podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Europa » Z panem Mickiewiczem w Akermanie
reklama
Krzysztof Wysocki
zmień font:
Z panem Mickiewiczem w Akermanie
artykuł czytany 1850 razy
Krajobrazy pełne soczystej zieleni. Tysiące hektarów równin w dywanach pszenicy i żółtych słoneczników, poprzecinanych wstęgami niebieskich rzek. Niekończące się stepy z egzotyczną roślinnością. Porohy tajemnicze i groźne. Miasta pełne wysokich złotych kopuł cerkiewnych i życzliwych ludzi. Oto taką spotkałem Ukrainę nie odpowiadającą krążącym powszechnie stereotypom.
Roku Pańskiego 2004 konstelacje gwiazd przepowiadały rok pełen dynamicznych, nieoczekiwanych zdarzeń, zamachów terrorystycznych na wielką skalę, wojen straszliwych jakich jeszcze świat nie widział i zarazy współczesnej. Miał to być rok zderzenia cywilizacji zachodniej z kulturą islamu. Prognozy agend OZN przedstawiały czarny scenariusz dla Afryki i Azji sprowadzający się do lawinowego rozwoju AIDS oraz szerzącą się chorobę Sars, obie zbierające śmiertelne żniwo. Europę zaś miała opanować na niespotykaną skalę ptasia grypa i dalsza eskalacja BSE, czyli choroby Creuzfelda - Jacoba zwanej też chorobą szalonych krów. Według tajnych raportów Rady Europy miliony osób czekała śmierć. Poufne dane wywiadu amerykańskiego mówiły o dużym ugrupowaniu terrorystycznym, które swoimi zamachami może wysadzić Amerykę z orbity dziejów.
Zima tego roku rzeczywiście była lekka i spokojna. Słoneczko mocno przygrzało w lutym i wszelka szarańcza wyległa na pola i drogi panosząc się bezczelnie. Prym wiodły lisy największe szkodniki dziejowe na które obowiązywał zakaz odstrzału. Barcie puchły, ruszyły roje pszczół czyniąc tumult niesamowity, atakując całymi rodzinami dzieci i starców. Ludzie starsi nie pamiętali tak złośliwych pszczół.

Potem przyszła wiosna niosąc suszę przeogromną, która niszczyła całe zasiewy, nadchodziły zwiastuny klęski.
Lato zaś zaczęło się upałami wielkimi, by nieoczekiwanie przejść w deszcze ciągłe, powodzie od gór wróżące, które lada dzień miały się przetoczyć w widłach Sanu ogarniając doliny Wisły i Odry.
W takiej oto scenerii w lipcu tego szczególnego roku zdezelowanym busem ruszyliśmy na Ukrainę w kierunku Dzikich Pól, podążając ku Akermanowi na spotkanie z Mistrzem Prometejskim Panem Adamem Mickiewiczem, a właściwie tropem jego poezji. Granicę pokonaliśmy szybko i sprawnie, karton papierosów rozwiązał wszelkie problemy. Przez Wołyń do Dzikich Pól zdążaliśmy, a zagon nasz stanowił jeno stareńki bus pokonujący cierpliwie wąskie stóżyny dróg różnych. Dróg, raz asfaltowych gładkich ja stół, to znów dziurawych jak ser dojrzały pomnych ongiś dobrej nawierzchni, szutrowych na których kurz pokrywał wszystko.
Gdzieś po drodze przecinaliśmy pradawne szlaki tatarskie zbliżając się mozolnie ku sercu Ukrainy - Kijowa, miasta złotych kopuł cerkiewnych. Równinne krajobrazy ciągnące się aż po horyzont pokryte były tysiącami hektarów złotej pszenicy. Niebieskie wstęgi rzek o wodach wyjątkowo czystych przecinały olbrzymie pola słoneczników. Piekielnie grzejące słońce, ciepły wiatr kołyszący łanami zbóż, tańczące słoneczniki i ta wszechobecna cisza, tylko gdzieś w oddali śpiew ptaka, a i człowieka trudno było ujrzeć. Stawaliśmy na popasach przy sporadycznie położonych stacjach benzynowych. Stawialiśmy na noc kosze w tajemniczych uroczyskach, a płonące ogniska wesołymi trzaskami chrustu, igraszkami ognia śmiały się do nas. Step spał, wiatr niósł daleko dźwięki gitary. Czuby nasze dymiły oparami starodawnego mocnego miodu. Rano mijaliśmy miasteczka, które nie zachwycały higieną i porządkiem. Ludzie biedni, ubrani skromnie uśmiechali się życzliwie i chętnie nawiązywali rozmowy, ciekawi obcych. Złoto i wszystkie odcienie żółci , błękit nieba i przejrzystość rzek, szept wiatru, śpiew ptaków w uroczyskach - taka to Ukraina nam się jawiła.

Powoli zbliżaliśmy się do Stepów Akermańskich. Po drodze nie ominęliśmy Chersonia wraz niebywale egzotycznym dziewiętnastowiecznym targiem rybnym. Dalej Odessa witała nas sympatycznym kolorytem. Miasto dynamiczne, wesołe i rozrywkowe.
Pewnego razu wczesnym porankiem gdy jeszcze słońce nie świtało, a pola spowite były gęstymi tumanami mgły wirującej pod dyktando wiatru, tworząc kominy przedziwnych kształtów przesiąknięte wilgocią ruszyliśmy w step. Gdzieś z nad rzeki dobiegały głosy mew stanowiące wyznacznik linii brzegowej Dniestru. Wyruszaliśmy do Białogrodu, miasta położonego w odległości zaledwie 100 kilometrów na wschód od Odessy. Stareńka marszrutka napędzana gazem kolebała się powoli po dziurawej drodze. Umiejscowione na dachu mikrobusu butle gazowe stanowiły potencjalną bombę, której eksplozja mogła zmieść nas w przeciągu kilka sekund. Tym jednak nikt się nie przejmował, perspektywa bliskiego spotkania ze stepem i Akermanem była silniejsza od wszelkich niebezpieczeństw.
Mgły rozwiały się i ujrzeliśmy Twierdzę dumną, przeogromną, której potęga przerosła wszelkie moje wcześniejsze spekulacje. Mury długie, jasne, aż po horyzont morza ciągnące się, wysokie niemal sięgające nieba, szerokie, czyniły ją niedostępną. Nad tym wszystkim górujące baszty w liczbie trzydziestu, z których wrogów widać w odległości wielu, wielu kilometrów. Weszliśmy do środka, brak turystów tak tłumnie obecnych we wszystkich zabytkach zachodu. Cisza, tylko my i te suche trawy wysokie, pachnące latem, mury milczące, strzegące tajemnic nie jednej przygody. Wiele godzin szwendaliśmy się we własnym tempie po tych murach, wieżach, basztach lochach na pół zawalonych. Chłonęliśmy widoki morza, lazur nieba, śpiew ptaków, szept owadów. Człowieka jeno trudno było ujrzeć. Kiedy miało się ku zmrokowi wyruszyliśmy ku stepowi i tylko lampa Akermanu była przewodnikiem, wskazywała nam drogę. Gdzieś w górze klangor ledwo widocznych lecących żurawi, cisza, step usypiał i my rozłożyliśmy się koszem do snu.
Strona:  [1]  2  następna »

górapowrót
kursy walutkursy walut
Ukraina (hrywna) 1 UAH =  13 groszy
[Źródło: aktualny kurs NBP]