Śladami Trolli
artykuł czytany
9092
razy
Nieco w dolinie, otoczone górami, leży miasteczko Lom. Zatrzymaliśmy się tutaj, aby obejrzeć drugi już stavkirke. Ten kościółek pochodzi z XIII wieku i jest jednym z największych tego rodzaju obiektów w Norwegii. Za jego zwiedzanie również trzeba płacić (40 NOK), mimo iż jest to nadal czynna świątynia.
W Lom za 0,5 kilograma truskawek zapłaciliśmy 20 koron, podczas gdy w innych miasteczkach ta sama ilość kosztowała 25 NOK. Stosunkowo tanie są tu natomiast lody. Za dwukilogramowy pojemnik Krzysztof zapłacił tylko 25 NOK. We czworo nieźle się namęczyliśmy, żeby podołać tak dużej porcji.
Kolejny etap naszej podróży wypadał w Geiranger. Nie pojechaliśmy tam jednak z Lom najkrótszą drogą, czyli 15 i 63. Z drogi nr 15 skręciliśmy bowiem w wąską szutrową drogę nr 258, aby podziwiać iście księżycowy krajobraz. Na przestrzeni wielu kilometrów nie było widać żadnego drzewa. Wszędzie tylko kamienie, woda i śnieg. Aby wyminąć się z samochodem jadącym z przeciwka, trzeba było zatrzymywać się na specjalnych mijankach. Spod kół nieustannie unosił się kurz, który osiadając na karoserii i szybach, dawał namiastkę udziału w rajdzie terenowym.
Po powrocie na drogę nr 15 zaliczyliśmy jeszcze kilka długich tuneli i wjechaliśmy na drogę 63 prowadzącą bezpośrednio do Geiranger. Do tej najbardziej chyba obleganej przez turystów wioski dotarliśmy tuż przed wieczorem. Dla samochodu znalazło się dobre miejsce na postój. Nieco trudniej było z placem pod namiot. Spowodowało to nawet pewne iskrzenie między Joanną a Krzysztofem. Ostatecznie jednak znaleźli kawałek łączki, na której bez żadnych problemów rozbili swój namiot.
W czwartek od rana zwiedzamy okolice Geirangerfiorden. Osobno my z Elą, a osobno nasi współtowarzysze. Widoki są przepiękne, ale nie oddalamy się zbyt daleko, gdyż upał solidnie daje się we znaki. Turystów indywidualnych i wycieczek zorganizowanych jest tu bez liku. Dominują oczywiście Europejczycy, ale i Japończyków bez trudu można spotkać.
W miejscowym punkcie informacyjnym można skorzystać z Internetu w cenie jedna korona za jedną minutę (minimum to 10 minut). Na kempingu natomiast za pięć minut pod prysznicem trzeba dać 10 koron. Wszystkie pozostałe urządzenia są gratis.
Po południu okoliczne szczyty zasnuwają się chmurami. My zaś opuszczamy Geiranger i rozpoczynamy wspinaczkę Drogą Orłów. Ta nazwa w pełni oddaje charakter tej drogi. Na wysokość 620 metrów prowadzi 11 ostrych serpentyn. Samochody poruszają się żółwim tempem, a co niektóre kobiety (Ela) niemal mdleją z przerażenia. Panorama z góry na fiord i wioskę jest wręcz bajkowa, choć nadciąga coraz więcej chmur. Przed burzą udaje nam się jednak zrobić sporo zdjęć i zjechać do przystani promowej w Eidsdal, aby za 114 NOK przeprawić się przez Norddalsfiord do Linge. Tu przeczekujemy ulewę i jedziemy kilka kilometrów dalej szukać noclegu.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż