com).
Po krótkim odpoczynku w stolicy Państwa Środka jadę do Tianjin. Jest trochę smutno, albowiem jadę już sam, a i pozostałą część drogi będę przemierzał bez niezawodnego Łukasza, który w Pekinie odbija na Hong-Kong i dalej na Filipiny.
Promy do Incheon w Korei Południowej odpływają z kilku różnych portów chińskich. Jak się wydaje, najtańsze promy są z Shidao, ale ponieważ kursują one tylko w określonych dniach, a mi nie udało się zdobyć informacji jakie to dokładnie są dni, więc z lenistwa wybrałem droższy, ale pobliski port w Tianjin. Jestem na dworcu kolejowym w Tianjin o 07:40 i mam całe trzy godziny do odpłynięcia promu, ale nie jest to dużo, albowiem jak się okazuje, żadna z pytanych osób nie słyszała o Promowym Terminalu Pasażerskim w Tianjin. Tracę bezcenne minuty na dowiadywanie się jak dotrzeć do portu. W końcu jakiś taksówkarz wyjaśnia, że terminal pasażerski wcale nie jest w Tianjin, tylko w oddalonym o 50 km Tanggu. Śmieję się, uważając, że w ten sposób chce naciągnąć mnie na kurs, uśmiech znika jednak z mojej twarzy, gdy zagadnięty policjant potwierdza słowa taksówkarza. Następne 30 minut tracę na bezowocne próby dowiedzenia się jak dojechać do Tanggu. Czując presję czasu, decyduję się jechać taksówką. Droga zajmuje całą godzinę i kosztuje 110 RMB. Moje najgorsze podejrzenia potwierdzają się w Tanggu. Oni rzeczywiście nazwali tutejszy terminal promowy Promowym Terminalem Pasażerskim w Tianjin!
Gdyby nie suto opłacony taksówkarz, prawdopodobnie całe wieki mógłbym błądzić po Tianjin, a nawet jeżeli nie zajęłoby to wieków, to i tak nie zdążyłbym na prom, gdyż do odpłynięcia zostało niecałe 30 minut, a ja nie mam nawet biletu. Trzeba więc szybko zakupić bilet (940 RMB), opłacić podatek portowy (30 RMB) i wejść na prom. Jestem ostatnim pasażerem i panie w kasie bardzo się denerwują, że muszą obsłużyć jeszcze jedną osobę. Lecz ja denerwuję się bardziej, albowiem spodziewałem się, że bilet będzie kosztował między 720, a 740 RMB i po prostu brakuje mi 200 RMB. Zostało 7 minut do planowego odpłynięcia promu, a ja muszę iść do kantoru, żeby wymienić walutę. Na szczęście, w Chinach rzadko co dzieje się na czas, więc mam szczęście; jeszcze trzy godziny stoimy w porcie.
Do Incheon w Korei Południowej prom przybija o 17:00 (powinien o 14:00). Na granicy skanują pasażerów na podwyższoną temperaturę. Ja jeszcze trochę przeziębiony po Mongolii, więc panikuję, żeby im zwykłe przeziębienie nie pomyliło się z czymś poważniejszym. Ale przeszedłem! Widocznie nie mam sarsa.
Niezbyt daleko od terminalu portowego w Incheon jest linia metra, którą można dostać się do Seulu. Tutaj wszystko jest dokładnie opisane po angielsku. Dużo osób posługuje się też tym językiem, a do tego są niezwykle życzliwi i grzeczni. Podchodzą z pomocą, gdy zamyślony stoję nad mapą. Pani z informacji w porcie dzwoni do mojego koreańskiego gospodarza, gdy nie potrafi wyjaśnić jak trafić pod wskazany adres. Ktoś jedzie ze mną metrem dwie stacje dalej tylko po to, aby się upewnić, że dobrze się przesiadam.
Słowem pomocni jak Mongołowie, tylko że alkoholu nie piją tak dużo… w każdym bądź razie nie w metrze. Bilet na metro kosztuje od 1000 KRW do 2000 KRW, w zależności od dystansu. Ja z Incheon do Seulu płacę 1800 KRW.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż
»
Tybet
- Tomasz Chojnacki