Norwegia autostopem
Geozeta nr 4
artykuł czytany
7608
razy
Kończył się już mój pobyt w najwyższych górach Norwegii i myślałem, że przyroda niczym mnie już tu nie zaskoczy, tymczasem... Następnego dnia wszedłem w kolejną dolinę zawieszoną nad Visdalen. Zamykała ją niewysoka przełęcz. Gdy się na nią wdrapałem, oczom moim ukazał się piękny zimowy krajobraz. Zamarznięte jeziora, metrowa warstwa śniegu, wokół lodowce. Słoneczna pogoda. Kotlina, w której się znalazłem, leży w zachodniej części Jotunheimen. Jest narażona na większe opady napływające znad Morza Północnego. Resztki zimowego śniegu topnieją tu zwykle dopiero późnym latem, a często utrzymują się przez cały rok. Okolica była dla mnie tym bardziej piękna, że znów byłem całkowicie sam. Mało kto się tu zapuszczał. Od najbliższego schroniska dzieliły mnie cztery godziny marszu.
Była to już ostatnia moja przygoda w Jotunheimen, w którym spędziłem jedenaście dni. Nie jest to oczywiście wystarczający czas by zwiedzić cały Park, ale wystarczy, by choć trochę poznać przyrodę gór północy. Żałuję, że nie udało mi się zobaczyć wodospadu Vettisfossen (275 m) - najwyższego w Norwegii, położonego w południowo-zachodniej części gór. Nie zwiedziłem również części Jotunheimen zwanej Hurrungane. Charakteryzuje się ona bardziej stromymi ścianami i szpiczastymi szczytami. Więcej jest tam również lodowców. To jednak zostawiam na następną wyprawę...
Tymczasem, kolejnym celem mojej tegorocznej wyprawy był Park Narodowy Jostedalsbreen - kraina największego lodowca na stałym lądzie Europy.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż