Bliżej niż myślisz... Kaukaz - najwyższe góry Europy
Geozeta nr 10
artykuł czytany
12505
razy
Polscy celnicy nie mogą się nadziwić po co jedziemy na Białoruś. Nie chcą uwierzyć w nasze opowieści o górach, pomimo dających się zauważyć czterdziestokilogramowych plecaków. Pytają po ile kupujemy tam kompakty...
Pierwsza przygoda ma miejsce już pod dworcem kolejowym w Brześciu. Kupując ruble od miejscowej "babuszki", zostajemy zaskoczeni przez tajniaków legitymujących się jako policja. Gdy ładujemy do plecaków grube pliki banknotów rubli białoruskich, podjeżdża czarny mercedes, a z niego wyskakuje kilku agentów. Kobieta błyskawicznie ucieka. Nasze zaskoczenie jest ogromne, nie wiemy co się dzieje. Mój kolega Sokół waha się przez chwilę, po czym zaczyna gonić handlarę. Ja jestem bez szans, gdyż potężny mężczyzna trzyma mnie mocno za rękę, a przy tym wymachuje legitymacją przed nosem. Za moment przyprowadzają Sokoła, jesteśmy więc w komplecie. Zaczynają się wyjaśnienia. Do dziś nie wiem jak to się stało, że przekonaliśmy ich, że nie jesteśmy groźnymi bandytami, a jedynie biednymi studentami z "Polszy", którzy chcą "pooddychać" na Kaukazie. Pomimo naszej szczątkowej znajomości języka rosyjskiego dajemy sobie jakoś radę, no i najważniejsze, że możemy ruszać dalej.
Jedziemy bezpośrednim pociągiem z Brześcia do Pjatigorska, z jednym dłuższym (4-godzinym) postojem w Rostowie nad Donem. Podróż rosyjskimi kolejami to przygoda sama w sobie. Dla większości Rosjan jest to jedyny sposób przemieszczania się na wielkie odległości. Żeby zdać sobie sprawę ze znaczenia tego środka transportu, wystarczy uświadomić sobie, że na kolei w tym państwie zatrudnionych jest ponad 1,5 miliona osób. Nasza podróż trwa trzy noce i dwa dni, a wcale nie należy do najdłuższych. Wystarczy porównać ją z przejazdem trasą trans-syberyjską, która trwa tydzień.
Doskonałym posunięciem okazuje się kupienie droższych biletów w wagonach "kupiejnych". Różnią się one od planckarty tym, że mają oddzielne przedziały z zamykanymi drzwiami oraz klimatyzację (a właściwie nawiew chłodnego powietrza... ale pod warunkiem, że pociąg jedzie). Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, że toalety są przestronniejsze i czystsze. W trakcie podróży bawimy się świetnie, gramy w karty i kalambury. Na każdej stacji, na której stajemy czeka tłum handlarzy gotowych wcisnąć nam wszystko; począwszy od suszonych ryb, poprzez gotowane raki, a na komplecie kryształów kończąc. Największym "wzięciem" wśród uczestników wyprawy cieszą się różnego rodzaju bułki z kartoflami, kapustą lub serem oraz wyśmienite piwo Bałtyk.
W pociągu poznajemy Wiktorię, młodą Rosjankę polskiego pochodzenia. Okazuje się, że właśnie wraca do domu po roku nauki spędzonym w Lublinie na tamtejszym uniwersytecie. Wiktoria studiowała polonistykę i doskonale mówi po polsku. Zapraszamy ją do naszego przedziału na imprezę. Dowiadujemy się od niej wielu rzeczy o sytuacji na Kaukazie. Mówi nam, że niedawno wybuchły bomby na głównym rynku we Władykaukazie i że terroryści ostrzeliwują pociągi. Wszystkie te nowości wpływają niekorzystnie na naszą psychikę. Zapał grupy do wędrówki wyraźnie podupada. Czyżby trzeba zmienić plany? Przecież upłynęło już tyle lat od wojny w Czczenii, czego mamy się bać? Każdy po cichu zastanawia się czy warto ryzykować. Po dotarciu do Pjatigorska musimy zdecydować co robić dalej. Pierwotny plan zakładał, że jedziemy pod Kazbek - pięciotysięcznik wysunięty najdalej na wschód. Jednak żeby tam dotrzeć, trzeba przejechać przez Władykaukaz, który znajduje się bardzo blisko granicy z Czeczenią. Po zażartej dyskusji, decyzję podejmujemy w sposób demokratyczny, czyli przez głosowanie. Dziewięć osób na dziesięć chce jechać w Kaukaz Zachodni, zatem przysłowiowa klamka zapada.
O Kaukazie Zachodnim wiemy tyle co nic, a więc parę zdań ściągniętych z internetu. Tym co nas przekonało, żeby tam jechać był opis: "klimat jest najłagodniejszy na Kaukazie a pogoda stabilna, roślinność najpiękniejsza,... pod względem turystycznym to najwspanialszy rejon Kaukazu...". Nie było tego dużo, ale brzmiało zachęcająco.
Następnego dnia organizujemy transport i tutaj pomoc Wiktorii okazuje się nieoceniona. Wynajmuje nam busa w biurze turystycznym. Kierowca o imieniu Pasza to "kawał chłopa", a poza tym świetnie mówi po rosyjsku, co jest ważne, gdyż co kilkanaście kilometrów kontroluje nas policja. Czuć, że sytuacja jest napięta, na drogach poustawiano zasieki i każdy pojazd jest dokładnie sprawdzany. Widzimy sporą ilość wojska i policji. Szczególnie podejrzliwie patrzą oni na "czarnych" - czyli, jak się tutaj mówi, na ludność o ciemnej karnacji. Zobaczywszy nasze liny i czekany, puszczają nas bez żadnych zbędnych pytań. Znajdujemy się w Republice Karaczajsko - Czerkieskiej, jedziemy Drogą Wojenno - Suchomską, która wiedzie w górę rzeki Kubań, a potem Teberdy. Za uzdrowiskiem Teberda wjeżdżamy na teren Rezerwatu Teberdyńskiego. W końcu docieramy na Polanę Dombajską i tutaj znajdujemy nocleg w leśniczówce. Chwilę gawędzimy z leśniczym i jego żoną. Grający magnetofon szpulowy wzbudza w nas ciekawość. Widać, że Sasza, syn leśniczego, jest bardzo dumny ze swego sprzętu i prezentuje nam coraz to "nowsze przeboje".
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż