Z wizytą u tuwińskiej szamanki
artykuł czytany
1263
razy
Na pożegnanie jeszcze wymiana podarunków. Ofiarowuję Kozłowej na pamiątkę wisiorek z różowego kwarcu, który ma przynosić szczęście, a w zamian dostaję drewnianą szamańską łyżkę do bryzgania (co jest dla mnie prezentem bardzo symbolicznym).
Teraz jest czas na zapłatę. "Zwykle taki rytuał kosztuje dwa tysiące rubli, ale wy jesteście w podróży. Dajcie połowę." Dziękujemy, żegnamy się i ruszamy dalej.
Czadan to miasto owiane złą sławą, jak zresztą cała zachodnia Tuwa. Od czasu przemian gospodarczych ludziom żyje się tu ciężko. Pozbawieni przez bolszewików i przymusową kolektywizację swojej tradycji życia koczowniczego, nie za bardzo potrafią odnaleźć się w nowej rzeczywistości bez pomocy pierwszego sekretarza, kołchozu i planu pięcioletniego. Jak Indianie Amerykańscy, czy Aborygeni w Australii, na skutek podbojów kolonialnych wielkich imperiów utracili swoją tożsamość i więź z tradycją. Być może to, co przetrwało, a dziś powoli się odradza, pozwoli im znowu kiedyś być dumnymi z tego, że są Tuwińcami.
Więcej informacji o podróży samochodowej po Azji Centralnej można znaleźć na stronie:
www.kilometr.comPrzeczytaj podobne artykułyfotoreportaż