podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Afryka » Wyprawa dookoła Sahary. Część II - Mauretania
reklama
Cyprian Pawlaczyk
zmień font:
Wyprawa dookoła Sahary. Część II - Mauretania
artykuł czytany 2719 razy
Gdy już się obudziłem, mam okazję obserwować świt na pustyni. Jest szary i smutny. Słoneczka nie mamy okazji zobaczyć. Wszystko dookoła wygląda jak za mgłą. To wszechobecny piasek unosi się dookoła przykrywając wszystko co tylko możliwe. Ruszamy nerwowo do miasta. Po drodze zaczyna nam świecić jeszcze rezerwa paliwa. Wjeżdżamy między pierwsze zabudowania i brakło paliwa. Zatrzymujemy się, dolewamy paliwa z bańki i próbujemy odpalić silnik. Nic z tego - akumulator klęknął. Zastanawiające, dlaczego tak szybko.
W związku z powyższym decyduję się na naprawę samochodu w tym miejscu. Zaczyna się cała operacja. Na szczęście jest jeszcze bardzo wcześnie i chłodno, więc nie jest najgorzej. Wchodzę na dach samochodu, przegrzebuję skrzynie w poszukiwaniu części zamiennych i odnajduję zapasowy alternator (dobrze, że go mam). Następnie zaczyna się demontaż kolejnych podzespołów. Musimy zdemontować obudowę filtra powietrza (przy okazji wymieniam filtr powietrza), kilka przewodów elastycznych i alternator jest jak na dłoni. Jeszcze dwie śrubki j można go wyjmować. Po kilku minutach mamy go zdemontowany. Tyle, że pojawia się kolejny problem. Cała przekładnia kierownicza jest zalana. Namierzyliśmy kolejną usterkę. To znaczy - wiemy, że leje, nie wiemy dlaczego ani jak spowodować żeby przestało. Właściwie mamy dwa sposoby - albo czekamy aż przestanie samoistnie lać (czyli jak wszystko już wycieknie i wyschnie) albo dolewamy płynu i jedziemy dalej. Decydujemy się jednak na ten drugi wariant. Montuję alternator, zakładam pasek klinowy i montuję osprzęt. Przychodzi czas na próbę. Wsiadam do samochodu i próbuję zapalić. Akumulator na to nie pozwala, więc musimy posiłkować się pomocą z zewnątrz. Na szczęście w skrzyni leżą kable rozruchowe. W międzyczasie dziewczyny robią sobie śniadanko i sprzątają samochód.
Podczas całej operacji bez przerwy zatrzymywali się kierowcy oferując pomoc. Nie specjalnie wiem, na czym mogłaby ich pomoc polegać, ale jest to bardzo budujące. Podobną usterkę parę miesięcy wcześniej miałem w Warszawie - wtedy nikt się nie zatrzymał. No cóż - co kraj to obyczaj.
Jeden z arabów, zdejmuje akumulator ze swojego pick-up'a i już mamy jak odpalić. Silnik zaskoczył, ale zaczęło coś niespokojnie stukać i urwał się pasek klinowy. Więc znowu na dach, wygrzebuję zapasowy pasek i powtarzam operację jego montażu. Teraz mam już chmarę arabskich dzieciaków dookoła asystujących mi w naprawie i coś tam po swojemu komentujących. A ja robię się bardzo nerwowy. Jakoś nie wychodzi mi praca jak ktoś patrzy mi na ręce. W pewnym momencie zatrzymuje się mercedes i wychodzi z niego bardzo pomocny Arab (przynajmniej w jego mniemaniu). Po założeniu paska i uruchomieniu silnika oczekuje od nas zapłaty. Hmmm. Akurat. Niedoczekanie jego. Ruszamy dalej. Po dwugodzinnym postoju. Na szczęście udało się nam naprawić samochodzik. Jeszcze tylko tankujemy samochód i uzupełniamy płyn w układzie kierowniczym i kierujemy się do śródmieścia. Dojeżdżamy do miasta, gdzie pakujemy się w samo centrum i w środek wielkiego korka. Kolejne wielkie przeżycie. Wymieniamy walutę, dziewczyny robią zakupy (wracają oburzone, bo jakiś Arab ich naciął na zakupach) i ruszamy na wschód. Na Aleg. Ponownie jedziemy gorącą pustynią. Droga jest prosta jak stół. Mijamy wiele przeładowanych ciężarówek, którym od gorąca (i zbyt dużej masy) porozrywało opony. Przejechaliśmy kilkadziesiąt km i nagle z silnika gwizd. Wystraszyłem się, że znowu poleciał alternator. Otwieram maskę uruchamiam silnik i wszystko jasne. Zatarło się łożysko napinacza paska klimatyzacji. A my stoimy na środku pustyni. Temperatura dochodzi do 55 st.C. Dziewczyny idą się opalać a ja rozkładam swoje zabawki. Próbuję dostać się do łożyska, ale silnik jest tak gorący, że poparzyłem ręce. Ubieram więc moją "roboczą" bluzę z długim rękawem (pocąc się przy tym niemiłosiernie) i zaczynam demontaż. Cała naprawa zajęła ok. 30 min po których z błogością wróciłem za kółko - tu jest tylko 36 st.C. Dalsza droga upływa nam na spokojnej obserwacji kolejnych osad na pustyni, kóz i cameli (wielbłądów - rzecz jasna). No i na słuchaniu narzekań Gosi, która błyskawicznie opaliła sobie twarz i marudziła na potęgę. Mijamy kolejne wioski i docieramy do Aleg. Tutaj - wg mapy droga miała się znacząco pogorszyć - a tu niespodzianka. Nowiuteńka szosa, na dodatek wybudowana przez Niemców. Jedzie się doskonale. W doskonałych humorach docieramy do terenów górzystych. Robimy sesję zdjęciową. Zapada zmierzch i późnym wieczorem docieramy do Kiffa, gdzie kwaterujemy się w fajnym hoteliku.

Dzień czternasty - Sobota - 17.02.2007 r.

Wstajemy wcześnie. Chcemy dzisiaj nadrobić wczorajsze straty. Ruszamy ok. 7 rano. Niestety - za Kiffa stan dróg zdecydowanie się pogarsza. Mimo, że jest to czarna szosa asfaltowa, to dużą część drogi jedziemy po piaszczystych poboczach. Zresztą nie tylko my - nikt nie jest w stanie na dłuższym odcinku prowadzić po takich dziurach. Żaden samochód tego nie wytrzyma, a my po wczorajszym staramy się nieco oszczędzać "Dyskotekę".
Na szczęście - jedziemy w pięknym, górzystym terenie, co rekompensuje nam nieco trudy podróży. Po wielogodzinnej jeździe docieramy do miejscowości Nema. Tutaj - jak nożem odciął - kończy się asfaltowa szosa. W którąkolwiek stronę by nie ruszyć - wszędzie drogi gruntowe. A co jedna to lepsza. Przy wjeździe do miasta policjant każe nam zgłosić się na komisariat. Więc pierwsze co robimy - to tam się kierujemy. Otrzymujemy jednak informację, że szef będzie za pół godziny, więc idziemy na spacer po miasteczku. Miasteczko zdecydowanie nie jest godne polecenia. Jeden wielki brud, smród i sam nie wiem co jeszcze. Centrum to wielki piaszczysty plac, od którego rozchodzą się drogi w różnych kierunkach. Pokręciliśmy się nieco, wzbudzając wielkie zainteresowanie lokalnej społeczności i wróciliśmy na komisariat. Szef właśnie przyjechał, ale kazano nam czekać. Gosia stwierdziła, że to na pewno za niewolnictwo. Nie mniej - po kilkunastu minutach czekania zostaliśmy przyjęci i spisani przez szefa, który oznajmił nam, że i tak na przejściu granicznym musimy dopełnić formalności.
W okolicy Nemy jest ciekawa wioska. Qualata. Niestety - wiodą do niej jedynie nie oznakowane ścieżki przez pustynię. Nie mniej - dopytując się lokalnej ludności o drogę postanawiamy ruszyć na jej poszukiwanie. Niestety - nie jest to takie proste jakby mogło się wydawać. Polne drogi, wielokrotnie rozwidlające się w różnych kierunkach umożliwiają właściwie tylko zniszczenie samochodu oraz zgubienie drogi. Pomalutku jednak zdążamy do celu. GPS podaje nam przybliżone koordynaty. I informację o odległości do wioski w linii prostej. Kluczymy po pustyni wiele godzin. Późnym wieczorem, gdy widoczność spadła niemalże do zera decydujemy się wrócić. Na szczęście mamy zapisany ślad na GPS'sie. Sahara pokonuje nas po raz drugi. Wracamy jak niepyszni do Nema i zastanawiamy się co dalej. Decydujemy się jechać już do Mali, z nadzieją, że przyjmie nas przyjaźniej. Tankujemy i ruszamy w kierunku granicy. Uprzejmy policjant biegnie przed naszym samochodem, by wskazać nam miejsce, gdzie należy zjechać z asfaltowej szosy. Spodziewaliśmy się normalnej drogi - nic bardziej mylnego. Policjant kieruje nas na boczną, polną drogę i życzy szczęśliwej podróży. Kiwamy z powątpiewaniem głową - już nas Sahara dwukrotnie pokonała. Chociaż z drugiej strony - mówią do trzech razy sztuka.
Strona:  « poprzednia  1  2  3  [4]  5  6  następna »

górapowrót
podobne artykułyPrzeczytaj podobne artykuły
»  Berberowie - Lud owiany tajemnicą
»  Malijski Raptularz
»  Historyjki z Maroka
»  Niger - życiodajna woda
»  W stronę pustyni... czyli zapiski z wyprawy do Maroka
»  Brama Afryki - Dona nobis pacem cordium
»  Atlas Wysoki - Jebel Toubkal 4167 m n.p.m.
»  Maroko 2006
»  W medinie Fezu
»  Cinquecento z Krakowa do Dakaru
»  Wyprawa dookoła Sahary. Część I - Przejazd przez Europę i Maroko
»  Wyprawa dookoła Sahary. Część III - Mali
»  Wyprawa dookoła Sahary. Część IV - Burkina Faso i Mali
»  Wyprawa dookoła Sahary. Część V - Senegal, Gambia i Senegal
»  Wyprawa dookoła Sahary. Część VI - Maroko i powrót
»  Expedycja Mahrab 2006
fotoreportażfotoreportaż
» Historyjki z Maroka - Anna Pacholak
» Ekspedycja Mahrab - ludzie - Tomasz Kempa
wyróżniona galeria
górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]