Bliżej niż myślisz... Kaukaz - najwyższe góry Europy
Geozeta nr 10
artykuł czytany
12510
razy
Wieś Bezengi, zamieszkana przez Bałkarów, jest etnicznie jednolita. Znajduje się tu niewielki meczet. Chodząc i szukając jakiegoś samochodu do wynajęcia, który zawiózłby nas do odległego o 17 km alp-łagiera Bezengi, spotykam rudego chłopczyka, który podchodzi do mnie, wyciąga rękę i pozdrawia mnie słowami "salam alejkum".
Udaje się zwerbować chętnych do podwiezienia nas górali. Żądają po 8$ za osobę, gdyż tyle brali od Niemców. Targujemy się i staje na 5$ za osobę. Jak się później okazuje, można było zejść z tą ceną nawet do 3$. Wskakujemy na ciężarówkę wraz z trzydziestokilogramowymi plecakami i zaczyna się podróż niesamowicie wyboistą trasą. Po drodze na pakę wskakuje kilku górali, którzy rozpoczynają imprezę. Otwierają kilka butelek wódki i hojnie nas częstują. Wywiązuje się rozmowa, z której wynika, że są nastawieni bardzo przyjaźnie do Polaków, natomiast zupełnie inaczej do Rosjan. Jest już noc, jedziemy kołyszącą się ciężarówką. Śpiewamy wspólnie piosenki - oni swoje góralskie, my szanty. "Hej sokoły" wykonujemy na zmianę. Panuje atmosfera ogólnej przyjaźni, bratamy się z nowymi przyjaciółmi, robimy wspólne zdjęcia, wymieniamy uściski. Ciężarówka zatrzymuje się na chwilę. Kierowcy wskakują na górę. Oni również mają butelkę. Czemu nie? Jak wszyscy to wszyscy. Potem ruszamy. Znowu potwornie trzęsie, ale my wciąż próbujemy śpiewać. Honor grupy ratuje Michał - samotnie wykonuje "Stary bryg", czym wprawia górali w podziw. Nagle dojeżdżamy do posterunku wojskowego. Kontrola dokumentów i możemy kontynuować "wycieczkę". Ale nie daleko. Za chwilę zatrzymuje nas leśniczy ze swoimi współpracownikami, oczywiście sprawdzają bumagi. Dochodzi do jakiejś sprzeczki między góralami a leśniczym i kończy się na tym, że leśniczy zostaje poturbowany, a my możemy jechać dalej. O północy docieramy z pieśnią na ustach do alp-łagiera. Zbudzony dyrektor wydaje nam klucze do domków campingowych. "Mały" problem ma z naszymi towarzyszami podróży, którzy domagają się w trybie natychmiastowym otwarcia baru i organizacji dyskoteki. Na szczęście jego autorytet jest na tyle duży, że przekonuje ich do powrotu na dół.
Baza alpinistyczna w Bezengi jest jedną z najlepszych na Kaukazie. Na miejscu można wykupić pełne wyżywienie, pograć w ping - ponga, jak również skorzystać z sauny. Pokój instruktorski jest doskonale wyposażony, są w nim dostępne zdjęcia i mapki pobliskich rejonów.
Spotykamy tu naszych znajomych z Polski, z którymi wcześniej się umówiliśmy. Planujemy wspólne wyjście. Rozpoczynamy działalność górską. Decydujemy się na zdobycie czterotysięcznika Ukiu (4330 m. n.p.m.). Przy zejściu spotyka nas niemiła przygoda, bowiem aż trzy osoby potykają się i spadają po ruchomym piargu. Na szczęście wszystko dobrze się kończy, gdyż wszyscy mają na głowach kaski.
Następnie wchodzimy w głąb doliny i oczom naszym ukazuje się potężna lodowa ściana Bezengi. Jest to jeden z najwspanialszych zakątków górskich na świecie. Nazywany jest "Małymi Himalajami". Mur Bezengi ciągnie się na długości ponad 12 kilometrów i na wysokości przekraczającej w kilku miejscach pięć tysięcy metrów. W tym rejonie znajduje się aż osiem wierzchołków przekraczających granicę pięciu tysięcy metrów. Mikstowe lub czysto lodowe ściany sięgają 1,5 kilometra. To teren niezwykle piękny i atrakcyjny pod względem uprawiania wspinaczki, ale również bardzo niebezpieczny i wymagający niemałych umiejętności. Do wyboru celu podchodzimy zatem z dużą rezerwą i decydujemy się na wejście na czterotysięczny Ljaver (4355 m. n.p.m.). Jest to pierwszy wierzchołek w murze Bezengi. Biwakujemy na przełęczy Zanner, skąd można osiągnąć wierzchołek w 3-4 godziny. Niestety w nocy nadchodzi załamanie pogody i rozpętuje się burza śnieżna. Huraganowy wiatr chce połamać maszty namiotów. Musimy walczyć, aby nas nie przysypało i podtrzymywać własnymi plecami ściany namiotów. W dzień nie ma poprawy, budujemy więc murki ochronne ze śniegu i czekamy dalej. Jeden z "domków" nie wytrzymuje naporu wichury i materiał rozrywa się. Musimy stłoczyć się po trzy osoby. Jest ciaśniej, ale za to o wiele cieplej. Rano wiatr cichnie, pojawia się słońce. Błyskawicznie podejmujemy próbę zdobycia szczytu. Mirka i Major stwierdzają, że mają już dosyć, decydują się na powrót do bazy. W drodze powrotnej Major wpada jeszcze do szczeliny na lodowcu. Całe szczęście klinuje się dobrze plecakiem, co zapobiega głębszemu wpadnięciu. Grupa 4 osób (Ania, Przemek, Sokół, Tomek) rusza do góry. Pomimo pogarszających się warunków, osiągamy szczyt drogą mikstowo - lodową o trudnościach 2B. Wyciągamy naszą flagę, robimy kilka zdjęć pamiątkowych i szybko schodzimy w dół do ciepłego namiotu. Następnego dnia kolejna grupa czteroosobowa pod kierownictwem Michała osiąga wierzchołek. Przy zejściu Przemek i Ania zdobywają jeszcze łatwy czterotysięcznik Pik Semionovskogo (4050 m. n.p.m), skąd rozciąga się wspaniała panorama na cały mur Bezengi. Potem już tylko w dół lodowcem i trzy godziny obchodzenia i przeskakiwania szczelin. W bazie nie możemy nacieszyć się smakiem chleba, miodu i masła. Przez ostanie trzy dnie jedliśmy tylko gorące kubki i suszone owoce. Nareszcie możemy napić się piwa. Jesteśmy nieźle odwodnieni, więc smakuje nam jak nigdy! Załatwiamy magnetofon i organizujemy imprezę z rosyjskimi alpinistami. Tańce trwają aż do rana. Następnie wskakujemy do ciężarówki i ruszamy na dół, do zielonych dolin, szaszłyków, "życia" oraz do cywilizacji.
Mam nadzieję, że tym artykułem pomogę podjąć decyzję wszystkim tym, którzy zastanawiają się czy pojechać w Kaukaz. Jedno jest pewne. To cudowny zakątek, który trzeba koniecznie zobaczyć. Pobyt w górach dostarczył nam dużo radości, a przeżyte przygody moc niezapomnianych wrażeń. Wspaniała i wciąż dzika przyroda, serdeczni ludzie, brak tłoku i głośnej cywilizacji powodują, że warto ten region odwiedzić.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż