Kto jeździ latem do Laponii?
artykuł czytany
8505
razy
Ludzie, którym proponuje się wspólną podróż, na ogół reagują dwojako. Jedni na taką propozycję odpowiadają pytaniem postawionym w tytule pukając się przy tym w czoło. Drudzy pytają: "A co tam jest?". Z kolei, na pytanie: "A co jest gdzieś indziej?", robią zdziwioną minę: "To znaczy gdzie?". Jak widać nie tylko o zieleni można nieskończenie ... Aah, zdarzają się i tacy, którzy sugerują: "Na dwa, trzy dni to bym pojechał. Ale na miesiąc?".
Jak najszybciej do celu
No, to można jechać samemu. Samochodem. Najpierw do Gdańska na prom do Nynäshamn. Rejs "Rogalinem" trwa 19-godzin. Po odprawie szwedzkiej, jeśli tuż za bramą portu nie zatrzyma nas policja każąca dmuchać w alkomat, można wreszcie nabrać powietrza w płuca z własnej woli. To jest najkrótsza charakterystyka "Rogalina".
Krótki postój w Sztokholmie. Żadnych ambitnych planów. Tylko jedno muzeum: Vasamuseet. Jest tam w niemal całej okazałości okręt wojenny Gustawa II Adolfa wydobyty po blisko 350 latach z mulistego, dobrze konserwującego, dna portu sztokholmskiego. Niebyt w innych muzeach pozwoli nam hołubić przekonanie, że dokonaliśmy właściwego wyboru. Warto się jeszcze zapuścić na peryferie - do Drottningholm. Pałac jak pałac, ale teatr z XVIII wieku - najstarszy, zachowany bez przeróbek teatr na świecie - robi wrażenie. Nie był używany przez ponad 100 lat co pozwoliło mu uniknąć "dobrodziejstw" modernizacji. Demonstracja efektów specjalnych jest imponująca: wiatr (biorąc pod uwagę panujący na zewnątrz upał) przyjemnie chłodzi a grzmoty, będące efektem przesypywania kamieni w drewnianej skrzyni przechylanej za pomocą liny żeglarskiej, stwarzają nastrój prawdziwej grozy.
W drodze do Laponii warto przejechać przez Dalarnę - krainę zajmującą środkowo-zachodnią część Szwecji. Opanowanie nerwowości, wynikającej z wrażenia, że już "tyle dni" jest się w drodze a do Laponii wciąż daleko, zostanie nam sowicie wynagrodzone.
Panta rei
Nareszcie! Nawet ogromne oczekiwania nie są w stanie stłumić euforii. Dalarna od jeziora Siljan po granicę norweską to kawał wspaniałej przyrody. Ściana lasu po obu stronach gładkiej i niezbyt zatłoczonej drogi nr 70 czasem się przerzedza i widać brązowo-czarne lustro jeziora o urozmaiconej linii brzegowej i rozlicznych wyspach. Czasem zamiast jeziora pojawia się rzeka w podobnych barwach - to kolor piaskowca, który zalega dno. A w lesie dziwy: ogromne głazy, pozostawione 10000 lat temu przez cofający się lodowiec, bardziej albo mniej omszałe, stanowią dla zaskoczonego oka dekorację niemal teatralną. Pojawiają się coraz większe pagórki. Skręt na Mörkret. Cel: Njupeskär - największy wodospad w Szwecji. Z parkingu do wodospadu prowadzi ścieżka oznakowana co ok. 50 m. To podobno na wypadek mgły. Przy upalnej pogodzie trochę śmieszy. Tam, gdzie występuje ryzyko zamoczenia nogi (czasem poważne, bo teren jest miejscami bagnisty) - kładki. Punkt obserwacyjny u podnóża wodospadu znajduje się na wysokości ok. 1000m. Woda spada 95 m a szumi tak, jakby spadała 950 m. Na odległych górach widać łachy śniegu. Jedna, niebacząc na upał, zachowała się nawet w cieniu wodospadu. Z powrotem na drogę nr 70. Mijając Idre dojeżdża się do parku narodowego Städjan-Nipfjällets. Startując z parkingu bez trudu można zdobyć Nipvallen, trzeci co do wielkości szczyt w obszarze parku (1104 m n.p.m.). Powyżej 1000m nie rosną tu nawet krzaki; za to kamienie pokrywa zielonkawy nalot o koronkowej strukturze. W drodze powrotnej do Idre - zabawna pułapka. O sposobie zaznania cudu informuje specjalna tablica. Samochód toczy się pod górę! To, oczywiście, złudzenie optyczne. Ale jakże silne. Po takim dniu wieczorem nie ma problemów z zaśnięciem mimo, że aura jest jak w południe.
Po paru dniach można się przyzwyczajać do wiejskiej i małomiasteczkowej architektury; jednopiętrowe zwykle domy, z desek w kolorze ochry i z białymi ramówkami na wszystkich krawędziach, przestają robić wrażenie działkowych. Da się nawet polubić ten styl. Ogromne głazy rozrzucone po lesie też zaczyna się uważać za naturalne. Droga na Foskros. Co i rusz zbliża się do niej szeroka rzeka; czasem wartka, z wodospadami 2m wysokości, czasem spokojna i z gładkim lustrem tak, że można ją pomylić z jeziorem. Dalej na Sörvattnet i Linsell a potem żółtą drogą na Sandvikan i czerwną przez Rätan i Ange. Cały czas krajobrazy są takie, że każda szybkość wydaje się zbyt duża. Wspaniałe. Jak przesłodzone pejzaże z niedzielnego jarmarku, na których malarz chce zawrzeć wszystko, co jest dla niego przyrodą: góry, woda, wyspy, chmury, przez które przebija słońce i jakiś zwierz. Pierwsze stado reniferów wywiera zwykle największe wrażenie. Pasą się poniżej mostu, przez który przebiega droga. Z daleka ich rogi wyglądają na obciągnięte irchą albo zarosłe brązowym mchem. I ciągle ta woda podchodząca pod drogę. Wyspy na jeziorach są niesamowite w swojej różnorodności: od kamienistych wzgórz, zupełnie pozbawionych roślinności do płaszczyzn zalesionych tak, że wydaje się, że las wyrasta z wody! Są też takie, jak rysunkowa wyspa bezludna: łagodny pagórek wystający z wody, z rzadkim lasem porastającym tylko jego grzbiet. Przy odrobinie szczęścia, tzn. jeśli w nocy padał deszcz a dzień jest upalny, mgła unosi się na niedużej wysokości - bajka.
Takie widoki rozpuszczają. Wprawdzie autostrada za Sundsvall biegnie nad Zatoką Botnicką, ale po bokach "tylko" lasy i kwieciste łąki; nie ma na co patrzeć. Jednak już za Härnösand gdzie zaczyna się Höga Kusten - Wysokie Wybrzeże, znów niesamowite widoki. Skalisty brzeg stromo schodzi do wody, która nagle pojawia się po obu stronach drogi. Jesteśmy na 7. co do długości, podwieszanym moście na świecie. Pylony giną we mgle. Nocleg w Nordingra.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż