podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Afryka » Wyprawa dookoła Sahary. Część III - Mali
reklama
Cyprian Pawlaczyk
zmień font:
Wyprawa dookoła Sahary. Część III - Mali
artykuł czytany 2592 razy
Ruszamy na podbój miasteczka. Jest to typowe malijskie miasteczko. Gruntowo - piaszczyste drogi, mnóstwo straganów (kolejne miasto - bazar), masa rozwrzeszczanych dzieciaków i piękna rzeka - Niger. Nad rzeką mamy okazję podziwiać grupę praczek przy pracy (niektóre kobiety czynność tę wykonują nago), a także poznajemy grupkę dzieciaków. Afrykańskie pranie jest dość charakterystyczne. Kobiety piorą wszystko ręcznie, na wielkich tarach, bezpośrednio w rzece. Po zakończeniu tej czynności, wychodzą z wody i układają swoje pranie gdzie popadnie (piasek, trawa, droga) do wyschnięcia - zastanawiamy się, czy po tej czynności ubrania nie będą wyglądały przypadkiem tak jak przed praniem? Wracamy do centrum. Koło naszego samochodu parkuje stary Land Rover ze słoweńską rejestracją. Oni są prawie tak samo daleko od domu jak my.
Skrzyżowanie głównych dróg, a zarazem główny plac miasteczka zlokalizowany jest w rejonie wieży wodnej, a na samym jego środku usytuowane są dziwaczne rzeźby. Podchodzimy do jednego ze straganów i rozglądamy się za różnymi drobiazgami. Wpadają nam w oko małe kolorowe pojemniczki zrobione z łupiny jednego z lokalnych owoców oraz ładnie zdobione łyżeczki - zaczynają się targi. Owocne chyba dla obydwóch stron - bo my odchodzimy zadowoleni, a i sprzedawca nie wyglądał na zrozpaczonego. Robimy jeszcze ostatnie zakupy - napoje - utwierdzając się przy tym, że większość handlarzy ma ogromne problemy z podstawowym liczeniem. Ale targujemy swoje i ruszamy.
Pech przypomniał o swoim istnieniu bardzo szybko - jeszcze na przedmieściach, na jednym ze skrzyżowań, słyszymy ostry dźwięk policyjnego gwizdka, więc się zatrzymujemy. Po zatrzymaniu podchodzi do nas rozeźlony policjant i wymusza mandat (a raczej łapówkę) za jazdę bez zapiętych pasów - fakt, jechaliśmy bez pasów, ale większość lokalnych samochodów nawet ich nie ma. No cóż - co kraj to obyczaj - przekonujemy się nie po raz pierwszy, że łapówki są tu normą.
Kierujemy się na Bla, później na San. Mijamy wiele uroczych wiosek. W jednej z takich wiosek dziewczyny wypatrują imponujące drzewo. Zatrzymujemy się, i robimy sobie mały spacerek - oczywiście w asyście grupy dzieciaków. Drzewo jednak jest imponujące. Przypomina polskie dęby rogalińskie (ale tylko rozmiarem). Rozdajemy słodycze i ruszamy dalej.
W jednym z mijanych miasteczek trafiamy na targ. Stragany rozłożone zostały bezpośrednio na głównej drodze. Przejechanie przez takie miasteczko graniczy z cudem. Aby umożliwić nam przejazd część handlowców musi zebrać swoje kramy. Ale jest gwarnie i kolorowo. I wszyscy są w stosunku do nas życzliwi. Bardzo życiowe podejście. Wyjeżdżając z targowiska mijamy jeszcze wielki parking pełen osiołków. Jak tylko mijamy targowisko mamy jeszcze okazję podziwiać kunszt kolejnego kierowcy busika. Załadował swojego starego mercedesa towarem tak, że auto zwiększyło wysokość ponad dwukrotnie. Oni są niemożliwi. Na szczęście w całym Mali znaleźliśmy aż dwa mosty, pod które mogliby mieć problem z wjechaniem. Oni są praktyczni aż do bólu. Przy drodze mijamy wiele wysokich na ok. 2 metry kopców. Zastanawialiśmy się, czy nie są to przypadkiem kopce termitów, ale pewności niestety nie mamy. Jesteśmy już w regionie Mopti. Tutejsza zabudowa jest już nieco inna od tej, którą mieliśmy okazję obserwować do tej pory. Większość zabudowań jest wykonana z gliny, a obiekty sakralne stylizowane są na wzór meczetu w Djenne. Zjeżdżamy z głównej drogi, uiszczamy lokalny podatek i kierujemy się właśnie do słynnego Djenne. Po kilkunastu km droga się kończy i dojeżdżamy do rzeki. Tutaj - w asyście uroczych handlarek - oczekujemy na prom. Urocze - znaczy, że ładne dziewczyny i ślicznie ubrane. Ale strasznie męczące - zaczepiają nas po kilkanaście razy. W końcu wjeżdżamy na prom. Tutaj też brakuje nam pełni swobody. Tym razem zaczepiają nas lokalni przewodnicy oferujący pełen wachlarz swoich usług. Uwalniamy się od nich dopiero po zjechaniu z promu. Kierujemy się do miasteczka. Droga prowadzi przez wąziutki mostek i zaraz za nim wjeżdżamy w gąszcz zabudowań. Pierwsze co robimy to podjeżdżamy na główny plac przed słynnym meczetem. Wychodzimy z samochodu i natychmiast zostajemy otoczeni przez dwie grupy. Dzieciaki i przewodnicy. Wszyscy chcą na nas zarobić. Nie dają się w żaden sposób odpędzić, więc zaczynamy spacer po miasteczku w ich asyście, starając nie zwracać na nich uwagi. Upierdliwy był zwłaszcza jeden chłopak - znał nieźle angielski i przyczepił się jak przysłowiowa "wesz psiego ogona". Gliniany meczet jest imponujący. Bardzo chcielibyśmy go zobaczyć wewnątrz, ale wiemy, że w tym rejonie niewiernym nie wolno odwiedzać meczetów. Ja widziałem już wiele muzułmańskich budowli sakralnych, ale ta jest odmienna od wszystkich innych. Robi wrażenie.
Nastaje wieczór, więc ruszamy na poszukiwanie hotelu. Widzieliśmy jeden z hoteli przed miasteczkiem. Zlokalizowany był zresztą w bardzo uroczym miejscu - niestety, tu jest komplet, ale urocza właścicielka poleca nam inny hotel, sprawdzając przy okazji, czy mają wolne miejsca. Wracamy więc do centrum i znowu natykamy się na niechcianego przewodnika, który asystuje nam do samego hotelu. Meldujemy się w hotelu, parkujemy samochód i idziemy na kolację. Zapowiada się pierwszy ciepły, prawdziwy obiad od kilku dni. Nie możemy się już doczekać. Dostajemy pyszną zupę, rybę z marchewką i naleśnika na deser. Po sutej kolacji czas na zasłużony odpoczynek.

Dzień osiemnasty - Środa - 21.02.2007 r.

Pobudka po ciężkiej nocy. Pod moskitierą z reguły brakuje powietrza, a klimatyzator cosik wysiadał. Noc minęła nam nieco niespokojnie. Hotelik jest jednak bardzo stylowy, więc korzystając z chwili spokoju myszkujemy sobie po nim. Znajdujemy wąziutkie schody na dach. Z tego miejsca mamy panoramę całego Djenne. Pakujemy się i wybierając się na śniadanie zanosimy część tobołków do samochodu. Do samochodu przy którym już czeka nasz ulubiony przewodnik.
Strona:  « poprzednia  1  [2]  3  4  5  następna »

górapowrót
podobne artykułyPrzeczytaj podobne artykuły
»  Berberowie - Lud owiany tajemnicą
»  Malijski Raptularz
»  Historyjki z Maroka
»  Niger - życiodajna woda
»  W stronę pustyni... czyli zapiski z wyprawy do Maroka
»  Brama Afryki - Dona nobis pacem cordium
»  Atlas Wysoki - Jebel Toubkal 4167 m n.p.m.
»  Maroko 2006
»  W medinie Fezu
»  Cinquecento z Krakowa do Dakaru
»  Wyprawa dookoła Sahary. Część I - Przejazd przez Europę i Maroko
»  Wyprawa dookoła Sahary. Część II - Mauretania
»  Wyprawa dookoła Sahary. Część IV - Burkina Faso i Mali
»  Wyprawa dookoła Sahary. Część V - Senegal, Gambia i Senegal
»  Wyprawa dookoła Sahary. Część VI - Maroko i powrót
»  Expedycja Mahrab 2006
fotoreportażfotoreportaż
» Historyjki z Maroka - Anna Pacholak
» Ekspedycja Mahrab - ludzie - Tomasz Kempa
wyróżniona galeria
górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]